Krwawa Róża. Nicholas Eames

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krwawa Róża - Nicholas Eames страница 34

Krwawa Róża - Nicholas  Eames Fantasy

Скачать книгу

grubymi wzorzystymi dywanami, a miękkie sofy pokrywało tyle poduch, że Pam musiała przełożyć kilka na stojące opodal krzesło, by w ogóle móc usiąść. Pomiędzy lustrami zawisły gobeliny sławiące największe walki, jakie odbyły się na tutejszej arenie.

      W jednym ze zwierciadeł Pam dostrzegła odbicie najemnika, który był niemal tak sławny jak Krwawa Róża. Gdy Brune opadł na sofę obok dziewczyny, zrzucając na podłogę kolejne poduchy, pochyliła się ku niemu, by szeptem zapytać:

      – Czy to książę Ut?

      – Książę czego? – zdziwił się szaman, nieco zbyt głośno jak na jej gust.

      Facet z lustra, którego twarz niknęła w cieniu purpurowego welonu trzymającego się na jego głowie dzięki złotej obręczy, spozierał w ich stronę. Podkreślone tuszem oczy były ledwie widoczne, ale gdy ich spojrzenie zaczęło wwiercać się w ciało Pam, zrobiła co mogła, by zniknąć między poduchami.

      Brune tymczasem podrapał się po zarośniętym szczeciną karku.

      – Czy ty zrobiłaś coś z włosami?

      – Nie.

      – To dobrze. – Szaman spojrzał przez ramię. – Tak, to on, bez dwóch zdań. Wiesz, on nie występuje z grupą. Załatwia wszystkie potwory w pojedynkę, co jest szalonym pomysłem, gdybyś chciała znać moje zdanie. Każdy z nas, żeby był nie wiem jak dobry, od czasu do czasu potrzebuje wsparcia towarzyszy. Nawet Róża… – Urwał, trącając dziewczynę znacząco. – Patrz no tylko.

      Promotor księcia Ut, otyły Narmeeryjczyk, którego cętkowany futrzany płaszcz został szczelnie spięty pod kilkoma podbródkami, zawołał jedną z przechodzących opodal służących.

      – Hej, ty tam. Tak, do ciebie mówię. – Mężczyzna wołał z piskliwą arogancją wykastrowanego króla. Jeden z jego potwornie upierścienionych palców czochrał nerwowo miękkie włosie kołnierza, podczas gdy drugi wskazywał rozstawione tuż obok wykwintne potrawy. – Jeśli mnie wzrok nie myli, doszło do nieporozumienia w kwestii winogron.

      Mina służącej wskazywała niedwuznacznie, że wolałaby się znajdować na środku areny niż tutaj.

      – Winogron?

      – Tak, dokładnie. Winogron.

      – Tych winogron? – Pokazała najbliższą kiść.

      – Tak i nie. Posłuchaj, dziewczę, wyraziłem się bardzo jasno, że mają to być czerwone winogrona, a te nawet ktoś o tak prostym umyśle jak twój nie może nazwać inaczej niż zielonymi.

      Jeśli służąca poczuła się dotknięta tym sformułowaniem, nie dała tego po sobie poznać.

      – I co z tego?

      – A to… – zapiał promotor, zerkając na swojego zawodnika – …że jego wysokość nie jada zielonych winogron, tylko czerwone.

      Kobieta zmrużyła oczy, wodząc wzrokiem od Narmeeryjczyka do stołu i z powrotem.

      – Te winogrona są zielone – stwierdziła.

      – Tak. O tym właśnie mówię. Te winogrona są zielone i dlatego…

      Kamiennym Ogrodem wstrząsnął przeraźliwy ryk. Był tak głośny, że zachwiały się wszystkie lampy zwisające na srebrnych łańcuchach. Służąca wykorzystała moment nieuwagi rozmówcy i ulotniła się niezauważenie. Moment później do sali wkroczyła Cora.

      – Szczurołaki zwyciężyły – obwieściła.

      – Kogo? – zainteresował się Bezchmurny.

      – Szczurołaków – odparła, pochylając się nad stołem z jadłem, z którego podniosła po chwili brzoskwinię, by wgryźć się w nią łapczywie. – Dziwne, nie?

      Ze schodów zbiegł za nią Roderyk, klaszcząc jak szalony.

      – Jesteśmy następni! – poinformował.

      – Z czym walczymy? – zapytała Róża, wcześniej przełknąwszy zwyczajową dawkę lwich liści, przez co głos miała posępniejszy i straciła błysk w oku.

      Promotor Baśni zatarł ręce.

      – Z orkami!

      – Z iloma?

      – Mają tu w celach pod areną cały klan wojowników, powiedziałem więc, że bierzemy tuzin największych, najgroźniejszych i najszpetniej wyglądających zielonoskórych drani, jakich zdołają znaleźć. Będziecie mieć po trzech na każdego, o ile Pam nie wyjdzie pierwsza i nie wystrzela ich z łuku. – Puścił oko do dziewczyny. – Ładna fryzurka, tak przy okazji.

      – Dzięki – rozpromieniła się.

      – Wiedziałem! – warknął Brune, skubiąc brodę i równocześnie podziwiając jej nowy wygląd.

      Róża tymczasem gapiła się prosto w zwierciadło, mierząc się z własnym odbiciem ponurym spojrzeniem.

      – Będziemy walczyli ze wszystkimi – zdecydowała.

      Mało brakowało, by unoszące się brwi satyra strąciły mu kapelusz z głowy.

      – Że jak?

      – Ze wszystkimi. Z całym klanem.

      W zbrojowni zaległa grobowa cisza.

      Odbicie Róży wodziło wzrokiem po pogrążonej w półmroku sali, próbując przechwycić spojrzenia towarzyszy. Brune zaczerpnął mocno tchu, zanim skinął głową. Cora uśmiechnęła się tylko, po czym odgryzła kolejny kęs brzoskwini.

      – Pasuje mi taki układ.

      – A mnie nie – mruknął Bezchmurny. – Ale stawka jest odpowiednia. Zwycięstwo albo śmierć.

      Odbicie Róży wyszczerzyło zęby w drapieżnym uśmiechu.

      – Zwycięstwo albo śmierć.

      Jak się okazało, cały klan liczył siedemdziesięciu siedmiu wojowników. Pam nie widziała potrzeby wyolbrzymiania tej liczby, mogła być jednak pewna, że większość widzów to zrobi, a w pieśniach zarówno trzeźwych, jak i pijanych bardów opiewających wyczyny Baśni, ogrzych przeciwników będzie stu, stu pięćdziesięciu albo nawet dwustu.

      Zdaniem Pam rzeczywistość była wystarczająco niesamowita. W jednej chwili przyglądała się falującej, najeżonej żelazem masie zieleni, która z przeraźliwym wrzaskiem ruszyła w stronę Róży i jej towarzyszy, a w drugiej…

      …rozległ się ryk brunatnego niedźwiedzia. Jego zakrzywione pazury zmieniały żelazo w pogięty złom, rozcinając ukryte pod nim ciała, jakby to były bukłaki pełne krwistego wina…

      Конец ознакомительного

Скачать книгу