Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 14
– Nic bliżej? – Martin był rozczarowany.
– Zgodnie ze szwedzkim zwyczajem w takich przypadkach nie podaje się przedziału krótszego niż pięć godzin, więc tyle ci mogę powiedzieć. Z drugiej strony prawdopodobieństwo, że tak właśnie było, wynosi aż dziewięćdziesiąt pięć procent, czyli bardzo dużo. Mogę za to potwierdzić, co zapewne podejrzewaliście, mianowicie że Wąwóz Królewski nie był miejscem zbrodni. Została zamordowana gdzie indziej i przeleżała tam kilka godzin po śmierci, co widać po plamach opadowych.
– Zawsze coś – powiedział Martin. – A szkielety? Udało się coś ustalić? Dotarła do ciebie informacja o podejrzeniach Patrika?
– Tak, dotarła. Ale jeszcze z nimi nie skończyliśmy. Identyfikacja na podstawie uzębienia nie jest łatwa, są trudności ze znalezieniem kart pacjentów z lat siedemdziesiątych. Pracujemy nad tym. Damy znać, jak się dowiemy więcej. Na razie mogę powiedzieć tyle, że to kości kobiet, wiek też by się zgadzał. Badanie kości miednicy jednej z nich wskazuje, że rodziła, co również zgadza się z tymi danymi. A najciekawsze, że oba szkielety mają podobne złamania jak denatka. Między nami mówiąc, pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że u wszystkich trzech ofiar są niemal identyczne.
Martin ze zdumienia upuścił długopis na podłogę. Ładna sprawa im spadła na głowę! Sadystyczny morderca, który czeka dwadzieścia cztery lata, by popełnić kolejną okrutną zbrodnię. Wolał nawet nie myśleć o innej możliwości. Że morderca nie czekał dwudziestu czterech lat, tylko policja nie znalazła pozostałych ofiar.
– I też miały rany cięte?
– Trudno stwierdzić, ponieważ nie mamy materiału organicznego, ale owszem, na kościach są zadrapania, które mogą wskazywać, że ofiarom zrobiono to samo.
– A przyczyna śmierci w ich przypadku?
– Ta sama co u tej Niemki. Wgniecenia kości w obrębie szyi są takie jak po uduszeniu.
Martin cały czas szybko notował.
– Masz dla mnie jeszcze coś ciekawego?
– Tylko tyle, że szkielety były prawdopodobnie zakopane, na kościach są resztki ziemi. Może jej badanie przyniesie coś jeszcze. Nie jest jeszcze gotowe, więc musicie uzbroić się w cierpliwość. Na zwłokach Tanji Schmidt i kocu, na którym leżały, też było trochę ziemi. Porównamy ją z próbkami ze szkieletów. – Pedersen zrobił krótką pauzę. – Czy śledztwo prowadzi Mellberg?
W jego głosie dał się słyszeć niepokój. Martin uśmiechnął się ironicznie, ale zaraz go uspokoił:
– Nie, Patrik. Inna rzecz, komu przypadną zaszczyty, jeśli uporamy się z tą sprawą…
Roześmiali się obaj, chociaż Martinowi nie było za bardzo do śmiechu.
Zakończywszy rozmowę z Pedersenem, poszedł wyjąć kartki z faksu. Kiedy chwilę później zjawił się Patrik, Martin miał wszystko w małym palcu. Patrik wysłuchał jego sprawozdania. Był tak samo przybity jak on. Zanosiło się na wyjątkowo zagmatwaną sprawę.
Anna wyciągnęła się na dziobie łódki i w bikini smażyła się w słońcu. Dzieci odbywały poobiednią drzemkę w kajucie, Gustav stał przy sterze. Za każdym razem, gdy dziób łódki uderzał o powierzchnię wody, słone kropelki rozpryskiwały się na jej ciele, dając przyjemną ochłodę. Wystarczyło zamknąć powieki, aby przez chwilę zapomnieć o zmartwieniach i wmawiać sobie, że to prawdziwe życie.
– Anna, telefon do ciebie.
Głos Gustava wyrwał ją ze stanu bliskiego medytacji.
– Kto to? – Osłoniła dłonią oczy, żeby spojrzeć na wymachującego komórką Gustava.
– Nie przedstawił się.
Od razu się domyśliła, kto dzwoni. Poczuła lęk i supeł w żołądku. Ostrożnie przesunęła się w kierunku Gustava.
– Anna, słucham.
– Co to za jeden? – warknął Lucas.
Anna zawahała się.
– Mówiłam ci. Wybieram się na żagle ze znajomym.
– Jeszcze będzie mi wmawiać, że to znajomy – rzucił. – Jak się nazywa?
– Nic ci do…
Przerwał jej:
– Anno, jak SIĘ NAZYWA?
Słuchała jego głosu i z każdą sekundą jej opór słabł. Odpowiedziała cicho:
– Gustav af Klint.
– No, no. Proszę, jak wytwornie – powiedział szyderczo, ściszając głos. Zabrzmiała w nim groźba. – Jak śmiesz zabierać moje dzieci na wakacje z innym mężczyzną?
– Jesteśmy po rozwodzie, Lucas – odpowiedziała Anna, zakrywając ręką oczy.
– Wiesz bardzo dobrze, że to niczego nie zmienia. Jesteś matką moich dzieci, a to oznacza, że jesteśmy ze sobą związani na zawsze. Ty i moje dzieci.
– To dlaczego próbujesz mi je odebrać?
– Bo masz chwiejny charakter. Nigdy nie umiałaś nad sobą panować i szczerze mówiąc, nie wierzę, żebyś mogła się zajmować moimi dziećmi tak, jak na to zasługują. Wystarczy spojrzeć, jak żyjecie. Ty całymi dniami jesteś w pracy, a one siedzą w przedszkolu. Uważasz, że tak jest dla nich dobrze?
– Przecież muszę pracować. A ty? Jak byś to rozwiązał, gdyby sąd dał ci opiekę nad dziećmi? Też musisz pracować. Kto by się nimi zajął?
– Jest rozwiązanie. Dobrze wiesz jakie, Anno.
– Oszalałeś? Miałabym do ciebie wrócić po tym, jak złamałeś Emmie rękę? Nie mówiąc już o tym, co zrobiłeś mnie? – powiedziała piskliwym głosem i w tej samej chwili zrozumiała, że posunęła się za daleko.
– To nie moja wina! To był wypadek! A poza tym gdybyś nie była taka uparta, nie musiałbym się tak często denerwować!
Mogłaby mówić do ściany. Bez sensu ta rozmowa. Po tylu latach spędzonych z Lucasem wiedziała, że naprawdę myśli to, co mówi. Nigdy nie był winny, zawsze winę ponosił kto inny. Bił ją i jeszcze potrafił w niej wzbudzić poczucie winy, sprawić, żeby czuła się nie dość wyrozumiała, kochająca i uległa.
Gdy w końcu przeprowadziła rozwód, uruchamiając całą dotychczas ukrytą energię, po raz pierwszy od lat poczuła się naprawdę silna, wręcz niepokonana. Nareszcie odzyskała swoje życie, wraz z dziećmi będzie mogła zacząć wszystko od nowa. Ale chyba zbyt łatwo to poszło. Lucas był tak wstrząśnięty