Białe ciała. Jane Robins
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Białe ciała - Jane Robins страница 5
Odzywa się Precious:
– O rany! Co to takiego?
Wszyscy tłoczą się wokół mnie, żeby popatrzeć. Tilda przypuszcza, że to może być czaszka cielaka, skoro na sąsiednim polu pasą się krowy, a Precious zauważa, że płaczę.
– To dlatego, że przybiegłaś ostatnia – kwituje.
Wycieram łzy, ale naprawdę nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Może przeżywam, że przybiegłam na końcu, może jestem zazdrosna o swoją triumfującą siostrę, a może myślę o martwym zwierzęciu. Nie wspomniałam jeszcze o jednym: że to nasze urodziny, Tildy i moje. Kończymy siedem lat.
Tilda mówi:
– Nie przejmuj się. Wracajmy na piknik i zjedzmy tort.
Biorę ją za rękę, w drugiej dłoni trzymając czaszkę, którą przyciskam do piersi. Oddaję ją mamie. Ona ogląda ją, a potem zawija w papierową serwetkę, mówiąc, że być może czaszka należała do jagnięcia, że to piękne znalezisko, które pewnego dnia namaluje; najpierw jednak należy je porządnie umyć i – jeśli chcę – zanieść do szkoły, na ekspozycję przyrodniczą. Wyciągam ręce, podczas gdy mama oblewa je wodą z plastikowej butelki, a następnie wyciera spódnicą. Pozostałe dzieci stoją wokół i patrzą, a potem wszystkie intonują radośnie Sto lat. Kładę się na plecach, z głową na kolanach mamy, patrząc w górę, na Tildę, która stoi na rozstawionych nogach, z twarzą zwróconą ku niebu. Ona także śpiewa, mimo że jest jedną z solenizantek, i słońce prześwieca przez jej włosy, tworząc wokół głowy jakby świetlistą aureolę. W tym momencie podziwiam ją wręcz boleśnie. Później ona opada na kolana, a ja się podnoszę i razem zdmuchujemy świeczki.
Następnego dnia wypada poniedziałek, a to oznacza pójście do szkoły. Przynoszę owiniętą w plastikowy worek czaszkę i rysujemy, co wydarzyło się w weekend. Nasza nauczycielka, panna Parfitt, zagląda mi przez ramię i mówi:
– Ciekawe, Callie, bardzo ekspresyjne.
Wyjaśniam, że mój artystyczny rysunek przedstawia krzak i czaszkę.
Potem ogląda rysunek Tildy, z tortem urodzinowym i słońcem w postaci żółtego pająka na niebie, komentując z roztargnieniem:
– Jakie to urocze!
Mój rysunek jest ciemny jak moje włosy, a Tildy złoty – jak jej włosy.
Panna Parfitt jest moją ulubioną nauczycielką; umieszcza czaszkę pośrodku stołu z ekspozycją przyrodniczą, jakby to był najciekawszy eksponat, bo tak i właśnie jest, przyćmiewa kruche stare ptasie gniazdo i stosy suchych liści, skorupki jajek z piórkami. Czuję dumę.
Jednak dwa tygodnie później czaszka znika z wystawy, więc płaczę, podczas gdy panna Parfitt, z założonymi na piersi rękami, staje przy biurku w klasie i mówi:
– Ten, kto zabrał ze stołu czaszkę jagnięcia, niech odłoży ją z powrotem i sprawa zostanie zamknięta.
Jednak dni mijają i czaszka nie wraca.
Nie mogę myśleć o niczym innym. Mama i Tilda wiedzą, jaka jestem przygnębiona; mają świadomość, że opiekowałam się czaszką ze względu na martwe jagnię i jego matkę. Żeby mnie pocieszyć, któregoś wieczoru po pracy mama maluje moje znalezisko, ale udaję tylko, że obraz mi się podoba, bo ma zbyt żywe kolory i brakuje mu czułości. A pewnej nocy, kiedy leżymy w łóżkach, zwierzam się Tildzie, że podejrzewam o kradzież Precious, bo mnie nie lubi i nie podobała jej się czaszka. Tilda odpowiada, że chętnie dałaby Precious w twarz, bo chodzi jej tylko o to, aby być w centrum zainteresowania, i należy jej się nauczka.
