To będą piękne święta. Karolina Wilczyńska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska страница 3
Mimo to była szczęśliwa. Kochała Leszka i starała się zrozumieć jego naturę. Wiedziała, że jest artystą, wolnym duchem i nie uznaje ograniczeń. Podzielała te poglądy, przynajmniej do czasu kiedy na świat przyszła ich córeczka. Okazało się bowiem, że Leszek nie zamierza niczego zmieniać.
– A po co? – mówił, gdy żona sugerowała, że powinien poszukać stałej pracy. – Przecież mamy co jeść. A sama mówiłaś, że dobra materialne nie mają dla ciebie znaczenia.
Tak mówiła i wcale nie kłamała. Nie zależało jej na wielkim domu ani drogim samochodzie. Jednak sądziła, że wózek dla dziecka czy schabowy na obiad to nie są żadne luksusy, a miło byłoby czasami iść do sklepu i po prostu kupić to, co potrzebne.
– Najważniejsze, że jesteśmy razem i się kochamy. Prawda? – mówił Leszek, kiedy zdarzało jej się rozpłakać. – Przetrwamy trudne chwile, bo miłość wszystko zwycięża.
Na to nie miała odpowiedzi. Tym bardziej że też wierzyła w te słowa. I starała się zrozumieć, że Leszek zarabia graniem, więc pracuje w nocy. Usprawiedliwiała późne powroty, udawała, że nie czuje od niego alkoholu, i cieszyła się, gdy z dumą wręczał jej sto czy dwieście złotych, mówiąc:
– Wszystko ci oddaję, bo jesteście z Marysią dla mnie najważniejsze.
Wtedy była naprawdę szczęśliwa. I jeszcze gdy Leszek zostawał wieczorem w domu. Kiedy miał dobry humor, potrafił być cudowny. Pielęgnowała wspomnienia tych chwil, kiedy wspólnie się śmiali albo dyskutowali do rana. A czasami po prostu leżeli w ciemnościach, ogrzewając córeczkę ciepłem swoich ciał.
– To właśnie jest szczęście – mawiał Leszek.
Zgadzała się z nim i czasami była zła na samą siebie, że nie jest wystarczająco cierpliwa i nie radzi sobie w gorszych chwilach. Nie wszyscy muszą żyć tak samo – rozmyślała. – A jeśli nie chce się zostać niewolnikiem systemu, to trzeba być gotowym na trudności.
Tamara nie chciała być częścią systemu, jednak doskwierał jej brak pieniędzy i dni spędzane samotnie, tylko z dzieckiem. Kochała córeczkę, lecz tęskniła za Leszkiem i trudno jej było się pogodzić z jego ciągłą nieobecnością. Nie wiedziała, dokąd i z kim chodzi, niechętnie mówił, co robi, a to budziło w Tamarze złość i zazdrość.
– Kochanie, nie wymyślaj – mówił, gdy zaczynała go wypytywać. – Przecież jestem twoim mężem, prawda? To chyba coś dla ciebie znaczy?
Dla niej znaczyło, ale czasami nie była pewna, czy dla niego także. Zwłaszcza w takie dni jak dzisiaj.
Jak mógł zostawić nas same? – zastanawiała się, patrząc na córeczkę. – Przecież to Wigilia, wszyscy chcą spędzać ten dzień z rodzinami. A on? Nawet nie powiedział, dokąd idzie i kiedy wróci.
Zanim jeszcze poznała Leszka, czasami wyobrażała sobie, jak będzie wyglądało Boże Narodzenie, gdy kiedyś wyjdzie za mąż i założy rodzinę. Myślała o choince przystrojonej bombkami, o stole nakrytym białym obrusem, o opłatku, życzeniach i śpiewaniu kolęd. Miała nadzieję, że tak będzie, bo święta spędzała tylko z matką, więc tęskniła za obrazkami, które widywała w telewizji – liczną rodziną, śmiechami i tupotem małych nóżek.
A tymczasem wszystko wskazywało na to, że pierwsze małżeńskie święta spędzi, siedząc sama z córeczką, a zamiast wieczerzy będzie miała jajecznicę z trzech ostatnich jajek, które znalazła w lodówce.
Pomyślała, że skoro już nie ma choinki ani dwunastu potraw, to chociaż ubierze się odświętnie. Włożyła granatową sukienkę w białe kropeczki, a dla Marysi przygotowała tiulową białą spódniczkę i opaskę z kokardką. Mała wyglądała słodko.
– Zaraz będziemy szukać pierwszej gwiazdki – powiedziała do dziecka. – A potem mama zaśpiewa ci kolędę.
Wiedziała, że córka nie zapamięta tego Bożego Narodzenia, ale mimo wszystko czuła duży smutek. Dobrze, że mama tego nie widzi – pomyślała i zatęskniła za ich kameralnymi wieczerzami.
Naraz usłyszała zamieszanie na klatce schodowej. Ktoś głośno się śmiał, dwa inne głosy dyskutowały zawzięcie, ale nie potrafiła odróżnić słów. Dźwięki zbliżały się i po chwili usłyszała je tuż za drzwiami.
A potem rozległo się pukanie.
– Kto tam? – zapytała, podchodząc do drzwi z Marysią na rękach.
– Otwórz, to ja! – Głos Leszka usłyszeli chyba wszyscy sąsiedzi. – Mam zajęte ręce i nie mogę wyjąć kluczy.
Kiedy przekręciła zamek i nacisnęła klamkę, do domu wszedł mąż, a za nim dwóch innych mężczyzn i kobieta.
– Kochanie, pamiętasz ich? – Leszek wskazał na gości. – Poznaliśmy się kiedyś na koncercie. To Jacek i Radek z Julką.
Nie pamiętała, zresztą wcale nie była pewna, czy kiedykolwiek ich widziała.
– Wyobraź sobie, że zostali w akademiku, bo też mieli zamiar bojkotować święta – oznajmił radośnie. – Ale wytłumaczyłem im, że Marysia musi mieć wspaniałą wigilię, więc zgodzili się przyjść.
– Starzy przysłali nam co nieco, to zabraliśmy ze sobą – oświadczył Jacek i zdjął z ramion pokaźny plecak. – Mamy tu całą wieczerzę w słoikach – zażartował.
– A, jest jeszcze niespodzianka – przypomniał sobie Leszek. – Radek, można wnosić.
Wyszli na klatkę i wrócili z dwumetrową choinką ubraną w różnokolorowe bombki i łańcuchy.
– Portier z akademika zgodził się pożyczyć ją nam do jutra – wyjaśnił chłopak. – Tam i tak nikogo nie ma. A dziecko będzie miało radość.
Wcisnęli drzewko między łóżko a szafę i podłączyli lampki. Choinka rozjaśniła się migającymi światełkami, od których Marysia nie mogła oderwać wzroku.
– Daj mi małą – powiedział Leszek. – I rozpakujcie z Julką jedzenie.
W plecaku rzeczywiście było chyba wszystko – znalazł się nawet smażony karp i mak z bakaliami.
Dosunęli stół do łóżka, żeby każdy mógł usiąść.
– Opłatka nie mamy, ale chyba obejdziemy się jakoś bez niego – uznał Leszek. – Życzę ci, kochana moja, żebyśmy jakoś ze sobą wytrzymali i spędzali razem kolejne święta – powiedział. A potem pocałował Tamarę i dodał szeptem: – Obiecałem ci wigilię i dotrzymałem słowa.