Odwet. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 39

Odwet - Vincent V. Severski

Скачать книгу

i komenda nie będzie miała na kogo głosować. Zrobisz to kolegom?

      – No dobrze. Robię to dla Polski… i swojego żołądka – odparł całkiem poważnie Bronek i rozłączył się.

      | 30 |

      Kiedy Lutek wstał rano i zobaczył na nagraniu Rubeckiego, który w środku nocy wynosi śmieci, od razu wsiadł do samochodu i pojechał na Powiśle. Elektryczny zamek w bramie domu otworzył sobie kijem od szczotki, wciskając przełącznik na ścianie.

      Śmietnik nie był zamknięty, ale to i tak nie byłoby dla Lutka przeszkodą. Nie miał problemu z odnalezieniem worka. Odróżniał się od wszystkich pozostałych, bo był zielony i leżał na samym wierzchu. Kiedy Lutek zobaczył, że Rubecki wychodzi po północy bez laski, za to z workiem, i idzie w kierunku śmietnika, od razu wiedział, że to maskirowka zrobiona na siłę i za chwilę będzie ciąg dalszy. I nie pomylił się, bo Rubecki wyszedł przed dom, rozejrzał się po pustej ulicy i szybkim krokiem ruszył w lewo. Minął swój samochód i dalej poszedł ulicą Rozbrat.

      Kiedy Lutek jechał już na Powiśle, zadzwonił do Dimy, poinformował go o nocnym spacerze Rubeckiego i poprosił o zgodę na zabranie worka ze śmietnika. Na każdą czynność operacyjną musiał mieć zgodę szefa. Nigdy nie akceptował samowolki u nikogo, więc tym bardziej sam jej nie stosował.

      Nieco zaskoczony Dima oczywiście wyraził zgodę. Zastrzegł jednak, by nie dzwonił do Romana przed dziewiątą. Uważał, że szef powinien odpocząć i się wyspać, bo poprzedniego wieczoru nie wyglądał najlepiej. Dima czuł się w obowiązku odciążać Romana i coraz częściej przejmować na siebie brzemię decyzji, przynajmniej tam, gdzie mógł.

      Polecił Lutkowi zawieźć worek na Litewską i go tam zostawić, a potem natychmiast wracać na Powiśle. Zaczynał się drugi dzień pracy z obiektem, jak mówił Lutek, i pojawiły się pierwsze znaki zapytania.

      Dima przyjechał na Litewską samochodem o wpół do dziewiątej. Rano biegał na Polu Mokotowskim i naciągnął sobie mięsień dwugłowy uda, więc tego dnia wyjątkowo musiał zrezygnować z roweru. Witek i Ela byli już na miejscu i z zapałem o czymś dyskutowali, zajęci w drugim pokoju swoimi komputerami. W mieszkaniu unosił się przyjemny zapach porannej kawy. Dima miał chęć nalać sobie solidny kubek, ale zrezygnował, bo był już po kawie z mlekiem, którą wypił do porannego croissanta. Do południa nigdy nie wypijał więcej niż jedną, więc zadowolił się aromatem.

      Dziesięć minut później pojawiła się Monika. Była w krótkiej białej lnianej sukience, kolorowych espadrylach na platformie i z przerzuconą na skos między piersiami czerwoną torbą. Wtargnęła pełna energii, nieumalowana, uśmiechnięta, wręcz rozpromieniona. Dima pomyślał, że dawno jej takiej nie widział. Jakby właśnie się zakochała. Podobała mu się bardziej niż kiedykolwiek, więc uśmiechnął się do niej na powitanie, ale ona rzuciła mu tylko podejrzliwe spojrzenie i zapytała:

      – Coś nie tak?

      – Nieee… wszystko w porządku – odparł, wciąż z uśmiechem na twarzy.

      – To co się tak szczerzysz?

      – Ładnie wyglądasz, piękny dzień, to co, mam płakać?

      – Coś ty podejrzany jesteś – rzuciła Monika i wyjęła z lodówki butelkę napoju aloesowego. – Co to? – zapytała, zobaczywszy na stole zielony worek.

      – Śmieci Rubeckiego.

      – Śmieci? Co ty…

      – Przyniósł je Lutek.

