Demony przeszłości. Część druga. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Demony przeszłości. Część druga - Diana Palmer страница 3
Gaby nie była w stanie wytrzymać przenikliwego spojrzenia Bowiego. Po chwili przyznała:
– Może i tak, ale pozostanie tutaj nie było dużo bardziej rozsądne. Czy nie możemy pozostać przyjaciółmi?
– Przyjaciółmi i niczym więcej? To masz na myśli?
– W niedzielę niechcący podpatrzyłam, jak Aggie całuje Neda. Ten widok… bardzo mnie poruszył i doszłam do wniosku, iż stało się tak dlatego, że nigdy nie doświadczyłam podobnych emocji. Nie mam pojęcia, czy w ogóle byłabym do nich zdolna. Wiem tylko, że namiętność jest dla mnie czymś obcym, prawdopodobnie tak jak dla ciebie czymś nie do przyjęcia byłby jej brak. – Gaby spojrzała Bowiemu w oczy. – Nie chcę poznać bólu, jaki teraz odczuwa Aggie. Myślę, że nie byłoby dla mnie dobre, gdybyśmy… stali się sobie bardziej bliscy, a potem się rozstali.
– Nie chcesz ryzykować – zauważył Bowie.
– Nie.
– A jeśli nauczyłbym cię odczuwać namiętność?
– Można tego nauczyć? – spytała.
– Poczekaj, a się przekonasz – odparł. – Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, kotku.
– Muszą być dziesiątki kobiet, które chciałyby zaryzykować związek z tobą.
– Dziesiątki, które kochałyby moje pieniądze – odrzekł z nutką cynizmu w głosie. – Niewiele chciałoby mnie bez nich.
– Chyba powinnam ci sprawić dobre lustro – zauważyła Gaby – i okulary. Naprawdę dobrze mi się przyjrzałeś?
– Masz czułe serce. – Bowie zaciągnął się papierosem. – Lubisz zwierzęta i romantyczną muzykę. Cieszy cię zachód słońca. Potrafisz marzyć. Upierasz się przy swoim, jeśli uważasz, że racja jest po twojej stronie. Jesteś lojalna w stosunku do osób, które kochasz, a także wielkoduszna, pracowita i miła dla ludzi, którzy cię otaczają. – Pochylił się ku Gaby. – A także wprost stworzona do całowania. Dobrze ci się przyjrzałem i podoba mi się to, co widzę.
– Aggie mówiła, że lubisz poezję – rzekła jakby mimochodem Gaby.
– Naprawdę? A ty? – Powiódł palcem po jej ciemnej brwi.
– Och, tak, bardzo. Jednak ciebie bym o to nie podejrzewała.
– Na dobrą sprawę mnie nie znasz, prawda? – Bowie przesunął palcem po dolnej wardze Gaby.
Instynkt nakazywał jej chwycić jego dłoń i odepchnąć, ale nie usłuchała. Polubiła dreszcz podniecenia, jaki wywoływał dotyk palców Bowiego. Rzucił papierosa i przysunął się bliżej, po czym ujął w dłonie jej twarz. Czuła jego oddech, ciepło bijące od potężnego ciała. Tym razem pocałunek będzie bardziej gwałtowny, pomyślała, lecz po raz pierwszy ta perspektywa nie napawała jej lękiem. Chciała, aby był namiętny, żeby całowali się z takim samym zapamiętaniem, jak podpatrzeni przez nią Ned i Aggie.
Nagle otworzyły się drzwi frontowe domu.
– Och, nie, tylko nie teraz – mruknął Bowie, z ustami tuż przy wargach Gaby, ponieważ rozległ się podenerwowany i podniesiony głos Tii Eleny.
– Gracias a Dios!
Bowie zdusił butem tlącego się na ziemi papierosa.
– Yo sé, Tia Elena – powiedział. – Gdzie zastanę matkę?
