Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Jorn Lier Horst
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst страница 9
Na tabliczce nad dzwonkiem wymalowanych było elegancko pięć imion i nazwisk pod rysunkiem przedstawiającym mamę, tatę, dwoje dzieci i psa. Dzieci miały na imię Tommy i Anniken, natomiast dorośli – Nina i Frank. Wisting wzdrygnął się na widok pierwszego nazwiska kobiety, która mieszkała w tym domu. W całym okręgu nie było policjanta, który nie zareagowałby na dźwięk nazwiska Ravn. Nie było zbyt częste, więc Wisting szybko skojarzył je z Jonathanem Ravnem – postacią, która przewijała się w policyjnych kartotekach, odkąd Wisting sięgał pamięcią.
Nacisnął przycisk dzwonka w nadziei, że Bonsa nie ma w domu lub że przynajmniej rysunek małego jamnika na drzwiach odpowiada stanowi faktycznemu. Już miał zadzwonić po raz drugi, gdy zobaczył, że ktoś się porusza za chropowatym szkłem. Gdy drzwi się otworzyły, zrozumiał, że nie mylił się w swoich przypuszczeniach. Podobieństwo między kobietą stojącą przed nim a Jonathanem Ravnem było uderzające. Mieli taką samą wąską twarz z zadartym nosem, wysokie kości policzkowe i odrobinę zapadnięte oczy. Kobieta była ponadto niezwykle blada jak na tę porę roku. Potargane włosy i zielony dres z wyszytym na lewej piersi napisem Stag IL8 sprawiły, że Wisting nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kobieta spała, gdy zadzwonił do drzwi.
Przedstawił się, choć wątpił, by kobieta zarejestrowała jego nazwisko.
– Czy coś się stało? – spytała.
– Mogę wejść do środka?
Został wprowadzony do ciasnego, niewywietrzonego salonu. W pokoju unosiła się ciężka woń dymu papierosowego. Przeszedł nad kilkoma zabawkami walającymi się na podłodze i ominął rozstawioną suszarkę do bielizny, na której wisiały małe różowe spodenki i majtki. Salon był urządzony starymi i nowymi meblami. Wzdłuż jednej ze ścian stał nowoczesny sprzęt stereo i duży telewizor. Od aparatu ciągnęło się wiele przewodów do różnej wielkości głośników rozstawionych po całym pokoju. Na ścianie wisiał stary zegar, który zatrzymał się na godzinie dwunastej. Pod nim stało zabytkowe biurko z mnóstwem starych porcelanowych lalek. Na lewo od zegara, na półce na talerze siedziało jeszcze więcej lalek. Ich jedwabne sukienki zrobiły się żółte od dymu tytoniowego.
Wisting nie widział nigdzie psa, ale kłębki krótkiej szorstkiej sierści zdradzały, że mały jamnik jeszcze niedawno leżał na fotelu, który wskazała mu Nina Ravn-Omholt. Sama usiadła na dużo praktyczniejszej skórzanej kanapie, wygładziła zagłębienie w poduszce odpowiadające wielkością jej głowie i zapaliła papierosa. Wolną rękę położyła na kolanach, jakby chciała ukryć fakt, że jej brzuch był większy, niżby sobie tego życzyła. Komisarz spostrzegł, że na paczce papierosów znajdowały się znaki i litery, których używano w Europie Wschodniej, i domyślił się, że są to papierosy z przemytu, które dostarcza jej brat.
– Preben Pramm nie żyje – wyjaśnił Wisting, chrząkając. Tym razem nie z przyzwyczajenia, lecz z powodu dymu.
– Aha.
– Wygląda na to, że został zamordowany.
– Aha.
Wiadomość zdawała się nie robić na niej żadnego wrażenia. Zaciągnęła się i czekała na dalszy ciąg.
– Znała go pani?
– Nie. Nieszczególnie. Mieszkamy tu dopiero od roku. Wprowadziliśmy się ubiegłego lata.
– Kto mieszka z panią? – spytał, wyciągając notes.
– Mój mąż, Frank. Tommy i Anniken, Tommy ma osiem lat, a Anniken niedługo skończy pięć.
– Zdaje się, że Anniken zdążyłem już poznać.
– Tak. Odwiedziła ją kuzynka. Tommy jest u kolegi i gra w piłkę.
– A pani mąż?
– Musiał coś załatwić. Zaraz wróci.
Wisting zauważył, że dłoń trzymająca papierosa lekko zadrżała. Kobieta znowu się zaciągnęła, starając się powstrzymać mimowolne drżenie.
– A bo co?
– Muszę zadać państwu kilka pytań.
– Niczego nie widzieliśmy – stwierdziła i po raz kolejny zaciągnęła się głęboko.
– I tak muszę je zadać. Kiedy widziała pani Prebena Pramma po raz ostatni?
– Kilka dni temu. Nie widujemy go zbyt często, więc trudno powiedzieć.
– Czy widziała go pani po nocy świętojańskiej? – spytał. Wiedział, że święta pozwalają świadkom łatwiej umieścić obserwacje w czasie.
– Tak, wydaje mi się, że tak.
– Jest pani pewna?
– Nie.
Nina Ravn zdecydowanym ruchem strzepnęła popiół.
– W jakich okolicznościach pani go widziała? Wyjmowała pani wtedy pocztę ze skrzynki? Albo wyrzucała śmieci?
– Nie. Wydaje mi się, że po prostu widziałam go w ogrodzie.
– Ale nie może pani stwierdzić z całą pewnością, kiedy to było?
– Nie. Albo tak. To było wtedy, gdy zbierałam truskawki.
– Czyli kiedy?
Wisting przygotował się do robienia notatek.
– Wieczorem.
– Którego wieczoru?
– Każdego wieczoru zbieram truskawki.
Odłożył długopis i już miał westchnąć z rezygnacją, ale się powstrzymał. Rozmowa w kłębach dymu drażniła go, ale to był w zasadzie jego problem. Nie mógł pozwolić, by osobista irytacja wywołała niechęć do świadka, i dlatego spróbował zrobić jeszcze jedno podejście.
– Jaki on był?
Nina Ravn podniosła głowę i spojrzała w sufit. Wyglądała tak, jakby chciała się dobrze namyślić i zatrzeć niekorzystne pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na policjancie. Wisting pogratulował sobie w myślach opanowania i wykorzystał chwilę przerwy w rozmowie, by przyjrzeć się barwnym obrazom figuratywnym wiszącym na ścianie za jej plecami. Pasowały dobrze do wnętrza i drażniło go to, ponieważ w swoim własnym salonie na poddaszu również miał obrazy miejscowego artysty i kolegi z czasów dzieciństwa. Doskonale rozumiał, skąd Fritz Nyegaard czerpał inspirację. Motywy jego dzieł były jakby żywcem wyjęte z dzieciństwa Wistinga, spędzonego
8
Klub sportowy Stag powstały w 1945 roku w Stavern.