Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur страница 7
– Pozostały wam trzy minuty – oznajmił w odpowiedzi McReady.
Krawczenko odsunął mikrofon, zdjął słuchawki i przymknął oczy.
– Nie do wiary… Wygląda na to, że rozmawiam z jakimś pierdolonym botem… – stwierdził ze znużeniem. – Koniec transmisji! – Leniwym gestem skinął na łącznościowca, który natychmiast wyłączył kanał komunikacyjny.
– Admirale, komunikat z krążownika „Herkules” – zameldował po chwili mężczyzna. – Przesyłam na pana terminal.
Krawczenko wyprostował się i włączył jeden z bocznych monitorów.
„Herkules”, jako jednostka przystosowana do działań osłonowych, tradycyjnie zamykał główną formację. Na jego zaadaptowanych na hangary pokładach stacjonowało skrzydło patrolowców oraz dwa skrzydła kanonierek stanowiących straż tylną flotylli. To właśnie za pośrednictwem nadajników „Herkulesa” transmitowany był sygnał z orbiterów śledzących dryfujący „Ukulele”, a przy okazji również sunący w pobliżu uszkodzonego krążownika ogromny modułowy pancernik.
Meldunek łącznościowca zaintrygował również Tsugawę, który szybkim krokiem podszedł do pulpitu dowódcy.
– Co się dzieje? – spytał, zaglądając Krawczence przez ramię.
– Macają ich lidarami.
– Po co? – zdziwił się komandor. – Jesteśmy daleko poza ich zasięgiem. Plazma nas nie doścignie, nawet jej najbardziej skoncentrowane wiązki na takim dystansie wystygną i ulegną rozproszeniu. Rakiety tym bardziej nie dadzą rady. Bez sensu.
– To mnie właśnie martwi, komandorze. – Krawczenko obrócił się w stronę głównego ekranu. – Za chwilę minie termin wyznaczony przez konstabla, a pancernik w dalszym ciągu idzie na zwykłej przelotowej. Ja na ich miejscu zacząłbym już przyśpieszać… – wymruczał, pocierając w zamyśleniu szczękę. – Przynajmniej jeden impuls pulsacyjny, żeby w razie czego mieć działający na pełnych obrotach reaktor… Nie podoba mi się to, komandorze – po raz kolejny wyartykułował dręczące go złe przeczucie.
Na podeście operatora uzbrojenia brzęknęła opuszczana drabinka, chwilę później rozległ się szelest tkaniny sensorycznej i kliknięcia wpinanych w gniazda końcówek światłowodów. Na koniec syknął uszczelniany hełm.
Obaj z Tsugawą popatrzyli w tamtą stronę. Moszczący się w kokonie operator pozdrowił ich gestem okablowanej dłoni.
– Sierżant Teofil Kotowicz melduje się na wachcie! – zadudniło spod lustrzanej bani hełmu.
Admirał odpowiedział niedbałym salutem, Tsugawa zaś zgodnie z sigiliańską etykietą ukłonił się, skrzyżowawszy uprzednio dłonie na piersiach.
Ekrany wokół podestu rozświetliły się jeden po drugim, na wielkim prostokątnym panelu zawieszonym bezpośrednio nad kokonem zapaliły się rzędy różnokolorowych diod, sygnalizujących stan połączeń między oklejonym czujnikami człowiekiem a obwodami systemów namierzania i prowadzenia ognia. Zgrzytliwym charczeniem, przypominającym nieco dźwięk długo nieoliwionych metalowych zawiasów, rozbrzmiał sygnalizator lidaru. Po kilku chwilach dźwięk ucichł, zastąpiony miarowym pikaniem.
– Panie admirale, mamy towarzystwo. Sześć jednostek – oznajmił kanonier. – Odległość milion osiemset tysięcy kilometrów i maleje. Trzy tysięczne świetlnej, nadlatują pod kątem trzydziestu stopni.
– A nie mówiłem? – jęknął Tsugawa. – Czułem, że chowają jakiegoś asa w rękawie…
– Co to za okręty, sierżancie? – spytał Krawczenko.
– W tej chwili nie da się tego ustalić, admirale, ale niezbyt wielkie. – Kokon poruszył się, na jednym z ekranów zaczęły przesuwać się rzędy cyfr i symboli. – W widmie emisyjnym są ślady niklu, co oznacza, że używają reaktorów fuzyjnych.
– Korwety rakietowe – stwierdził Tsugawa. – Albo torpedowce. Ruszcie się, do jasnej cholery! – warknął na przechodzących obok techników, którzy gawędząc, szli w kierunku jego konsoli. Mężczyźni, zdumieni tym niespodziewanym wybuchem złości u flegmatycznego zwykle Sigilianina, podskoczyli jak oparzeni. Jeden z nich upuścił niesioną pod pachą skrzynkę z narzędziami. Ciężki pojemnik z hukiem rąbnął o posadzkę.
Tsugawa pokręcił głową z dezaprobatą, po czym przeniósł wzrok na główny ekran, gdzie wyświetlała się już wygenerowana na podstawie wskazań lidarów mapa taktyczna tej części Układu Słonecznego. Zaznaczona była na niej aktualna pozycja floty, a także orbity największych planetoid, trzymanych w kleszczach grawitacji Jowisza. Wizualizacja ogromnej planety w postaci wielobarwnej kuli zajmowała lewy górny narożnik ekranu.
– Te na dole? – spytał admirał, wskazując dłonią kilka świetlnych punkcików, obwiedzionych czerwoną obwódką i przesuwających się od strony Jowisza ukosem w kierunku zgrupowanej w nieregularny okrąg flotylli.
– Tak, panie admirale – potwierdził artylerzysta. – Niewykluczone, że jest ich więcej, bo mam jeszcze kilka słabych ech, ale równie dobrze mogą to być asteroidy.
– Proszę to sprawdzić – polecił Krawczenko. – Wystarczy już tych niespodzianek.
Wdusił przycisk uruchamiający system rejestracji komend.
– Do wszystkich jednostek! Odchodzimy dziesięć stopni względem płaszczyzny ekliptyki. Formacja delta. Powtarzam, dziesięć stopni względem płaszczyzny ekliptyki. Formacja delta – wyrecytował do rejestratora, po czym wyłączył urządzenie. – Proszę połączyć mnie z „Herkulesem” – rzucił w kierunku stanowiska łączności. – Pan, komandorze, opracuje plan przechwycenia tych spryciarzy przez naszą straż tylną.
– Tak jest – skłonił głowę Tsugawa.
3
Kajuta, którą przydzielił Ianowi Lupos, wyglądała tak, jakby dotąd jeszcze nie miała lokatora. Wysuwana z wnęki w ścianie prycza obłożona była fabrycznym brezentem, zaś luksusowe jak na standardy liniowego okrętu wojennego umeblowanie, w postaci kubełkowatego, wyłożonego miękką pianką fotela, okrągłego stolika z przezroczystym blatem i niewielkiej narożnej kanapy, zsunięto do jednego kąta i nakryto płachtami przezroczystej, nieco zakurzonej folii. Taką samą folią osłonięto także pulpit multimedialnego terminala oraz wielki, imitujący okno ekran, zajmujący całą ścianę.
W gniazdach zasilających wciąż tkwiły zaślepki, na zlokalizowanym przy drzwiach panelu sterowania mieniły się srebrzyście naklejki plomb. Ian pozrywał je niedbale, po czym kolejno wdusił przyciski