Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 34
Czekał ukryty w cieniu pod rozłożystym klonem. Wokół żadnego ruchu, cisza, w kilku oknach światło. Gdzieś daleko zawarczał samochód. Była pierwsza trzydzieści, kiedy zza rogu wyjechała taksówka i zatrzymała się sto metrów przed nim. Po chwili wysiadła z niej Polanowska, trzasnęła drzwiami i energicznie ruszyła w jego stronę.
– Lewy nie żyje – oznajmiła, gdy się tylko zatrzymała. – Słyszałeś?
– Nie – odparł zaskoczony. – Co się stało?
– Został zamordowany przez Al-Kaidę w Algierze.
– Kiedy?
– W poniedziałek.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz? Kurwa! Pola! Co jest? – Uderzył dłonią w drzewo.
– Nie wiedziałam. Szef trzyma embargo na tę informację, ale prędzej czy później i tak wycieknie.
– No to mamy problem. – Rubecki był wyraźnie poruszony. – Jak zginął?
– W domu. Podcięli mu gardło.
– Ja pierdolę!
– To nie koniec złych wiadomości – ciągnęła Polanowska. – Dzisiaj rano na zawał zmarł Kuna… w Baku.
– Fuck! – Rubecki znów walnął dłonią w pień drzewa. – Zawał? Na pewno?
– Na to wygląda. Wieczorem przyszła depesza z Baku. Chorował przecież, miał już kiedyś zawał. Znalazła go żona. Zmarł w domu, w wannie. Pił.
– No to będziemy mieli dwa pogrzeby. Jak się czuje Ewa?
– Nie wiem, nie dzwoniłam do niej jeszcze. Szkoda dziewczyny, ale Kuna się nie oszczędzał. Wiesz, jaki był.
– No wiem. Jasne, że go szkoda, ale problemem jest Lewy.
– Dlatego tu teraz jestem. Jeżeli zaczną macać sprawę, możemy mieć kłopoty. Musimy się przygotować, coś wymyślić… jakąś wersję… prędzej czy później połączą nas.
– Mówiłaś, że to Al-Kaida, więc chyba nie będą grzebać głębiej. A Bolecki już wie? A Kwas?
– Nie mam pojęcia. Sama dowiedziałam się dzisiaj wieczorem, więc Maniek na pewno jeszcze nie wie, boby mi powiedział. Mnie poinformował Sokolnik, który jest wkurwiony, bo Hafner napuścił na niego Leskiego. To nie jest dobry znak, tym bardziej że Bolecki zlecił Agencji twój audyt. Próbowałam ustalić, kto to robi, ale Stokrotka jest w Stanach i wraca dopiero w czwartek. Wychodzi na to, że nie robi tego nasz WBW…
– To dlatego mówiłaś, że mam ogon, tak? – Rubecki był poruszony. – Na placu Na Rozdrożu i mnie się wydawało, że mam ogon. Ładna blondynka. Jeżeli nie WBW, to może ABW albo wojskowi.
– Absurd! Mówię, że zlecenie dostał Hafner.
– A skąd to wiesz?
– Maniek słyszał rozmowę Boleckiego z Hafnerem.
– Więc? – Rubecki spojrzał na nią zaniepokojony.
– No kurwa, tak! – Z niedowierzaniem pokiwała głową.
– Leski – potwierdził Olgierd. – No to, kurwa, mamy problem. Skoro za sprawę wziął się ten mnich, to mamy nawet bardzo duży problem. Jeżeli to prawda, jesteśmy w czarnej dupie. – Zamilkł i po chwili zapytał: – Co robimy, Pola?
– Zastanowię się. Muszę się rozejrzeć na Miłobędzkiej i zaczekać na Stokrotkę. Zobaczę jeszcze, co wie Marian. Najpierw muszę ustalić, dlaczego Hafner tak to utajnił i czy rzeczywiście Leski robi ci audyt, no i kto mu to zlecił, bo przecież ten tępak sam tego nie wymyślił.
Wyjęła z kieszeni telefon i zamówiła taksówkę.
– Nie idziesz do mnie? – zapytał zdziwiony Olgierd. – Przecież mówiłaś, że Kwasa jeszcze nie ma.
– Ochujałeś, Cezar?! Teraz?! – Spojrzała na niego z mieszaniną niedowierzania i wściekłości. – Dopiero mieliby ubaw, jakby nas namierzyli. Wszystko poszłoby w piz…
– Jest środek nocy, Pola…
– Nie świruj! – przerwała mu. – Musimy zachować ostrożność, jakbyśmy byli na ostrej robocie. Pamiętasz Krym?
– No pewnie.
– To rób swoje, a ja będę pilnować sprawy. I nie dzwoń! Ja się z tobą skontaktuję. I tak będziemy się wkrótce widzieli. Mamy w planie dwa pogrzeby.
– Nie mogę uwierzyć! Kuna i Lewy…
– Nie pękaj! Weź się w garść – rzuciła twardo Polanowska. – Też mi żal chłopaków, ale musimy robić swoje, bo wtopimy. – Spojrzała przez ramię. – Jest moja taksówka. – Chwyciła Olgierda za koszulkę, przyciągnęła go do siebie i pocałowała w usta. – Bądź grzeczny.
| 26 |
Była za dziesięć ósma. Zasapany Roman wszedł ostatni, z kapelusikiem w dłoni i teczką pod pachą. Miał czerwoną napuchniętą twarz, jakby leżał cały dzień na słońcu. Od razu zamknął się w łazience. Po kilku minutach wrócił, wyraźnie odświeżony, ale blady.
– Dobrze się czujesz, Roman? – zapytała Monika.
– Jasne, że dobrze – odparł niepewnie. – A co?
– Nic.
– To co? Obejrzymy najpierw Rubeckiego w Rozmowie dnia? – rzucił z udawaną swobodą. – A potem porozmawiamy o sprawie „Sindbad”? Czy od razu zaczynamy?
– Zaczynajmy od razu – zdecydowała Monika. – Późno jest i co nam to da, że znów go obejrzymy? Wiemy, co powie.
Widziała, że Roman źle się czuje, i chciała jak najszybciej zakończyć to spotkanie, żeby mógł odpocząć. Wydawało jej się, że z coraz większym trudem znosi upał. Nigdy o tym nie mówił, ale ona nie musiała patrzeć swoim trzecim okiem, żeby zauważyć, że ma problemy z krążeniem.
– Nie! – twardo zaprotestował Dima i Monika poczuła się, jakby coś nią wstrząsnęło. – Obejrzymy. To ważne, może dowiemy się czegoś nowego. Jeszcze dwa dni i zamykamy sprawę.
– Tak jest, szefie! – rzuciła z wyraźną ironią i włączyła pilotem telewizor.
Witek i Ela siedzieli w rogu na swoich miejscach wpatrzeni w ekran laptopa. Sprawiali wrażenie, jakby program z Rubeckim w ogóle ich nie interesował. Podobnie jak Lutek, który stał przy oknie i co chwila zerkał na monitor swojego komputera.