Szalona noc. Christina Lauren

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szalona noc - Christina Lauren страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Szalona noc - Christina Lauren

Скачать книгу

zerknął na moje usta. Ale przecież go znam: kiedy mówię, przesuwa wzrokiem po całej mojej twarzy. Jest doskonałym słuchaczem.

      – I jeszcze… będę pomagać w pisaniu scenariusza – oznajmiam, nieco bez tchu, a on szerzej otwiera oczy.

      – Lola. Lola, ja nie mogę.

      Rozpoczynam powtórne omawianie całego porannego spotkania, zaś Oliver wraca do rozpakowywania najnowszej dostawy komiksów, co jakiś czas zerkając na mnie z tym swoim zaangażowanym, lekkim uśmiechem. Kiedyś wydawało mi się, że z czasem nauczę się czytać jego reakcje i odgadywać myśli, które chodzą mu po głowie – jednak wciąż są dla mnie zamkniętą książką. Mieszkanie na poddaszu, które dzielę z moją przyjaciółką London, leży tylko dwie ulice od księgarni Olivera, ale chociaż widuję go niemal codziennie, wciąż mam wrażenie, że połowę spędzanego razem czasu próbuję odgadnąć intencje, jakie kryją się za jego monosylabicznymi odpowiedziami lub dłuższym uśmiechem. Gdybym bardziej przypominała Harlow, po prostu bym zapytała.

      – Cieszysz się, że zobaczysz swoją książkę na ekranie? – pyta Oliver. – Nie rozmawialiśmy o tym, bo wszystko poszło tak szybko. Wiem, że niektórzy autorzy nie są zachwyceni pomysłem adaptacji swoich komiksów.

      – Żartujesz? – pytam. Chyba nie mówi poważnie? Jedyna rzecz, którą wolę od komiksów, to filmy oparte na komiksach. – To przytłaczające, ale cudowne.

      W tej chwili przypominam sobie, że w skrzynce e-mailowej mam wiadomość z siedemnastoma załącznikami do przeczytania „do wiadomości”. Czuję falę mdłości.

      – Ale to trochę jak budowa domu – przyznaję. – Najbardziej chciałabym już przejść do etapu, w którym się wprowadzam, a przeskoczyć wybieranie kafelków, kranów i klamek do drzwi.

      – Miejmy tylko nadzieję, że twój bohater nie będzie Batmanem à la George Clooney – mówi.

      Unoszę brwi jak najwyżej.

      – Jeśli o mnie chodzi, proszę pana, to mogą sclooneyować wszystko, co tylko zechcą – odpowiadam.

      Zza regału wychodzi Nie-Joe, jedyny pracownik Olivera, z fryzurą na irokeza, nałogowy ćpun, do którego wszyscy mamy niewytłumaczalną słabość, jak do ulubionego kota.

      – George Clooney jest gejem. Wiecie o tym, prawda?

      Oboje z Oliverem nie zwracamy na niego uwagi.

      – Właściwie – ciągnę – jeśli George Clooney kiedykolwiek dostanie się do słownika języka angielskiego w postaci czasownika, natychmiast dołożę tę czynność do mojej listy rzeczy, które chcę zrobić, zanim umrę.

      – Jak w pytaniu: „Czy kiedyś cię sclooneyowali?” – upewnia się Oliver.

      – Właśnie tak. „Poszliśmy na spacer, a potem clooneyowaliśmy do jakiejś drugiej. Dobranoc”.

      Oliver kiwa głową i odkłada długopisy do szuflady.

      – Chyba też musiałbym dopisać to do mojej listy rzeczy do zrobienia.

      – Widzisz, to nas właśnie łączy – odpowiadam. Jego towarzystwo działa jak xanax, zawsze mnie uspokaja. – Ty byś zrozumiał całą wagę zrobienia czasownika z George’a Clooneya i niezależnie od jego orientacji też chciałbyś spróbować.

      – On na pewno jest gejem! – powtarza Nie-Joe głośniej.

      Oliver chrząka sceptycznie i w końcu na niego spogląda.

      – Chyba jednak nie. Ożenił się.

      – Naprawdę? – dziwi się Nie-Joe, opierając się łokciem o ladę. – Ale gdyby był, poleciałbyś na niego?

      Unoszę rękę.

      – Ja tak. Na sto procent!

      – Nie ciebie pytałem – macha ręką Nie-Joe.

      – A kto ma być z przodu, kto z tyłu? – dopytuje Oliver. – Bo chcę wiedzieć, czy to ja mam zostać sclooneyowany przez George’a Clooneya, czy może to ja mam clooneyować?

      – Oliver – powtarza dobitniej Nie-Joe – to jest, cholera, George Clooney we własnej osobie. Jego nie da się sclooneyować!

      – Chyba zaczynamy gadać bzdury – mamroczę.

      Obaj mnie ignorują; Oliver wzrusza ramionami.

      – No pewnie, czemu nie.

      – Czyli spada nam IQ – wtrącam.

      Nie-Joe udaje, że chwyta kogoś za biodra i zaczyna poruszać się do przodu i do tyłu.

      – O tak. Pozwoliłbyś mu.

      Oliver obronnym gestem unosi ramiona i odpowiada:

      – Joe, rozumiem, o czym mówimy. Wyobrażam sobie też, jak wygląda seks między mężczyznami. Mówię tylko, że jeśli mam być z facetem, to dlaczego nie ze złym Batmanem?

      Macham mu ręką przed nosem.

      – A może wrócimy do tego, że mój komiks ma trafić na ekrany?

      Oliver odwraca się do mnie, rozluźnia i obdarza tak słodkim uśmiechem, że cała w środku topnieję.

      – Jak najbardziej. Lola, to wspaniale – przechyla głowę na bok, niebieskimi oczami patrząc mi prosto w oczy. – Jestem z ciebie cholernie dumny.

      Uśmiecham się, po czym zasysam do ust dolną wargę, gdyż kiedy Oliver tak na mnie patrzy, tracę cały spokój. Ale przeraziłabym go, gdybym zaczęła robić do niego maślane oczy; my się tak nie zachowujemy.

      – To jak będziesz to świętować? – pyta.

      Rozglądam się po sklepie, jakby odpowiedź miała mi nagle z niego wyskoczyć.

      – Posiedzieć tutaj? Nie wiem. Może trochę popracuję.

      – Nie, ostatnio wciąż jeździsz, a nawet jak wracasz do domu, to wciąż pracujesz – odpowiada.

      – Mówi facet, który całe życie spędza w sklepie – prycham.

      Oliver mierzy mnie wzrokiem.

      – Lola Love, oni robią film z twojej książki – na dźwięk tego przezwiska serce zaczyna mi walić jak oszalałe. – Dzisiaj wieczorem musisz skręcić coś dużego.

      – To może u Freda? – zastanawiam się. To nasze zwykłe miejsce. – Po co udawać wyższe sfery?

      Oliver kręci głową.

      – Lepiej gdzieś w centrum, żebyś nie musiała się przejmować samochodem.

      – Ale wtedy ty będziesz musiał jechać aż do Pacific Beach – sprzeciwiam się.

      Nie-Joe udaje, że za naszymi plecami gra na skrzypcach.

      – Nie

Скачать книгу