Sobotwór. Tess Gerritsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sobotwór - Tess Gerritsen страница 16
– Jej prawo jazdy wydano cztery miesiące temu. Tablice rejestracyjne przed trzema miesiącami.
– A co z miejscem zamieszkania? Mieszkała w Brighton, prawda? Musieliście rozmawiać z sąsiadami.
– Wczoraj wieczorem skontaktowaliśmy się w końcu z właścicielką domu. Mówi, że wynajęła Annie Jessop mieszkanie trzy miesiące temu. Wpuściła nas do środka.
– I co?
– To mieszkanie jest puste, pani doktor. Żadnych mebli, patelni, nawet szczoteczki do zębów. Ktoś płacił za telewizję kablową i telefon, ale nikt tam nie mieszkał.
– A co mówią sąsiedzi?
– Nigdy jej nie widzieli. Nazywali ją „zjawą”.
– Musiała mieszkać wcześniej pod innym adresem. Mieć jakieś konto w banku…
– Sprawdzaliśmy. Nie możemy znaleźć żadnych informacji na jej temat.
– Co to oznacza?
– To oznacza – odparła Rizzoli – że pół roku temu Anna Jessop nie istniała.
Rozdział czwarty
Gdy Rizzoli weszła do lokalu J. P. Doyle’a, ujrzała stałych bywalców zgromadzonych wokół baru. Byli to w większości policjanci, dzielący się przy piwie i orzeszkach opowieściami z pola walki. Bar Doyle’a, usytuowany tuż przy posterunku bostońskiej policji w Jamaica Plain, był zapewne najbezpieczniejszą knajpą w mieście. Jeden fałszywy ruch, a kilkunastu gliniarzy rzucało się na awanturnika jak drużyna futbolistów. Znała ich wszystkich, a oni ją. Rozstąpili się, by przepuścić ciężarną kobietę. Dostrzegła kilka uśmiechów, gdy przeciskała się między nimi z brzuchem przypominającym dziób okrętu.
– Jezu, Rizzoli – zawołał któryś. – Utyłaś czy co?
– Tak. – Zaśmiała się. – Ale w przeciwieństwie do ciebie w sierpniu znów zeszczupleję.
Podeszła do detektywów Vanna i Dunleavy’ego, którzy machali do niej z baru. Wszyscy mówili o nich Sam i Frodo. Gruby i chudy hobbit byli partnerami od tak dawna, że funkcjonowali jak stare małżeństwo i spędzali zapewne więcej czasu ze sobą niż ze swoimi żonami. Rizzoli rzadko widywała ich osobno i sądziła, że jest tylko kwestią czasu, kiedy zaczną się tak samo ubierać.
Uśmiechnęli się szeroko i pozdrowili ją, unosząc identyczne kufle guinnessa.
– Cześć, Rizzoli – odezwał się Vann.
– …spóźniłaś się – dodał Dunleavy.
– Kończymy już drugą kolejkę…
– Przyłączysz się?
Chryste, jeden dokańczał nawet zdanie drugiego.
– Za głośno tutaj – odparła. – Chodźmy do drugiej sali.
Przeszli do jadalni, w kierunku boksu pod irlandzką flagą, gdzie zwykle siadała. Dunleavy i Vann zajęli miejsca naprzeciw niej, przywierając do siebie. Pomyślała o swoim partnerze, Barrym Froście, który był miłym, a nawet atrakcyjnym facetem, ale z którym nie miała absolutnie nic wspólnego. Pod koniec dnia każde z nich szło swoją drogą. Lubili się wystarczająco, ale nie sądziła, by mogła spędzać z nim więcej czasu. Z pewnością nie tyle, ile spędzali ze sobą ci dwaj mężczyźni.
– A więc trafiła ci się ofiara black talon – zaczął Dunleavy.
– Zeszłej nocy, w Brookline – przytaknęła. – Pierwszy taki przypadek od czasu waszego. Kiedy to było, ze dwa lata temu?
– Mniej więcej.
– Sprawa zamknięta?
Dunleavy się zaśmiał.
– Jak wieko trumny.
– Kto był sprawcą?
– Niejaki Anton Leonow. Ukraiński emigrant, drobny gracz o wielkich ambicjach. Zajęłaby się nim w końcu rosyjska mafia, gdybyśmy go pierwsi nie aresztowali.
– Cholerny dupek – prychnął pogardliwie Vann. – Nie miał pojęcia, że go śledzimy.
– Jaki mieliście powód? – spytała.
– Dostaliśmy cynk, że oczekuje dostawy z Tadżykistanu – odparł Dunleavy. – Heroiny. Dużej partii. Deptaliśmy mu po piętach prawie tydzień i nas nie zauważył. Dotarliśmy za nim do domu jego wspólnika, Wasilija Titowa. Titow musiał go czymś wkurzyć. Obserwowaliśmy, jak wchodzi do jego domu, a potem usłyszeliśmy strzały i zobaczyliśmy, że Leonow wybiega.
– Czekaliśmy na niego – oznajmił Vann. – Mówiłem, że to dupek.
Dunleavy wzniósł toast kuflem guinnessa.
– I sprawa zamknięta. Sprawca złapany z bronią w ręku. Byliśmy świadkami. Nie wiem, po co wnosił o uniewinnienie. Przysięgli wydali werdykt w niecałą godzinę.
– Zdradził wam, skąd miał te pociski? – chciała wiedzieć Rizzoli.
– Żartujesz? – odparł Vann. – Nic nam nie powiedział. Prawie nie mówił po angielsku, ale cholernie dobrze umiał upominać się o swoje prawa.
– Ściągnęliśmy ekipę, żeby przeszukała jego dom i firmę – dodał Dunleavy. – Znaleźli w magazynie chyba z osiem pudełek tych pocisków. Uwierzysz w to? Nie wiem, skąd je zdobył, ale miał spory zapas. – Dunleavy wzruszył ramionami. – To tyle o Leonowie. Nie widzę, jaki może mieć związek z twoją sprawą.
– W ciągu pięciu lat mieliśmy tu tylko dwa przypadki użycia takich pocisków – wyjaśniła Rizzoli. – Wasz i mój.
– Cóż, pewnie na czarnym rynku znalazłoby się ich jeszcze parę. Do diabła, sprawdź w sieci. Wiem tylko, że Leonowa przyskrzyniliśmy na dobre. – Dunleavy odstawił kufel. – Masz do czynienia z innym sprawcą.
Sama doszła już do tego wniosku. Sprzeczka podrzędnych rosyjskich gangsterów sprzed dwóch lat nie wydawała się mieć nic wspólnego z zabójstwem Anny Jessop. Black talon stanowił martwy trop.
– Pożyczycie mi akta Leonowa? – spytała. – Mimo wszystko chcę je przejrzeć.
– Jutro będziesz je miała na biurku.
– Dzięki, chłopcy. – Wysunęła się zza stołu i z wysiłkiem wstała.
– Kiedy termin? – zagadnął Vann, wskazując głową na jej brzuch.
– Jeszcze nie tak szybko.
– Chłopaki robią już zakłady na temat płci dziecka.