      – Żartujesz! – rzuciła oburzona. – Będziemy grzebać w śmieciach Rubeckiego? Powiedz mi, że śnię. To się nie dzieje naprawdę! Dima, posuwamy się za daleko. Rubecki nie jest jakimś podejrzanym typem, to nasz kolega… Dima! To poniżej mojej godności… Roman o tym wie? Czy to twoja decyzja? To zwykłe skurwysyństwo… Wchodzimy dyktatorkowi w dupę? Ja tego nie akceptuję. – Wyjęła telefon z torebki. – Dzwonię do Romana! Posunąłeś się za daleko, kolego! O nie!

      – Nie denerwuj się – odezwał się łagodnym tonem Dima. – To moja decyzja, a Roman zaraz o wszystkim się dowie. Zachowaj trochę emocji na to, o czym za chwilę i ty się dowiesz. Jestem pewien, że zrozumiesz. Usiądź.

      – Nie! Będę stała! – Odstawiła zieloną butelkę z takim impetem, że aż wylał się z niej napój.

      – Jak chcesz. Rubecki wyszedł w nocy z domu i poszedł na spotkanie z kimś, kogo chciał ukryć – zaczął Dima. – Czyli wygląda na to, że obawia się inwigilacji albo nawet wie już o nas i ewidentnie próbuje coś ukryć. Musiało wydarzyć się wczoraj coś, co jest bardzo ważne dla niego i tego kogoś, z kim się spotkał, skoro musieli to zrobić w nocy. Rubecki jako stary szpieg powinien wiedzieć, że jeżeli jest inwigilowany, to tym ruchem się wysypał. Zwłaszcza że wynoszenie śmieci to arcynaiwna legenda.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      Przeł. Mieczysław Jastrun.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/4QmQRXhpZgAATU0AKgAAAAgADAEAAAMAAAABDHUAAAEBAAMAAAABE2EAAAECAAMAAAADAAAAngEGAAMAAAABAAIAAAESAAMAAAABAAEAAAEVAAMAAAABAAMAAAEaAAUAAAABAAAApAEbAAUAAAABAAAArAEoAAMAAAABAAIAAAExAAIAAAAkAAAAtAEyAAIAAAAUAAAA2IdpAAQAAAABAAAA7AAAARgACAAIAAgASAAAAAEAAABIAAAAAQAAQWRvYmUgUGhvdG9zaG9wIENDIDIwMTkgKE1hY2ludG9zaCkAMjAxOTowNjoxMyAyMjo1Mjo1NwAAA5AAAAcAAAAEMDIzMaACAAQAAAABAAAD6KADAAQAAAABAAAGFAAAAAAAAAAGAQMAAwAAAAEABgAAARoABQAAAAEAAAFmARsABQAAAAEAAAFuASgAAwAAAAEAAgAAAgEABAAAAAEAAAF2AgIABAAAAAEAAAgRAAAAAAAAAEgAAAABAAAASAAAAAH/2P/tAAxBZG9iZV9DTQAB/+4ADkFkb2JlAGSAAAAAAf/bAIQADAgICAkIDAkJDBELCgsRFQ8MDA8VGBMTFRMTGBEMDAwMDAwRDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAENCwsNDg0QDg4QFA4ODhQUDg4ODhQRDAwMDAwREQwMDAwMDBEMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwM/8AAEQgAoABnAwEiAAIRAQMRAf/dAAQAB//EAT8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAMAAQIEBQYHCAkKCwEAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAQACAwQFBgcICQoLEAABBAEDAgQCBQcGCAUDDDMBAAIRAwQhEjEFQVFhEyJxgTIGFJGhsUIjJBVSwWIzNHKC0UMHJZJT8OHxY3M1FqKygyZEk1RkRcKjdDYX0lXiZfKzhMPTdePzRieUpIW0lcTU5PSltcXV5fVWZnaGlqa2xtbm9jdHV2d3h5ent8fX5/cRAAICAQIEBAMEBQYHBwYFNQEAAhEDITESBEFRYXEiEwUygZEUobFCI8FS0fAzJGLhcoKSQ1MVY3M08SUGFqKygwcmNcLSRJNUoxdkRVU2dGXi8rOEw9N14/NGlKSFtJXE1OT0pbXF1eX1VmZ2hpamtsbW5vYnN0dXZ3eHl6e3x//aAAwDAQACEQMRAD8A9VSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSU//Q9VSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSU//R9VSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSU//S9VSSSSUpJJJJSkkkklKSSSSUpJJJJS

Скачать книгу