Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Jorn Lier Horst

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst страница 5

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier  Horst Mroczny zaułek

Скачать книгу

kto tu mieszkał, był samotnym człowiekiem, który nie potrafił stworzyć przytulnego wnętrza. Tym bardziej wyróżniał się regał z telewizorem o przekątnej minimum dwadzieścia dziewięć cali i nowoczesnym odtwarzaczem wideo. Sprzęt elektroniczny wyglądał na nowy i drogi i nie pasował do całości.

      Komisarz zrobił kilka kroków w głąb pokoju, zbliżając się do martwego ciała, choć nadal unikał go wzrokiem. W poszukiwaniu kolejnych odczuć i detali przyjrzał się ławie. Zauważył kilka gazet, kalendarz książkowy, portfel, przewróconą filiżankę kawy i cztery oprawione zdjęcia przedstawiające różne gatunki ptaków. Cztery jasne pola na ścianie zdradzały miejsce, gdzie zwykły wisieć fotografie.

      Wokół ławy stały dwa fotele i trzyosobowa kanapa. Na jednym z foteli leżały brązowe spodnie, biała koszula w niebieskie prążki i para starannie złożonych szarych skarpet. Jednak rzucony na podłogę brązowy skórzany pasek i jasnoniebieskie majtki rozerwane po bokach mówiły, że ich właściciel nie rozebrał się do naga z własnej woli. Kanapa stała zwrócona tyłem do drzwi wychodzących na taras i była ozdobiona kilkoma haftowanymi poduszkami. Na oparciu kanapy leżał, jak można było domniemywać, Preben Pramm.

      Z zewnątrz Wisting zdołał dojrzeć, że Pramm miał związane ręce. Teraz zobaczył, że również nogi ofiary były skrępowane. Zwłoki leżały związane, tworząc coś w rodzaju gwiazdy, z pośladkami uniesionymi w górę i stanowiącymi najwyższy punkt nad oparciem kanapy. Wistingowi bezwiednie przyszedł na myśl Hammer i to, w jaki sposób szukał narkotyków w naturalnych otworach ciała.

      Plecy i nogi denata były zbroczone krwią. Wisting zauważył wiele otwartych ran i podłużnych siniaków, które sugerowały, że Pramm mógł być chłostany własnym paskiem. Na pośladkach miał kilkadziesiąt okrągłych śladów po przypaleniach. Nietrudno było się domyślić, do czego służyły walające się na kanapie niedopałki papierosów.

      Wisting przyglądał się zwłokom z pewnego rodzaju satysfakcją. Po chwili zorientował się, że jego prawy kącik ust podniósł się, tworząc krzywy uśmiech, natomiast w żołądku czuł ssanie, jakby z głodu. Wypełniała go radość, ponieważ mógł obserwować z bliska zagadkę śmierci, wiedząc dobrze, że to do niego należy jej wyjaśnienie.

      Widok był makabryczny. Komisarz widział wiele martwych ciał; zwłoki, które były opuchnięte, z przebarwieniami skóry, rozkładające się i częściowo zjedzone przez zwierzęta. Widział zwłoki z jelitami i innymi narządami zwisającymi na zewnątrz. Z siekierami lub nożami wbitymi głęboko w ciało, mózgi rozbryzgnięte na ścianach. Widział nawet zwłoki, które zostały poćwiartowane i zapakowane do reklamówek z Rimi. Jednak w tym ciele tutaj było coś, co uświadomiło mu, że dalsze śledztwo będzie wymagało od niego maksimum profesjonalizmu. Maksimum doświadczenia i umiejętności. Krzywy uśmieszek zamienił się w szeroki uśmiech, gdy dotarło do niego, jak trudne czeka go zadanie.

      Z zamyślenia wyrwał go piskliwy kobiecy głos, który przywitał słuchaczy popołudniowego programu Radia Larvik. Spikerka poinformowała, że wkrótce rozpocznie się audycja Dwa kwadranse z country. Finn Haber wyłączył radio, tym samym pozbawiając konkurencji brzęczące owady przy zwłokach Prebena Pramma.