– Poza tym stanęłabyś w mojej obronie – zauważam.
– To też. Jestem twoim aniołem stróżem.
Nie mogę wyczytać z jej twarzy, czy mówi poważnie, czy sama lubi czuć się ważna.
Przez kilka następnych dni chodzimy za Precious po podwórku i skandujemy: „Wiemy, że to twoja sprawka! Wiemy, że to twoja sprawka!” – a ja myślę sobie: „A do tego masz kurzajki i zalatuje od ciebie ciastkami”.
Precious w końcu bierze odwet:
– Niech ci się nie wydaje, że uciekniesz przed swoją szurniętą siostrą, Tildo Farrow!
Wtedy Tilda daje jej w twarz, ja płaczę z wdzięczności i rozczulenia, podczas gdy Precious biegnie na skargę do panny Parfitt. (Po latach Tilda zapyta: „Pamiętasz, jak znęcałyśmy się nad Precious Makepeace?”. Będę szukać biedaczki na Facebooku, ale daremnie).
Tamtego wieczoru, sama w naszej sypialni, biorę różowy notatnik z księżniczką, który dostałam na urodziny, i piszę na pierwszej stronie: „Moje dossier”. Nauczyłam się tego słowa od mamy, która prowadzi dossier ulubionych artystów, robi notatki o ich technice i stylu, próbując ich zrozumieć i – jak mówi – „wchłonąć ich esencję”, aby jej prace stały się lepsze. Wtedy właśnie zaczynam pisać o Tildzie, relacjonować, co robiła danego dnia, jak wyglądała i co powiedziała. Wszystko, w najdrobniejszych szczegółach. Jak się śmiała, kiedy zdzieliła Precious, i jak potem się rozejrzała, żeby sprawdzić, czy ma publiczność. Litość w jej oczach, kiedy popatrzyła ma mnie – swoją żałosną, płaczliwą siostrę bliźniaczkę. Jest odważniejsza ode mnie – notuję. – I silniejsza. Potem to przekreślam, bo dociera do mnie, że chociaż idealizuję siostrę, nie znam jej zupełnie, nie wiem, jaka jest w środku. Jeśli chcę „wchłonąć jej esencję”, będę musiała poświęcić jej znacznie więcej uwagi.
Skończywszy pisanie, spoglądam na strony dossier z głęboką satysfakcją, jakbym pisząc o niej, była mniej przez nią zdominowana.
4
Tilda wciąga mnie w swój związek – przyłącz się do nas tu, przyłącz się do nas tam, chodź z nami na kręgle, chodź z nami do teatru. To dziwne, bo dotychczas widywałam się z siostrą zaledwie co trzy – cztery tygodnie, i to tylko w wieczory filmowe. Teraz proponuje, żebym pojechała z nią i Felixem na Borough Market, gdzie chce kupić francuski ser o nazwie cancoyotte, który zamierza podać z szampanem i orzechami. Jedzie także po żytni chleb litewski, karmel z solą morską, miniszklarnię na parapet okienny do hodowania kiełków rokietty i botwinki. Tilda przez telefon recytuje swoją listę zakupów takim głosem, jakby te wszystkie nowinki stanowiły światowe odkrycie, ale domyślam się, że chodzi jej o to, abym jeszcze lepiej poznała Felixa. Zgadzam się od razu.
Perspektywa, że znowu go zobaczę, wyostrza moje zmysły i kiedy przez londyńskie ulice jadę na targ, wszystko wydaje się cudownie wyraźne – magnolie, czerwone autobusy, ludzie wyprowadzający na spacer labradoodle (psy tej rasy są teraz wszędzie!). Po przyjeździe na miejsce wciąż jestem w stanie uniesienia; oszołomiona świeżym powietrzem, czuję, że mrowi mnie skóra – i nie muszę długo czekać, bo Tilda i Felix wyrastają