Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur страница 6

Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur Shadow raptors

Скачать книгу

będą gonić, sierżancie – odrzekł Krawczenko, odsuwając się na bok, by operator mógł bezpiecznie zeskoczyć z kołyski na podest. – Ruszą za nami z kopyta, gdy tylko otrzymają takie polecenie z centrali. Tyle że chwilę to potrwa.

      – Nie rozumiem? – Kanonier ściągnął z głowy hełm i położył go ostrożnie na podwyższeniu. Na jego wygolonej czaszce perliły się krople potu. Na skroniach i nad czołem widać było odciśnięte na skórze okrągłe ślady po przyssawkach przekaźników psychosensorycznych, za pośrednictwem których komunikował się z inteligencją zawiadującą systemami bojowymi.

      – Mieli nas przechwycić i eskortować, co też uczynili. Gdybyśmy spróbowali ucieczki, najprawdopodobniej wywiązałaby się walka – wyjaśnił Krawczenko. – Ponieważ jednak grzecznie na nich zaczekaliśmy, mało tego, pozwoliliśmy im podlecieć do swojego największego okrętu, uznali, że dalej sprawy potoczą się już bezproblemowo. Rutyna, sierżancie. W tym fachu największym wrogiem człowieka jest rutyna. A teraz mają zgryz, bo aby ruszyć za nami, musieliby pozostawić „Ukulele” bez nadzoru.

      – Przecież pilnuje go ten mniejszy…

      – Owszem, pilnuje – zgodził się admirał. Widząc konsternację na twarzy artylerzysty, uśmiechnął się krzywo. – I będzie pilnował, zaś ten cały „Dragon” zacznie nas ścigać, ale… – uśmiechnął się nieco szerzej – ale dopiero wówczas, gdy jego dowódca otrzyma jasne wytyczne. Biurokracja, sierżancie, to broń obosieczna. Teraz pan rozumie?

      – Tak, panie admirale – potwierdził kanonier. Na jego wymizerowanym, bladym obliczu również pojawił się uśmiech. Z zawodową wprawą oswabadzał się z czujników i przewodów, które następnie układał starannie obok hełmu, żeby zmiennikowi łatwiej było podłączyć je do gniazd w kokonie.

      – Panie admirale, konstabl McReady na linii. Chce z panem rozmawiać – odezwał się łącznościowiec. – Przełączyć na pana terminal? – spytał, wskazując na pulpit dowódcy, za którym wciąż jeszcze siedział komandor Tsugawa.

      – Przełączcie. – Krawczenko bez pośpiechu podszedł do głównego pulpitu. – Spokojnie, komandorze. – Położył rękę na ramieniu Tsugawy, gdy ten zaczął się podnosić, by zrobić mu miejsce. – Proszę się wylogować i zebrać swoje szpargały. Nie pali się. – Mrugnął porozumiewawczo.

      Tsugawa, który od razu zrozumiał, że od tego momentu będą już tylko grać na czas, posłusznie usiadł z powrotem za pulpitem, otworzył niewielkie etui i zaczął doń wkładać dyski z danymi, kompletnie ignorując natarczywe brzęczenie sygnalizatora transmisji przychodzących, które dobiegało z umieszczonego w blacie konsoli głośniczka, i nie zwracając uwagi na pulsującą szkarłatem lampkę urządzenia.

      Po mniej więcej dwóch minutach wstał.

      – Proszę, panie admirale. – Uprzejmym gestem wskazał pulpit.

      – Dziękuję – równie uprzejmie odpowiedział Krawczenko. Nieśpiesznie usadowił się w fotelu, z przesadną starannością rozprostował kabel słuchawek, zdmuchnął jakiś nieistniejący pyłek z ich plastikowego kabłąka, wyregulował nauszniki, po czym równie starannie wypoziomował mikrofon. – Admirał Siergiej Krawczenko. Słucham – powiedział, uruchamiając system głośnomówiący.