      Komisarz okrążył kanapę, żeby przyjrzeć się ciału z bliska. Opuchnięta głowa denata niemal dotykała zakrwawionej podłogi. Skóra łuszczyła się i sprawiała wrażenie rozmiękłej. Na środku czoła widniał kolejny okrągły ślad po przypaleniu. Twarz wykrzywiał grymas zaskoczenia lub strachu. Oczy były zapadnięte i szeroko otwarte, ale obróciły się w oczodołach, przez co gałki oczne, które wpatrywały się w Wistinga, były białe i galaretowate. Krew i śluz ściekające wokół nosa i wzdłuż jego grzbietu zdążyły dawno skrzepnąć. Usta ofiary były zaklejone szerokim kawałkiem szarej taśmy klejącej.

      Obok poduszki kanapowej i poplamionego krwią sekatora leżało w kałuży krwi żółte wiadro. Dziesiątki małych czarnych mrówek szły ścieżką od drzwi werandy do nogi kanapy i dalej po nylonowym sznurze, który wżynał się w opuchnięte ręce denata. Mrówki wędrowały po granatowoczarnej twarzy i znikały w uchu.

      Wisting odwrócił wzrok i już miał odejść, gdy nagle coś kazało mu jeszcze raz spojrzeć na zwłoki. Nie zauważył tego od razu, lecz odnotował w podświadomości, że z dłońmi ofiary było coś nie tak. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że mężczyzna wisiał z zaciśniętymi pięściami, ale gdy komisarz pochylił się, żeby przyjrzeć im się dokładnie, zrozumiał, co się nie zgadzało. Brakowało wszystkich opuszków palców. Wyglądało to tak, jakby paliczki dalsze obu rąk zostały odcięte.

      Nie licząc brzęczenia owadów, w domu panowała idealna cisza. Haberowi i Wistingowi udzielił się podniosły nastrój. W końcu komisarz spytał półgłosem:

      – Przyczyna zgonu?

      – Trudno powiedzieć – odszepnął Haber. – Chyba zostawię to patomorfologom. Wydaje mi się, że mężczyzna został zaatakowany tępym narzędziem i to wielokrotnie, ale nie umiem powiedzieć, czy to było przyczyną zgonu.

      – Brak bezpośrednich śladów walki.

      – To też trudno stwierdzić. W każdym razie ktoś narobił tu niezłego bałaganu. Pierwsze wrażenie jest takie, że ktoś tu czegoś szukał.

      – Portfel i kalendarz chciałbym mieć na biurku tak szybko, jak to tylko możliwe – powiedział Wisting, wskazując ławę.

      Cichą rozmowę przerwał głośny i natarczywy dźwięk telefonu komórkowego, dobiegający z kieszeni komisarza. Wisting wyjął telefon, myśląc, że dzwoni Ingrid, żeby dowiedzieć się, jak długo ma czekać z obiadem. Zdziwił się nieco, gdy zobaczył numer zaczynający się od 225, i zanim rozpoczął rozmowę, wyszedł z pomieszczenia wypełnionego stęchłym, mdlącym powietrzem.

      – Cześć, Williamie! – pozdrowił go ktoś w dźwięcznym bergeńskim dialekcie. – Z tej strony Torbjørn! Słyszałem, że przydałaby ci się pomoc na Solkysten6.

      Gdy Wisting zrozumiał, że będą potrzebowali pomocy z Kripos, pomyślał o swoim dawnym koledze z Wyższej Szkoły Policji. W przeciwieństwie do wielu innych funkcjonariuszy z Centrali Policji Kryminalnej Torbjørn Angell był spokojnym policjantem, który trzymał się nieco na uboczu i pozwalał lokalnej policji prowadzić dochodzenie, a sam drobiazgowo analizował materiał śledczy. Dokładność była tylko jedną z wielu cech Angella, które Wisting wysoko cenił. Problem polegał na tym, że czasami Angell tak bardzo zagłębiał się w szczegóły, że zanim zdążył zaprezentować wyniki swoich analiz, sprawę udawało się wyjaśnić innymi metodami.

      – Owszem. Serdecznie zapraszamy! – odpowiedział Wisting.

      – Co tam macie?

      – Sam jeszcze nie wiem. Starszy mężczyzna, skrępowany i zamordowany we własnym salonie, i jeden lub kilku napastników, którzy mają nad nami wiele dni przewagi.

      – Zdaje się, że stoi przed wami prawdziwe wyzwanie.

      Wisting spojrzał na zegarek. Minęła siedemnasta.

      – O której możesz tu być?

      – Poproszono

Скачать книгу


<p>5</p>

Numer kierunkowy do Oslo.

<p>6</p>

Słoneczne Wybrzeże; norweski odpowiednik hiszpańskiego Costa del Sol. Tu nazwa użyta żartobliwie.