Córeczka. Kathryn Croft
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córeczka - Kathryn Croft страница 5
To nie może być nic istotnego. Może dziewczyna słyszała o mnie i chce poprosić, żebym załatwiła jej pracę w telewizji. W mojej branży takie rzeczy się zdarzają. Wbrew rozsądkowi odwracam się jednak i widzę, że patrzy na mnie rozszerzonymi oczami. Spojrzeniem błaga mnie, żebym jej wysłuchała, żebym potraktowała ją poważnie.
– Muszę z panią porozmawiać. Chodzi o pani córkę.
Te słowa są dla mnie jak cios. Żeby nie upaść, muszę przytrzymać się sklepowej półki.
– Co proszę? – mówię, chociaż jej ostatnie zdanie dudni mi w głowie, jak gdyby wykrzyczała je przez megafon.
– Możemy gdzieś usiąść? Proszę…
***
Lądujemy w kawiarni w uliczce na tyłach Johna Lewisa, z dala od hałasu Oxford Street. Pozwalam się tam zaprowadzić, powstrzymując pytania cisnące się na usta. Czekam, aż zostawimy za sobą tłumy i styczniowy mróz. Kafejka jest na wpół pusta; szmer innych rozmów gwarantuje, że nasza nie zostanie podsłuchana.
– Proszę mówić, co pani wie – odzywam się wreszcie, sięgając po podwójne espresso.
Nie jestem w stanie opanować drżenia głosu. Moja dłoń też drży, tak silnie, że natychmiast muszę odstawić filiżankę.
– Zaskoczyłam panią, prawda?
Dziewczyna unosi kąciki ust. Trudno stwierdzić, czy to przepraszający uśmiech, czy też bawi ją moje zdenerwowanie. W każdym razie wydaje się mniej spięta.
– Co pani wie? I kim pani jest? – pytam rzeczowo, ale daleko mi do stanu równowagi.
Co zaraz usłyszę?
Miesza słomką swoją colę z lodem, ale ani na chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku.
– Najpierw muszę się upewnić, że rozmawiam z właściwą osobą. Tylko ta jedna rzecz, a obiecuję wszystko pani opowiedzieć.
Sięgam po torbę i wyciągam z portfela prawo jazdy. Ogarniają mnie nagłe wątpliwości. Co ja właściwie robię? Zazwyczaj myślę spokojnie, analizując potencjalne skutki każdego posunięcia. Teraz jednak nie mam na to czasu. Podaję dokument dziewczynie, a ona natychmiast zerka na moje zdjęcie. Zrobiłam je prawie dziesięć lat temu, więc fryzura jest inna – miałam wtedy krótsze, mocniej kręcone włosy – ale poza tym nietrudno mnie poznać. Uczesanie czy nawet karnacja może się zmienić, ale oczy zostają takie same mimo upływu lat. Dlaczego więc tyle czasu przygląda się fotografii?
– Dziękuję – odzywa się w końcu i oddaje mi prawo jazdy. Natychmiast wrzucam je z powrotem do torby, nawet nie wkładam go do portfela. – Więc… pracuje pani w telewizji?
Starając się ukryć narastającą frustrację, odpowiadam:
– Tak. Jestem reporterką stacji News 24. Pracuję tam od dwunastu lat. Ale to już pani wiedziała, prawda?
Dziewczyna nerwowo wierci się na krześle. Tym razem, ku mej satysfakcji, wygląda, jakby czuła się niekomfortowo.
– Tak, przepraszam. Musiałam się upewnić, że to pani.
Na dźwięk otwieranych drzwi podrywa głowę i śledzi wzrokiem wchodzącego klienta.
– Podejrzewam, że widziała pani moje zdjęcie na stronie stacji. Jest w miarę aktualne, więc na pewno rozwiałam już pani wątpliwości. Zatem proszę mówić. Co pani wie o… mojej córce? – Ledwo mogę wydusić z siebie te słowa. Nie używałam ich od bardzo dawna. – I kim pani jest?
Odstawia szklankę, wbija we mnie spojrzenie wielkich, ciemnych oczu.
– Nazywam się Grace Rhodes. I… yyy… wiem co nieco o pani córce.
Mówi z wahaniem; po raz pierwszy czuję, jak opuszcza ją pewność siebie.
– To już pani mówiła. Co dokładnie pani wie? I dlaczego mam pani wierzyć?
Staram się zachować ostrożność. W przeszłości niejeden raz dałam się nabrać komuś, kto twierdził, że wie coś o moim dziecku. Wprawdzie ostatni raz coś takiego zdarzyło się dawno, jeszcze kiedy Helena była malutka, ale ta dziewczyna też może starać się mnie oszukać czy też zwyczajnie zwrócić na siebie uwagę. W moim zawodzie spotyka się osoby z różnymi zaburzeniami. Szybko się nauczyłam, że ludzie są zdolni do wszystkiego.
– Wiem, że osiemnaście lat temu pani córka została uprowadzona podczas spaceru w parku. Miała tylko sześć miesięcy.
Chociaż siedzimy koło grzejnika, czuję, jak robi mi się zimno.
– To żadne wiadomości. Mogła to pani wyczytać w internecie. Wszystkie te dane są dostępne publicznie. – Sama słyszę, jak niepewnie brzmi mój głos.
Kiwa głową. Czyżby zamierzała tak szybko się poddać?
– Ma pani rację. Na razie nie mam solidnych dowodów. Jeszcze nie. Wolałabym, żeby było inaczej.
Zupełnie nie potrafię jej rozszyfrować. Widzę, że ze mną pogrywa, ale w jakim celu?
– Jeśli nie ma pani żadnych informacji, marnuje pani mój czas. – Wstaję i ruszam do drzwi, chociaż nie jestem pewna, czy na tak miękkich nogach w ogóle tam dojdę.
– Proszę zostać. – Zrywa się z krzesła i łapie mnie za rękę. Ma ciepłą dłoń. – Wiem, że to dla pani trudne, ale musi mnie pani wysłuchać. Proszę tylko o tyle. Potem nie będę pani dłużej zatrzymywać.
Mówi się, że każda matka ma silny instynkt, naturalną zdolność pomagającą jej chronić swoje dziecko. Ja już matką nie jestem, ale kiedy tak patrzę na tę młodą kobietę, jakiś wewnętrzny głos każe mi dać jej szansę.
– Więc co poza ogólnodostępnymi faktami wie pani o mojej córce?
– Pani Porter. Simone. Ja naprawdę nie jestem wariatką ani nie próbuję pani oszukać. – Z powrotem opada na krzesło, a ja po chwili robię to samo.
– Niech mi pani przynajmniej pokaże jakiś dowód tożsamości. Mój pani widziała. Mam prawo prosić o to samo.
Dziewczyna sięga do kieszeni.
– Mam przy sobie tylko legitymację studencką. Proszę.
Podnoszę plastikową kartę, oglądam zdjęcie. Na pewno przedstawia osobę, z którą teraz rozmawiam. Dokument wystawiony jest na nazwisko Grace Rhodes. Tylko skąd mam wiedzieć, czy nie jest fałszywy? Czerwone logo University of London wygląda autentycznie, podobnie jak czcionka, ale tego typu dokumenty zapewne łatwo podrobić.
– Ma pani cokolwiek innego? Może prawo jazdy?
Kręci głową.