Gospodyni odpowiedziała na to pytanie. Po wejściu do domu, Bowie w hallu zostawił walizkę i od razu udał się do salonu, gdzie czekała na niego Aggie. Nie patrzył na Gaby, nie był w stanie, ponieważ wciąż był pod wrażeniem chwili, gdy omal nie wziął jej w ramiona.
– Na co czekasz? – wycedziła Aggie. – Śmiej się.
– Nie zamierzam – odrzekł, siadając obok niej na sofie. – Jest mi przykro.
– Czyżby? – Matka spojrzała na niego kpiąco. – Przecież chciałeś nas rozdzielić.
– Nieprawda. Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Może trochę przesadziłem swoim zachowaniem i zapomniałem, że mimo paru siwych włosów wciąż jesteś atrakcyjną i pełną życia kobietą – dodał ze znaczącym uśmiechem.
Aggie najpierw się zaczerwieniła, po czym roześmiała i wyciągnęła rękę, aby dotknąć syna, lecz ostatecznie ją cofnęła.
– Co się stało? – zdziwił się. – Boisz się, że zachorujesz, jak mnie uściskasz?
Aggie znów się zaczerwieniła i roześmiała. Nachyliła się ku Bowiemu, a on wziął ją w ramiona i utulił, bo znowu zaczęła płakać. Ta scena wydała się Gaby kamieniem milowym w ich stosunkach. Była szczęśliwa, widząc, iż matka i syn przytulili się prawdopodobnie po raz pierwszy w dorosłym życiu Bowiego.
Poszła po kawę, a kiedy wraz z Montoyą wróciła do salonu, usłyszała, iż Bowie opowiada Aggie o wyjeździe do Phoenix. Odnotowała w myślach, że nie wspomniał o pobycie w Teksasie, więc go nie zdradziła. Razem obejrzeli telewizyjne wiadomości, ale jedynie informacja o napadzie na mieszkankę Lassiter zwróciła ich uwagę.
Gaby wstała, gdy tylko uznała, że wypada jej opuścić Aggie i jej syna, wyjaśniając, że musi się wcześnie położyć. Miała nadzieję, że Bowie nie zaproponuje, iż ją odprowadzi do pokoju, ponieważ była pod zbyt dużym wrażeniem jego obecności. Najwyraźniej był w podobnym stanie, bo tylko życzył jej dobrej nocy.
Położyła się do łóżka, mając nadzieję, że informacja o napadzie, do którego doszło w Lassiter, nie zakłóci jej snu. Niestety, koszmary nocne wróciły. Zlana potem, ponownie przeżywała we śnie to, co wydarzyło się w stodole w Kentucky, i odcisnęło na niej tak silne piętno, iż skazało ją na życie samotnej kobiety. W gruncie rzeczy nawet nie kobiety, a bezpłciowej istoty.
Znowu czuła ręce szarpiące jej ubranie, wdychała woń whisky, słyszała pijany rechot. Pamiętała, jaką odrazą napawał ją dotyk tego brutala, jak mocno przytłoczył ją ciężar zwalającego się na nią potężnego ciała. Jakby tego było mało, padło przekleństwo i poczuła silne uderzenie. Krew była dokoła…
– Gaby!
Wyrywała się trzymającym ją rękom, opierała się i walczyła.
– Za… zabi… zabiję cię… – wydyszała. – Zostaw mnie!
Nagle poczuła, że ten ktoś silnie nią potrząsa. Otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą zatroskaną twarz Bowiego i zrozumiała, że wybudziła się z koszmaru.
Bowie nie wiedział, jak powinien postąpić. Gaby cała dygotała. Łzy popłynęły jej po policzkach, oddech przyspieszył, twarz pobladła, oczy niemalże wychodziły z orbit. Domyślił się, iż opadły ją straszliwe wspomnienia. Bał się wziąć ją w ramiona i utulić, żeby nie pogorszyć jej stanu, ale zostawić też nie