Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 9
– Jaki znowu debet?
Linda zaśmiała się.
– To pojęcia z dziedziny księgowości, nie przejmuj się.
– Ciekaw jestem, co by było, gdybym… – Johan utkwił spojrzenie gdzieś za nią i gryzł słomkę.
– Gdybyś co?
– Gdyby mój stary nie stracił wszystkich pieniędzy. Może wtedy my mieszkalibyśmy we dworze, a ty w domku z wujkiem Gabrielem i ciocią Laine.
– Ale by było. Mama na dożywociu w domku. Biedna jak mysz kościelna.
Linda odchyliła głowę i roześmiała się tak serdecznie, że Johan musiał ją uciszać, żeby jej nie usłyszeli w domu Jacoba i Marity, o rzut kamieniem od stodoły.
– Może ojciec by żył. Matka nie siedziałaby całymi dniami nad tymi albumami.
– Przecież to nie z powodu pieniędzy…
– A skąd wiesz? Skąd możesz wiedzieć, dlaczego to zrobił! – Jego głos stał się donośny, krzykliwy.
– Wszyscy wiedzą.
Lindzie nie podobało się, że rozmowa zeszła na ten temat. Nie miała odwagi spojrzeć Johanowi w oczy. Za milczącym porozumieniem rodzinna waśń i wszystko, co się z nią łączyło, były tematem zakazanym.
– Wszyscy tak myślą, ale gówno wiedzą. I jeszcze ten twój brat. Mieszka w naszym domu. Co za świństwo.
– To nie jego wina. – Linda czuła się dziwnie, broniąc brata, na którego zwykle tak psioczyła, ale rodzina to rodzina. – Dostał gospodarstwo od dziadka. Zresztą zawsze był gotów pierwszy stanąć w obronie Johannesa.
Johan wiedział, że Linda ma rację. Złość mu przeszła. Faktem jest, że strasznie go bolało, gdy Linda czasem mówiła o swojej rodzinie. Przypominała mu, co stracił. Nie miał wprawdzie odwagi jej tego powiedzieć, ale uważał, że Linda jest niewdzięczna. Ona i jej rodzina mają wszystko, podczas gdy jego rodzina nie ma nic. I gdzie tu sprawiedliwość?
Jednocześnie gotów był wszystko jej wybaczyć. Nigdy nie kochał nikogo tak gorąco. Płonął na sam widok jej leżącego obok smukłego ciała. Chwilami nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, nie mógł pojąć, dlaczego ta cudowna istota marnuje czas, aby się z nim spotykać. Teraz jednak nie zamierzał się tym zajmować. Przyciągnął ją do siebie, zamknął oczy i wdychał zapach jej włosów. Odpiął guzik jej spodni, ale złapała go za rękę.
– Nie mogę, mam okres. Daj, ja to zrobię.
Rozpięła mu spodnie. Johan położył się na wznak. Pod zamkniętymi powiekami ujrzał migoczące niebo.
Minął zaledwie jeden dzień od znalezienia zwłok kobiety, a Patrika już zaczęła dręczyć niecierpliwość. Przecież gdzieś ktoś się dziwi, że jej nie ma. Zastanawia się, niepokoi, jest pełen coraz gorszych przeczuć. I te przeczucia miały się sprawdzić. Najbardziej zależało mu na ustaleniu tożsamości kobiety. Chciał powiadomić tych, którzy ją kochali. Nie śmierć jest najgorsza, lecz niepewność. Nie można przeżyć żałoby, dopóki się nie wie, kogo lub co się opłakuje. Niełatwo przekazać taką wiadomość, ale Patrik umiał już brać na siebie ten obowiązek. Wiedział, że jest nieodłączną częścią jego pracy. Pomagać i wspierać. Ale przede wszystkim trzeba ustalić, co się przydarzyło osobie, którą kochali.
Wczorajsze telefony Martina okazały się bezowocne. Sprawa identyfikacji kobiety skomplikowała się jeszcze bardziej. W najbliższej okolicy nikt nie zgłosił zaginięcia, co oznaczało, że pole poszukiwań należy rozszerzyć na całą Szwecję, a może jeszcze dalej. Wydawało się to przedsięwzięciem wręcz karkołomnym, więc szybko odrzucił tę myśl. Stwierdził, że policja jest jedynym rzecznikiem nieznanej kobiety.
Martin zapukał delikatnie do drzwi.
– Jak mam szukać dalej? Mam rozszerzyć zasięg poszukiwań? Zacząć od wielkich miast czy… – Uniósł brwi i ramiona w pytającym geście.
Patrik poczuł ciężar odpowiedzialności. Żadnych wskazówek, ale przecież od czegoś trzeba było zacząć.
– Zacznij od wielkich miast. Göteborg jest już załatwiony, więc sprawdź Sztokholm i Malmö. Niedługo powinniśmy dostać wstępny raport z zakładu medycyny sądowej. Jeśli będziemy mieli szczęście, będzie się o co zaczepić.
– Okej.
Martin wyszedł, uderzywszy dłonią w drzwi, i skierował się do swojego pokoju. Usłyszał głośny sygnał z dyżurki i zawrócił na pięcie, by wpuścić interesanta. Zwykle robiła to Annika, a pod jej nieobecność wszyscy na zmianę.
Dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana. Drobna, długie jasne warkocze i wielki plecak.
– I want to speak to someone in charge.
Mówiła z twardym akcentem, domyślał się, że niemieckim. Martin otworzył jej i kiwnął, żeby weszła. Potem zawołał w głąb korytarza:
– Patrik, ktoś do ciebie.
Poniewczasie przyszło mu na myśl, że może powinien ją zapytać, o co chodzi, ale Patrik już wychylił głowę ze swego pokoju i dziewczyna zmierzała w jego kierunku.
– Are you the man in charge?
Przez moment Patrika kusiło, aby posłać ją dalej, do Mellberga, który formalnie był szefem komisariatu, ale zmienił zdanie, bo była bardzo zdenerwowana. Postanowił jej oszczędzić tego przeżycia. Przekazać Mellbergowi ładną dziewczynę to jak posłać owieczkę na rzeź. Zwyciężył instynkt opiekuńczy.
– Yes, how can I help you?
Gestem zaprosił ją, aby weszła i usiadła na krześle naprzeciw biurka. Zręcznie zdjęła olbrzymi plecak i ostrożnie oparła o ścianę przy drzwiach.
– My English is very bad. You speak German? 1.
Patrik poszperał w pamięci, by przypomnieć sobie, czego nauczył się w szkole. Odpowiedź zależy od tego, co ona rozumie przez speak German. Umiałby zamówić piwo i poprosić o rachunek, ale domyślał się, że nie przyszła tu w takiej sprawie.
– Mówię trochę – odpowiedział łamaną niemczyzną i wykonał gest mający mówić „tak sobie”.
To ją najwyraźniej zadowoliło. Mówiła powoli i wyraźnie, aby mu ułatwić zrozumienie. Ku swemu zdziwieniu Patrik stwierdził, że rozumie więcej, niż sądził, może nie każde słowo, ale ma ogólne pojęcie.
Przedstawiła się jako Liese Forster. Była tu w zeszłym tygodniu, żeby zgłosić zaginięcie swojej koleżanki, Tanji. Rozmawiała – tu, w komisariacie
1
Chciałabym rozmawiać z szefem. Pan jest szefem?
Tak, słucham panią?
Kiepsko mówię po angielsku. Może pan mówi po niemiecku?