Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 11

Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski Kryminał

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – A pan co o tym sądzi? – zwrócił się inspektor do Gordona.

      Doktor pokręcił głową i pomyślał chwilę.

      – Ta sprawa nie wydaje mi się taka prosta – powiedział z namysłem. – W każdym razie bardzo doradzam sekcję. Muszę panom powiedzieć, że ten Bissinger miał zupełnie zdrowe serce i trudno mi uwierzyć w ten nagły atak.

      – Cóż pan może wiedzieć o jego sercu? – zdziwił się Hawkins.

      – Bissinger był moim pacjentem.

      – Ach tak. To dlatego zna pan jego nazwisko. Rzeczywiście, co za zbieg okoliczności. Jak dawno Bissinger leczył się u pana?

      – Był u mnie tylko jeden raz.

      – Więc to nie był pański stały pacjent?

      – Nie.

      Hawkins począł się nerwowo przechadzać po pokoju, rzucając od czasu do czasu badawcze spojrzenie w kierunku trupa. Wreszcie zapalił papierosa i zatrzymał się przed Gordonem.

      – Niech mi pan powie, doktorze, co pana najbardziej zastanawia w tej całej sprawie – zapytał.

      Gordon pomyślał chwilę.

      – Chyba ręce – odparł z wahaniem.

      – Ręce? – zdumiał się inspektor. – Czyje ręce?

      – No przecież nie pańskie ani moje – uśmiechnął się doktor. – Mówię o rękach Bissingera.

      – Cóż pan w nich zobaczył nadzwyczajnego?

      – To, że są porządnie umyte.

      – Niech pan nie żartuje, doktorze – żachnął się Hawkins, obrzucając Gordona niechętnym spojrzeniem. – Nie czas teraz na to.

      – Wcale nie żartuję. Niech pan się dobrze przyjrzy rękom nieboszczyka.

      Hawkins zbliżył się do łóżka i przez chwilę przyglądał się badawczo nieruchomemu ciału.

      – Nie widzę nic nadzwyczajnego – powiedział w końcu.

      – Proszę zwrócić uwagę na to, że ręce są dokładnie umyte od łokci do dłoni, natomiast same dłonie są brudne.

      – Rzeczywiście – przyznał inspektor. – Ma pan rację. Nie zauważyłem tego w pierwszej chwili.

      Gordon uśmiechnął się i wyjął papierosa.

      – A widzi pan. Wynikałoby z tego, że Bissinger przed śmiercią umył sobie porządnie ręce do łokci, a następnie powalał dłonie. Czy to nie ciekawe?

      – Ależ panowie – przerwał doktor Prist. – O czymże wy mówicie? Czyż to ma jakiś sens? Szkoda naszego czasu. Ja się śpieszę.

      – Dobrze – powiedział inspektor, nie zwracając uwagi na pogardliwy ton doktora. – Niech pan moim wozem wraca do Yardu i niech pan przyśle ludzi po ciało. Musimy bezwarunkowo zrobić sekcję. Chciałbym też, żeby tu przyjechał Rinc. Być może, że będzie mi potrzebny.

      Staruszek pośpiesznie zapakował swoje instrumenty i wyszedł, mrucząc coś ze złością pod nosem. W tej chwili Peters podniósł się z fotela.

      – Ja także muszę już panów pożegnać. Mam jeszcze parę wizyt na mieście.

      – Myślę, że niedługo się zobaczymy – powiedział Gordon, ściskając dłoń przyjaciela. – Zadzwoń do mnie w tych dniach.

      – Dobrze. Do widzenia. – Peters skłonił się Hawkinsowi i opuścił pokój.

      Gdy inspektor pozostał sam z Gordonem, usiadł w głębokim fotelu i począł nerwowo trzeć dłonią podbródek.

      – Panie doktorze – powiedział po dłuższej chwili. – Mam do pana wielką prośbę. Nie wiem tylko, czy mi pan nie odmówi.

      – Słucham. O cóż to chodzi? – uśmiechnął się Gordon. – Wie pan przecież, że zawsze byłem bardzo dobrze do pana usposobiony. Może czasami pan niezbyt życzliwym okiem na mnie patrzał…

      – Ale skądże znowu – zaprzeczył żywo Hawkins.

      – Mniejsza o to zresztą. Bardzo chętnie zrobię coś dla pana, inspektorze.

      – Chodzi o Bissingera.

      – O Bissingera?

      – Tak. Krótko mówiąc, chciałbym pana prosić o pomoc.

      Gordon skrzywił się niechętnie.

      – Wie pan przecież, inspektorze, że zerwałem z kryminalistyką. Mam teraz masę innej pracy.

      – Tak, tak, wiem, oczywiście – pośpiesznie zapewnił Hawkins. – Ale przecież w sprawie Marvana także zgodził się pan interweniować.

      – To było zupełnie co innego – mruknął Gordon.

      Hawkins spojrzał niespokojnie.

      – Panie doktorze – podjął po chwili. – Rzadko mi się zdarza prosić kogoś o coś, ale pana bardzo proszę, niech mi pan nie odmawia. Tutaj chodzi o moją reputację. Pan rozumie. Nigdy na żadnej sprawie tak mi nie zależało. Wiem doskonale, że jeśli mi pan nie pomoże, sam sobie nie dam rady.

      – Przesada – uśmiechnął się Gordon. – Niechże pan nie obniża swojej wartości.

      – Panie doktorze, to nie żadna przesada. Wiem, co jestem wart w swoim fachu, i pan wie także. Nie od dzisiaj się znamy. Ja posiadam dużą praktykę, rutynę, ale pan ma talent w tym kierunku, a talentu żadna praktyka nie zastąpi. Widzi pan, ja nie wierzę w ten atak sercowy u Bissingera. To jest poważniejsza sprawa.

      – Zobaczymy, co wykaże sekcja zwłok – powiedział rzeczowo Gordon.

      – No dobrze, a jak sekcja nic nie wykaże?

      – No to cóż… – Doktor zrobił nieokreślony gest.

      – Jeśli nawet sekcja nic nie wykaże – zawołał Hawkins – to ja i tak nie będę miał pewności, że Bissinger umarł naturalną śmiercią. Czy pan mnie rozumie?

      – Tak. Rozumiem pana.

      – Więc jakże będzie, panie doktorze? Pomoże mi pan? Bardzo proszę. Niech pan mi nie odmawia.

      Gordon pomyślał chwilę. Ogromnie nie miał ochoty wdawać się w tę sprawę, ale z drugiej strony trudno mu było odmówić inspektorowi. Zbyt często w swoim czasie dyskwalifikował jego posunięcia.

      – Zgoda – powiedział wreszcie. – Zrobię, co będę mógł, aby panu pomóc, ale pod warunkiem że będę występował w tej sprawie zupełnie nieoficjalnie.

      – Naturalnie, naturalnie

Скачать книгу