Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст страница 5
Dobiegł ich dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Wymienili spojrzenia. Wisting podszedł do drzwi, odsunął firankę w małym oknie i wyjrzał na zewnątrz. Duży czarny SUV właśnie wykonywał manewr zawracania.
– Ktoś przyjechał? – spytał Mortensen.
Wisting potrząsnął przecząco głową. Auto odjeżdżało. Komisarz miał za słaby wzrok, by z takiej odległości dojrzeć numery rejestracyjne.
– Odjechał – odparł, spoglądając za samochodem. – Prawdopodobnie jakiś przypadkowy kierowca pomylił drogę. W końcu to ostatni domek. Dalej nic nie ma.
– Albo jacyś ciekawscy, którzy usłyszeli, że Clausen nie żyje – podsunął Mortensen. – Wynosimy kartony?
Wisting skinął głową i włożył nową parę rękawiczek.
Mortensen naciągnął elastyczną torbę na każde z pudeł. Obaj mężczyźni wzięli po jednym i wynieśli je przez salon do zaparkowanych samochodów.
– Potrzebuję jego odcisków palców – powiedział Mortensen, pakując do auta pierwszy karton. – Żeby móc stwierdzić, czy ktoś oprócz niego dotykał pieniędzy.
– Leży w szpitalu Ullevål – odparł Wisting. – Jutro się tym zajmiemy.
– I materiał biologiczny, żeby ustalić profil DNA – dodał technik.
Wisting przytaknął.
– Załatwimy to za jednym zamachem – odparł. Został na zewnątrz, żeby mieć oko na samochody, podczas gdy Mortensen wynosił kolejne pudła.
Łagodna morska bryza poruszyła zarośla dzikich malin. Ścieżką tuż nad wodą szedł mężczyzna z wędką, prowadząc za rękę chłopca w czerwonej kamizelce ratunkowej. Przechodząca obok nich kobieta przyciągnęła do siebie idącego przy niej na smyczy psa. Nieco dalej minęła młodego mężczyznę w okularach przeciwsłonecznych, ubranego w długie ciemne spodnie i jasną koszulę z krótkimi rękawami.
Mortensen wyniósł ostatni karton.
– Musimy tu wrócić, żeby przeprowadzić szczegółowe oględziny – powiedział, wskazując głową wnętrze domku. – Ma duże biurko z szufladami pełnymi odręcznych notatek. Możliwe, że znajdziemy tu coś interesującego. Coś, co naprowadzi nas na trop.
Wisting przytaknął i jeszcze raz rzucił okiem na domek.
– Zaczekaj – powiedział.
Wrócił do środka, podszedł do kuchenki i odgonił kilka much. To, co znajdowało się w garnku, przypominało resztki zapiekanki. Wisting wyjął z kieszeni plastikową torebkę i przełożył do niej pozostałości potrawy. Potem wstawił naczynie do zlewu i napełnił je wodą. Następnie otworzył lodówkę, zebrał wszystkie produkty, a resztę mleka wylał do zlewu. Zabrał ze sobą odpadki, aktywował alarm i zamknął drzwi na klucz.
4
Wisting podjechał pod dom na Herman Wildenveys gate i zaparkował możliwie najbliżej drzwi wejściowych. Mortensen zatrzymał się tuż za nim. Komisarz postanowił, że umieści kartony w salonie w piwnicy. I tak nigdy z niego nie korzystał. Ściany były murowane, a całe pomieszczenie miało jedynie dwa wąskie okna, znajdujące się niemal pod sufitem.
Za każdym razem, kiedy wnosił do domu kolejne pudło, spoglądał w głąb ulicy, w stronę domu córki. Nie mógłby udzielić jej żadnej sensownej odpowiedzi, gdyby nagle zjawiła się u niego i zaczęła zadawać pytania.
Mężczyzna, który miał zainstalować alarm, przybył punktualnie. Wisting wybrał prosty alarm antywłamaniowy. Łączenie go z alarmem przeciwpożarowym byłoby zbyt skomplikowane i czasochłonne. Poinstruował montera, że drzwi i okna w salonie w piwnicy mają być zabezpieczone stykami magnetycznymi, a samo pomieszczenie wyposażone w wykrywacz kamer. Panel obsługi miał się znajdować na ścianie tuż za drzwiami. Komisarz nie chciał tabliczki informującej o zainstalowanym alarmie. Natomiast powiadomienia miały być wysyłane bezpośrednio na telefon komórkowy jego i Mortensena oraz do wewnętrznej syreny alarmowej.
Mortensen zaczekał, aż monter skończy pracę. W tym czasie Wisting pojechał do centrali firmy ochroniarskiej po liczarkę do banknotów.
Przeszedł szybkie szkolenie w zakresie obsługi maszyny. Musiał wybrać rodzaj waluty. Liczarka była wyposażona w czujniki rozpoznające nominały, a dzięki promieniowaniu podczerwonemu i ultrafioletowemu automatycznie wykrywała fałszywe banknoty. Jej efektywność wynosiła tysiąc dwieście banknotów na minutę. Wynik liczenia pojawiał się na drukarce, którą należało do niej podłączyć.
W drodze powrotnej komisarz zahaczył o sklep z artykułami i sprzętem biurowym i kupił dziesięć dużych kartonów oraz taśmę do pakowania, o które prosił Mortensen. Gdy wrócił do domu, monter właśnie skończył pracę. Wisting spojrzał na detektory umieszczone po dwóch stronach pokoju.
– Musiałem wybrać kod – powiedział Mortensen. I żeby zademonstrować czynność, wpisał cztery cyfry na panelu obsługi. – 1808. To dzisiaj. 18 sierpnia.
Alarm wydał z siebie krótki dźwięk i błysnął na czerwono. Technik ponownie wpisał kod. Dźwięk ucichł i zapaliła się zielona lampka.
Przysunęli stół z pieniędzmi do ściany. Wisting umieścił liczarkę w rogu stołu, natomiast Mortensen złożył nowe pudła i wyjaśnił, co i jak będą robić.
– Przeliczymy pieniądze i przełożymy je do pustych kartonów. Stare pudła zbadam pod kątem odcisków palców, pieniądze zresztą też, ale musimy dokonać wstępnej selekcji banknotów, które przekażemy do laboratorium Kripos.
Zanim zabrali się do pracy, rozległ się dzwonek do drzwi.
Wisting wyszedł na korytarz i przez szybę zobaczył, że to Line i Amalie.
– Zamknąłeś drzwi na klucz? – zdziwiła się córka.
Wisting zajął się gorliwie Amalie, która rzuciła mu się na szyję. Zwykle nie zamykał drzwi na klucz. Córka i wnuczka wchodziły do niego bez pukania.
– Mortensen i ja jesteśmy zajęci – odparł i zrobił małej karuzelę w powietrzu. Dziewczynka roześmiała się.
– Przygotowałam mrożoną herbatę – powiedziała Line, wyciągając w jego stronę dzbanek. – Przyniosłyśmy ci trochę.
Kostki lodu zabrzęczały o ścianki naczynia, gdy wolną ręką wziął dzbanek.
– Wspaniale – skomentował, nie ruszając się z miejsca.
Zapadła cisza.
– Mały z niej złodziejaszek – odezwała się Line, wskazując głową córkę.
Wisting odstawił dzbanek i spojrzał wnuczce głęboko w oczy.
– Co też mama mówi? – spytał poważnym