Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Jorn Lier Horst
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst страница 14
– Inne pobudki? – powtórzył komisarz.
– Cóż, tańczy pan?
Wisting potrząsnął głową. Nie miał drygu do tańca, ku ogromnej rozpaczy Ingrid. Dwadzieścia lat temu przeżył jakoś pierwszy taniec nowożeńców i od tamtej pory na palcach jednej ręki mógł policzyć, ile razy jego żonie udało się wyciągnąć go na parkiet. Zawsze czuł się jak ostatnia niezdara.
– To znaczy, że nie zna się pan na tangu?
Wisting znowu pokręcił głową i przygotował wewnętrznie na kolejny wykład.
– Tango narodziło się wśród biednych imigrantów, prostytutek i bezrobotnych w Buenos Aires pod koniec dziewiętnastego wieku. W naturalny sposób było silnie nasycone erotyzmem i buntem. Doprowadziło to do tego, że tańczenie tanga zostało w Argentynie zabronione. Około 1910 roku tango zyskało ogromną popularność w Europie i z czasem wróciło do łask także w swojej ojczyźnie. Złoty okres tego tańca przypadł na lata trzydzieste, czterdzieste i pięćdziesiąte. Ostatnio tango argentyńskie przeżywa renesans, zainteresowanie nim jest wprost gigantyczne. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tęsknotą za intymnością, i właśnie to był powód, z którego Pramm wstąpił do klubu.
– Wspomniał pan przez telefon, że Pramm musiał go opuścić.
– Zgadza się.
Larsen zerknął w stronę otwartych drzwi i po raz kolejny ściszył głos.
– Słyszał pan powiedzenie, że do tanga trzeba dwojga?
Wisting przytaknął i pozwolił przewodniczącemu klubu mówić dalej.
– Większość członków klubu stanowią pary. Są tam również samotni mężczyźni i kobiety, ale większość to małżeństwa. Tango wymaga dotyku. Właśnie tego wielu ludziom brakuje w innych tańcach. Preben Pramm potrafił stworzyć intymną atmosferę. Intymność i tango idą w parze i tak jak w wypadku innych dziedzin sztuki i erotyki trzeba mieć odwagę, by się w tańcu obnażyć. Niektórym panom z naszego klubu nie podobało się to, w jaki sposób Pramm tańczył z ich żonami.
– Dochodziło do konfliktów?
– Pozornie nie – odparł Larsen i jeszcze bardziej zniżył głos. – Ale widziałem to po nich. Gdyby spojrzenie mogło zabić… Rozumie pan?
– I dlatego musiał odejść?
– Kiedy teraz się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że tak. Oficjalna wersja brzmiała, że ma problemy z biodrem i ból za bardzo mu dokucza, by mógł nadal uczestniczyć w zajęciach.
– Czy od tamtej pory utrzymywał kontakt z innymi członkami klubu?
– Z tego, co wiem, nie. Dopóki był członkiem klubu, najlepsze relacje łączyły go z Åsne Berg z Langestrand i to z nią tańczył najczęściej. Kilka lat temu jej mąż doznał skomplikowanego złamania nogi. Ciągle trafiał do szpitala, w ranę wdało się zakażenie. Nigdy się z tego nie wykaraskał, a w tym roku gdzieś na Wielkanoc zmarł. Na serce.
Gruby mężczyzna cmokał tak, jakby ten potok słów sprawił, że zaschło mu w ustach, i zanim wrócił do rozmowy, wypił pierwszy łyk kawy, która stała przed nim na stole.
– Ale dość o tym. Z tego powodu pani Berg i Pramm tworzyli przez jakiś czas parę taneczną, ale nie wyobrażam sobie, żeby Pramm mógł utrzymywać kontakty towarzyskie z nią lub innymi członkami, nie licząc imprez klubowych. On nie miałby z pewnością nic przeciwko temu, ale pani Berg raczej by to nie odpowiadało.
– Nie?
