Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 7
– Teraz i mnie się przypomniało. Był jakiś podejrzany, prawda?
Patrik przerzucił pożółkłe dokumenty i wskazał palcem nazwisko.
– Johannes Hult. A co najciekawsze, jego brat, Gabriel Hult, zadzwonił na policję z informacją, że widział Johannesa, gdy w noc zaginięcia Siv jechał z nią samochodem w kierunku swojego gospodarstwa w Bräcke.
– I jak policja potraktowała to doniesienie? Przecież jeśli się donosi na własnego brata jako podejrzanego o morderstwo, to musi się za tym kryć coś jeszcze.
– Hultowie są skłóceni od lat, wszyscy o tym wiedzieli. W związku z tym, jak się zdaje, policja podeszła do tej informacji nieufnie, ale trzeba było to sprawdzić, więc Johannes został kilkakrotnie przesłuchany. Ale poza zeznaniem brata nie znaleziono przeciwko niemu żadnych dowodów. Było tylko słowo przeciw słowu, więc go puścili.
– I co się z nim stało?
– Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że wkrótce potem odebrał sobie życie. Szkoda, że nie ma Anniki. W mgnieniu oka mielibyśmy aktualne dane. W teczce jest tego niewiele.
– I jesteś pewien, że te dwa szkielety to szczątki tych kobiet?
– Pewności nie mam, ale jest duże prawdopodobieństwo. Mamy do czynienia z dwoma zaginięciami kobiet z końca lat siedemdziesiątych i z dwoma szkieletami, dosyć starymi. Jakie jest prawdopodobieństwo, że to zbieg okoliczności? Ale oczywiście dopóki nie zobaczę protokołu lekarza sądowego, nie będę miał pewności. Postaram się, żeby jak najprędzej dostał te dokumenty.
Patrik rzucił okiem na zegarek.
– O cholera, muszę przyśpieszyć. Obiecałem, że wrócę do domu wcześniej. Przyjechał kuzyn Eriki. Muszę na wieczór przygotować krewetki i tak dalej. Mógłbyś dopilnować, żeby patolog to dostał? I wymieńcie się informacjami z Ernstem, może dowiedział się czegoś ciekawego.
Gdy wyszedł z komisariatu, odniósł wrażenie, jakby się zderzył ze ścianą, taki był upał. Podszedł szybko do samochodu, żeby znaleźć się w klimatyzowanym wnętrzu. Jeżeli jego ten upał zwala z nóg, może sobie tylko wyobrażać, jak się czuje Erika. Biedactwo.
Pech, że akurat dziś wypadły te odwiedziny. Domyślał się jednak, że trudno jej było odmówić. Ale skoro Floodowie jutro mają jechać dalej, zmarnują im tylko jeden wieczór. Włączył klimę i ruszył do Fjällbacki.
– Rozmawiałeś z Lindą? – Laine nerwowo zaciskała dłonie. Nie znosił tego jej nawyku.
– Nie ma o czym. Ma robić, co jej każę, i tyle.
Gabriel nawet nie spojrzał na żonę i nie przerwał pisania. Odpowiadał zdawkowo, ale Laine nie dawała się zbyć tak łatwo. Niestety. Pragnąłby – już od wielu lat – aby jego żona częściej przedkładała milczenie nad mowę. Bardzo by na tym zyskała.
Gabriel Hult miał osobowość księgowego. Uwielbiał zestawiać przychody i rozchody i na koniec robić bilans. Z całego serca nie znosił zaś wszystkiego, co wiązało się z uczuciami i nie miało nic wspólnego z logiką. Mawiał, że człowiek powinien być zawsze schludny i dlatego mimo letniego upału miał na sobie koszulę i nienagannie odprasowany garnitur, chociaż z cieńszego materiału. Ciemne włosy, z wiekiem przerzedzone, zaczesywał do góry, nie próbując ukrywać łysiny na środku głowy. Całości dopełniały okrągłe okulary, zawsze na czubku nosa. Spoglądał znad nich protekcjonalnie. Najważniejsza jest sprawiedliwość – to była jego życiowa dewiza. Życzyłby sobie, aby kierowały się nią również osoby z najbliższego otoczenia, zamiast całą energię i siły poświęcać na wytrącanie go ze stanu doskonałej równowagi, a tym samym obrzydzać mu życie. Wszystko byłoby prostsze, gdyby go słuchały, zamiast wymyślać jakieś głupstwa.