      – Francis McReady, starszy konstabl. Służba Bezpieczeństwa Dystryktu Fobos – rozległ się zniekształcony przez zakłócenia głos funkcjonariusza. Pobrzmiewało w nim zniecierpliwienie. – Nie zastosowaliście się do moich poleceń.

      – I co w związku z tym? – spytał Krawczenko obojętnie.

      – Jestem zmuszony zmienić wasz status na OW.

      – To znaczy?

      – Obiekty wrogie. Szczegóły proszę sobie sprawdzić w regulaminie. O ile pamiętam, macie w swoim banku danych jego tekst.

      – Ma pan dobrą pamięć, McReady.

      – Owszem – przytaknął tamten, już beznamiętnie.

      – Rozumiem, że procedura nie przewiduje odwołań? – Krawczenko otworzył na monitorze plik z tekstem regulaminu.

      – Na tym etapie już nie. Nie negocjujemy z przestępcami. – Choć wydawało się to niemożliwe, głos funkcjonariusza stał się jeszcze bardziej oschły.

      – Nie wykonaliśmy w stosunku do was ani jednego wrogiego ruchu – odrzekł spokojnie Krawczenko. – To znaczy jeszcze nie wykonaliśmy – dodał po krótkiej przerwie. – Ale jeżeli wasz okręt nie przestanie macać naszych jednostek wiązkami skanującymi, może się to w każdej chwili zmienić. Część naszych systemów bojowych działa w trybie automatycznym i istnieje realne ryzyko, że któraś z inteligencji nimi sterujących zaklasyfikuje wasze działania jako akt agresji. Tak samo, jak za zagrożenie uznał nasze zgrupowanie wasz system obronny na Merkurym. Lojalnie informuję, że flota, którą ma pan na ekranach, jest zgrupowaniem okrętów wojennych. Ewentualna konfrontacja może przynieść opłakane skutki.

      – To groźba? – Tym razem w głosie konstabla pojawiło się coś na kształt rozbawienia.

      – Jedynie informacja – odpowiedział natychmiast Krawczenko, przypominając sobie przebieg ich wcześniejszej rozmowy.

      Przez kilka sekund głośniki milczały.

      – Admirale, bądźmy poważni – odezwał się w końcu McReady, a Krawczenko z satysfakcją skonstatował, że funkcjonariusz po raz pierwszy zwrócił się do niego, używając stopnia wojskowego. – Zapewne ma pan na ekranach nasz pancernik i widzi pan, jakiej klasy to jednostka, oraz zdaje sobie sprawę, jakim uzbrojeniem dysponuje?

      – Po trzykroć tak.

      – Proszę zatem zwolnić i pozwolić odeskortować się na kotwicowisko.

      Krawczenko obejrzał się na Tsugawę, który wsparty dłońmi o blat swojej konsoli, wciąż nienaprawionej po zwarciu, wywołanym przez wilgoć z dysz holoprojektora, przysłuchiwał się, podobnie zresztą jak cała obsada mostka, rozmowie dowódcy z tym nieubłaganym funkcjonariuszem policji układowej. Komandor uśmiechnął się nieznacznie i wskazał kciukiem na umieszczony za swoimi plecami wyświetlacz dalmierza. Liczba określająca odległość między czołem formacji a krawędzią Fałdy zmniejszała się nieustannie.

      – Proszę zwolnić – powtórzył McReady. – Daję wam dodatkowe pięć minut na uruchomienie procedury hamowania i wejście na kurs wskazany przez okręt eskortujący. Jeżeli się do tego nie zastosujecie, wasz status ulegnie zmianie.

      – Dlaczego zagłuszacie nasz sygnał? – zapytał niespodziewanie Krawczenko. – Nie możemy nawiązać łączności nie tylko z waszymi władzami, ale nawet z dowódcą tego pancernika.

      – Wymogi proceduralne. Obiekty klasy PON mogą kontaktować się z organami władzy centralnej jedynie za pośrednictwem organów niższego szczebla, kontakt z jednostkami operacyjnymi w żadnym wypadku nie wchodzi w grę.

      – Żadnych wyjątków?

      – Żadnych. Systemy zagłuszania

Скачать книгу