– Nie. Jak już mówiłem, odnosiłem wrażenie, że Pramm szukał intymności i znajomości z kobietami. Pani Berg również musiała to wyczuwać, ale z oczywistych względów nie była tym zainteresowana. Miała męża, a poza tym należy do zupełnie innej klasy społecznej. Jest kobietą zamożną, zawsze elegancko ubraną i o nienagannych manierach. Natomiast Pramm przychodził w starym garniturze, który najprawdopodobniej kupił na czyjś pogrzeb dwadzieścia lat temu. Ale był dobrym tancerzem. To trzeba mu oddać!
Rozmowa z Larsenem pozwoliła Wistingowi doprecyzować i uzupełnić obraz Prebena Pramma, ale zdawała się mieć niewiele wspólnego ze sprawą. Komisarz wypił porządny łyk kawy i przez chwilę wpatrywał się w pustą stronę w notesie, marszcząc czoło.
– Pewnie zastanawia się pan, czy ktoś z naszego klubu miał powód, żeby go zabić – odezwał się mężczyzna.
Wisting w ogóle o tym nie pomyślał, ale z uniesionymi ze zdziwienia brwiami zerknął znad notatnika.
– I co: miał?
– Nie wiem – odparł Larsen niemal szeptem. – Ale tego nie wykluczam. Absolutnie nie wykluczam takiej możliwości. Musi pan pamiętać, że tango to taniec, który trafia do serca. Jest w nim dramatyzm i pożądanie, niezobowiązujące poddanie się partnerowi i bliskość, która trwa tylko przez chwilę, ale którą długo się pamięta. Wszystko zależy od tego, z kim się tańczy.
Komisarz zamyślił się i zanotował kolejne nazwisko: „Åsne Berg”.
6
Zanim Wisting i Angell opuścili budynek komendy, zrobiło się późno. Do północy dyskutowali na temat sprawy i planowali dalsze czynności dochodzeniowe. Z czasem przeszli od kwestii ściśle zawodowych do anegdot ze szkoły policyjnej i luźnej rozmowy o starych sprawach, nad którymi razem pracowali. Wisting tęsknił za tamtymi czasami i takim przyjacielem jak Angell. Nie miał nikogo, z kim mógłby rozmawiać tak otwarcie i kto rozumiałby go tak dobrze. Nikogo, kto tak jak on potrafiłby dokończyć rozpoczęte zdanie lub wyjąć mu słowa z ust. Ciężko zniósł dzień, gdy Angell wszedł do jego gabinetu z szerokim uśmiechem i pismem od policji w Bergen, która proponowała mu etat w tamtejszej komendzie. Mimo to cieszył się razem z nim. Nie wiedział, w jaki sposób udało im się aż tak zaprzyjaźnić, bo w gruncie rzeczy bardzo się od siebie różnili. Angell był niespokojnym duchem, który zawsze chciał czegoś nowego. Dalej, wyżej, mocniej. To dlatego stosunkowo krótko pozostał w swoim rodzinnym mieście. Prawdopodobnie z tego samego powodu Angell miał za sobą dwa nieudane małżeństwa. Zawsze szukał większych wyzwań i ambitniejszych zadań. W drodze do celu, który zawsze leżał daleko przed nim, zrobił sobie krótki postój w Centrali Policji Kryminalnej. Natomiast Wisting wrósł w to małe miasto w Vestfold i dobrze mu z tym było.
Gdy wrócił do domu, Ingrid czekała na niego. Znajdowała się w połowie nowego romansu i niemal równie daleko w butelce wina Jacob’s Creek.
– Napijesz się ze mną? – spytała. Uśmiechnęła się i nie skomentowała późnej pory, ale Wisting wyczuł w jej głosie coś, co sprawiło, że zaproszenie zabrzmiało jak krytyka.
– Chętnie.
– Musiałam wstawić obiad do lodówki. – Rozdrażnienie stało się wyraźniejsze. – Odgrzać ci trochę?
Dopiero