Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 52
– W środę nie mogę – odparł natychmiast Claes. – Będę zajęty do końca tygodnia.
– Dobrze, w takim razie zadzwonię do ciebie w poniedziałek i umówimy się na pierwszy wolny termin.
Blum zamknął z głośnym klapnięciem notatnik i wrzucił go do starej, wytartej skórzanej teczki, która z pewnością pamiętała sprawę Wennerströma i śmiało mogłaby pomieścić jej akta. Teraz jednak teczka firmy Goldberg & Co. zawierała tylko potężny skoroszyt sprawy o podział spadku po Victorii i Albercie von Utrecht.
Pięciu innych adwokatów obecnych właśnie w sali sądu przy Scheelegatan w Sztokholmie powtórzyło po kolei ten sam gest, klapiąc swoimi notatnikami dokładnie tak jak mecenas Blum i chowając je jak na komendę do teczek podobnych kolorów i fasonów. Duża, droga i stara teczka świadczyła jednoznacznie o pozycji kancelarii adwokackiej i kompetencjach prawnika zaprawionego w sądowych bojach. Nie było wątpliwości, że im starsza, droższa i obszerniejsza, tym więcej ważnych spraw musiała w sobie nosić.
Z oczywistych zatem względów rodzina von Utrecht z łatwością złapała się na ten prosty chwyt marketingowy. Sąd oczywiście nie. Mecenas Blum, podobnie jak pozostali, miał jeszcze kilka innych teczek i zawsze potrafił znaleźć odpowiednią dla konkretnego klienta.
Ten chwyt nie podziałał jednak na Claesa von Utrecht, który jako jedyny w rodzinie nawet nie zauważył nobliwej teczki, bo był pierwszy raz w sądzie, a poza tym mieszkał w gotyckim mieszkaniu wypełnionym antykami.
Żył jednak w zupełnie innym świecie.
Claes von Utrecht należał do wybranej klasy jeźdźców w Zatoce Psów Niewiernych i naprawdę nazywał się Gal. To było najważniejsze miejsce w jego życiu. Wirtualny świat przyszłości – świat wolnych i równych ludzi – był jego największym marzeniem, któremu całkowicie się poświęcił i w którym gotów był trwać niezależnie od wszystkiego.
Toczący się proces był dla niego smutną i uciążliwą koniecznością. Zmagał się z nią od roku z powodu całkowicie rozbieżnych żądań współspadkobierców jego zmarłych ponad rok temu rodziców, Alberta i Victorii.
Był najmłodszy z czworga rodzeństwa i od młodszej z sióstr, Margarety, dzieliła go różnica dwudziestu pięciu lat, a od brata Frederika – trzydziestu trzech lat i trzech miesięcy. Przyszedł na świat, gdy Victoria miała pięćdziesiąt dwa lata. W rodzinie af Gedde, z której pochodziła, było to niezwykłym wydarzeniem, ale jeszcze bardziej niezwykły był przypadek Alberta von Utrecht, który miał wówczas sześćdziesiąt osiem lat. Obie rodziny zapewne jeszcze bardziej by się zdziwiły, gdyby się dowiedziały, że Victoria poczęła w swoich ostatnich dniach płodnych przed menopauzą.
Nieplanowane pojawienie się Claesa na świecie zostało przyjęte z pewnym zażenowaniem, konsternacją, o ile nie z widocznym niesmakiem. Szczególnie że Frederik miał już bliźniaki w wieku przedszkolnym, które nijak nie mogły zrozumieć, że właśnie urodził im się wujek.
Kłopotliwą sytuację dodatkowo pogłębiał fakt, że chrzciny późnego potomka Utrechtowie musieli po raz pierwszy zorganizować poza rodzinną kaplicą zamku Grönavatten w Smalandii, w którym teraz jakaś macedońska rodzina prowadziła z sukcesem zajazd.
Okolicznościowe przyjęcie odbyło się zatem w niedzielę wielkanocną 1980 roku w dziewiętnastowiecznej kamienicy przy ulicy Strandvägen 13 w sztokholmskiej dzielnicy Östermalm. Mały Claes Magnus cieszył się niespotykanym wręcz zainteresowaniem dwustu siedemdziesięciu dziewięciu zaproszonych gości. Każdy osobiście chciał sprawdzić, czy najmłodszy potomek dwóch rodów jest podobny do rodziców, tak jakby miał odziedziczyć po nich zmarszczki, spłowiałe oczy i przerzedzone włosy. Po mniej lub bardziej dokładnych oględzinach chłopca każdy miał inne zdanie. Ostatecznie uroczystość utraciła podniosły nastrój, jaki powinien towarzyszyć pojawieniu się nowego członka chrześcijańskiej społeczności, i zamieniła się w loppmarknad. Nie pomogła tu obojętność, jaką okazywali chłopcu Victoria i Albert, zajęci załatwianiem mnóstwa spraw z licznymi członkami obu rodzin.
I dla nikogo z gości nie było to dziwne, bo od ponad stu lat trwała sądowo-słowna śmiertelna wojna między wytypowanymi członkami poszczególnych klanów, gałęzi i rodzin. Dlatego wyjątkowego znaczenia nabierały wszelkie zjazdy rodzinne, w których formalnie nie można było odmówić udziału, bo zabraniała tego szlachecka etykieta. W rzeczywistości w XXI wieku miała ona już wyłącznie merkantylne znaczenie i służyła do grabienia resztek dawnego rodzinnego imperium.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.