Jego największym zmartwieniem była Linda. Jacob w okresie dojrzewania nie przysparzał mu tylu kłopotów. Wyobrażał sobie, że dziewczynki są spokojniejsze i bardziej uległe od chłopców. Tymczasem na głowę spadło mu nastoletnie monstrum, które zawsze ma inne zdanie i robi wszystko, aby spaskudzić sobie życie. Nie podobał mu się głupi pomysł zostania modelką. Wprawdzie ładna z niej dziewczyna, ale rozum niestety odziedziczyła po matce i w twardym świecie mody nie miałaby najmniejszych szans.
– Laine, rozmawialiśmy już o tym, nie zmieniłem zdania. Nie ma mowy, żeby Linda jechała na sesję zdjęciową do jakiegoś podejrzanego fotografa, który po prostu chce ją rozebrać. Linda ma się uczyć i już, nie ma o czym dyskutować.
– Ale ona za rok skończy osiemnaście lat, a wtedy i tak zrobi, co będzie chciała. Nie lepiej ją teraz wspierać, niż ryzykować, że za rok odejdzie od nas na zawsze?
– Linda wie, kto jej daje pieniądze, i zdziwiłbym się bardzo, gdyby zniknęła, nie zapewniając sobie stałego dopływu gotówki. Zapewni go sobie, jeśli będzie się uczyć. Obiecałem jej comiesięczną sumę w zamian za kontynuowanie nauki i obietnicy tej zamierzam dotrzymać. I nie życzę sobie więcej o tym rozmawiać.
Laine nadal splatała i rozplatała dłonie. Zrozumiała, że przegrała, i ze zwieszonymi ramionami wyszła z pokoju. Zamknęła delikatnie drzwi. Gabriel westchnął z ulgą. Denerwowało go jej gadanie. Po tylu latach małżeństwa powinna wiedzieć, że raz podjętej decyzji nie zmieni.
Zadowolenie i spokój wróciły dopiero, gdy znów zabrał się do pisania. Komputerowe programy do księgowania nie zdobyły jego uznania. Uwielbiał mieć przed sobą wielką księgę rachunkową z wypisanymi porządnie szeregami cyfr, sumowanymi na każdej stronie. Skończył i zadowolony rozparł się na krześle. Oto świat, nad którym sprawuje kontrolę.
Przez chwilę Patrik pomyślał, że chyba się pomylił. Czy to możliwe, żeby to był ten sam cichy, spokojny dom, z którego wyjechał dziś rano? Poziom hałasu przekraczał wszelkie dopuszczalne normy. Dom wyglądał, jakby ktoś wrzucił do środka granat. Wszędzie walały się nieznane mu sprzęty, inne leżały nie tam, gdzie powinny. Wyraz twarzy Eriki powiedział mu, że powinien był zjawić się już godzinę, a jeszcze lepiej dwie godziny temu.
Ze zdumieniem doliczył się zaledwie dwójki dzieci i dwojga dorosłych. Zdziwił się, bo robili zamieszanie jak całe przedszkole. Telewizor był nastawiony bardzo głośno, na kanał z kreskówkami Disneya. Nieduży chłopczyk biegał za jeszcze mniejszą dziewczynką z plastikowym pistoletem w dłoni. Rodzice rozsiedli się wygodnie na werandzie. Wielki, fajtłapowaty z wyglądu facet radośnie machnął Patrikowi na powitanie, ale nie zawracał sobie głowy wstawaniem z kanapy. Nie chciał się odrywać od półmiska z ciastkami.
Patrik poszedł do kuchni, do Eriki. Rzuciła mu się w ramiona.
– Kochany, zabierz mnie stąd. Musiałam ciężko zgrzeszyć w poprzednim wcieleniu, że mnie to spotkało. Te dzieci to wcielone diabły, a Conny to – Conny. Jego żona się prawie nie odzywa, kwaśna jak cytryna. Ratunku! Niech się stąd wyniosą jak najprędzej.
– Idź, spokojnie weź prysznic, a ja się zajmę gośćmi. Przecież jesteś cała mokra.
– Dziękuję, prawdziwy anioł z ciebie. Przygotowałam