Córeczka. Kathryn Croft
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córeczka - Kathryn Croft страница 6
Dziewczyna patrzy mi prosto w oczy.
– Ona żyje, przysięgam na wszystko.
Przyjmuję te słowa z obojętnością. Słyszałam już podobne deklaracje z ust wróżek, chiromantów i różnej maści spirytystów, ale nic z tego nigdy nie wynikło. Helena się nie odnalazła. Milczę więc i pozwalam jej skończyć.
– Ja… nie potrafię powiedzieć, co dokładnie się stało. Nie wiem… Ona tego nie wie. Ale nic jej nie jest. To znaczy… nie było.
Znowu robi mi się słabo. Nie mam siły tego słuchać. Mam dość tej rozmowy. Jeszcze wiele lat po zniknięciu Heleny czułam przypływ nadziei za każdym razem, kiedy ktoś twierdził, że coś o niej wie. Wszystko to jednak okazywało się albo kłamstwem, albo fałszywym tropem. Rozdrapywanie starych ran za każdym razem bolało bardziej.
– Muszę wracać do pracy. Przerwa na lunch zaraz się skończy.
Podnoszę się z miejsca, zbieram torebkę. Dziewczyna patrzy na mnie z otwartymi ustami. Dociera do mnie, że nie spodziewała się takiej reakcji. Może myślała, że na kolanach będę ją błagać, żeby natychmiast zawiozła mnie do Heleny.
– Ale… ale ja…
– Myśli pani, że nikt przed panią tego nie próbował? Nie przyszedł do mnie z jakąś wyssaną z palca historią, twierdząc, że wie, gdzie jest moja córka? Czego pani w ogóle ode mnie chce? Pieniędzy? O to chodzi? – Wyciągam z portfela dwadzieścia funtów, rzucam banknot na stół. Dziewczyna nawet go nie zauważa, wpatruje się we mnie rozszerzonymi oczami. Siedzący przy innych stolikach ludzie też odwrócili się w naszą stronę. Mój głośny wybuch wzbudził ich ciekawość.
Zostawiam pieniądze, zakładam torbę na ramię. Dostrzegam wtedy, że policzki dziewczyny są mokre od łez.
– Chcę tylko coś pani pokazać – odzywa się niemal szeptem.
Sięga do kieszeni, a ja oczami wyobraźni już widzę ostrze noża. Po chwili jednak umysł uspokaja się i rejestruje, na co tak naprawdę patrzę.
Dziewczyna trzyma królika z niebieskiego pluszu.
Zabawkę Heleny.
– Skąd to pani wzięła? – pytam, niezdolna oderwać wzroku od pluszaka.
Grace podaje mi go, gdy wyciągam drżącą rękę.
– Czyli mam rację. To należało do niej, prawda? Do pani córki. Musiałam się upewnić.
Jej słowa ledwo do mnie docierają. Osuwam się na krzesło i uważnie przyglądam się zabawce, próbując opanować emocje, odzyskać trzeźwy osąd sytuacji. Co bym zrobiła, gdybym miała nakręcić reportaż o takiej historii? Zapewne powiedziałabym matce zaginionego dziecka, że identycznych zabawek mogły być miliony. Matt kupił królika w sklepie charytatywnym, nie znaliśmy więc nazwy producenta. Ja pamiętam tylko to, że Helena uwielbiała tego królika. I że miała go ze sobą, kiedy ją uprowadzono.
Chłonę pluszaka wzrokiem, gładzę palcami miękki materiał. I mam całkowitą pewność, że to jest dokładnie ten sam króliczek. Unoszę go do twarzy i wdycham zapach tkaniny; pachnie obco, proszkiem, którego nigdy nie używałam.
– Co to ma znaczyć? Proszę mówić. Natychmiast! Skąd to pani wzięła?
Znów podnoszę głos; jeszcze więcej głów odwraca się w naszą stronę.
Grace bierze głęboki oddech i odpowiada:
– Zabawka należy do mnie. Mam ją, odkąd byłam malutka.
Tylko raz w życiu czułam się, jakby ziemia usunęła mi się spod nóg. To było wtedy, kiedy Helena zniknęła. Teraz jednak to samo wrażenie ogarnia mnie znów. Te same duszności i huk przyspieszonego tętna.
– Co pani powiedziała?
Na pewno się przesłyszałam. Za chwilę wszystko się wyjaśni.
– Królik jest mój. Odkąd byłam bardzo malutka.
– Ale… to znaczy…
Grace wciąga powietrze ze świstem.
– Potrzebuję pani… Potrzebuję twojej pomocy, Simone. Wydaje mi się, że jestem twoją córką, i muszę wiedzieć, co tak naprawdę zaszło.
Patrzę na siedzącą przede mną dziewczynę, a serce tłucze mi się w piersi. Gdybym była bezstronnym obserwatorem, kazałabym sobie wyjść. Jak najdalej od tej kawiarni i tej kobiety, która podaje się za moją córkę. Nie ruszam się jednak z miejsca.
Jest wysoka jak ja, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Włosy ma ciemne jak Matt i ciemne oczy jak my oboje – oraz bezwzględna większość ludzkiej populacji. Jej wygląd nic mi nie powie, muszę więc zaufać instynktom, a te – za sprawą pluszowej zabawki – każą mi wysłuchać jej do końca. Przynajmniej poznam jej historię.
– Wiem, że trudno coś takiego przyjąć – odzywa się Grace, ponownie mieszając colę w szklance. – Sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Musiałam cię znaleźć i o wszystkim powiedzieć. Potrzebna mi twoja pomoc.
Znów patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Powtarzam sobie w duchu, że mam na to siłę. Dam radę wysłuchać jej opowieści spokojnie, jakbym prowadziła wywiad. Tak właśnie muszę do tego podejść. Profesjonalnie. A wtedy będę mogła stąd wyjść, wrócić do pracy i pewnego dnia zrelacjonować komuś historię o zwariowanej dziewczynie, której ubzdurało się, że jest moją córką.
– Opowiedz o wszystkim.
Na razie idzie mi nieźle, mój głos nie zdradza żadnych emocji. Wydaję się spokojna, obojętna.
Grace odsuwa szklankę i rozgląda się po kawiarni, koncentrując się na twarzach pozostałych gości. Zastanawia mnie, dlaczego to robi. Jest wyraźnie podenerwowana – kolejny powód, aby jej nie ufać. To raczej moja obecność powinna ją denerwować…?
– Zawsze czułam się obco – wyjaśnia. – No wiesz, jakby nie na miejscu, jakbym nie pasowała do otoczenia. Wiem, że to straszny frazes, ale inaczej nie umiem tego opisać. Ale nawet nie przyszłoby mi do głowy, że moja mama… To znaczy… ona nie jest moją mamą… W każdym razie tak ją będę na razie nazywać, żeby było łatwiej opowiadać.
Przerywa, a ja zastanawiam się, czy oczekuje jakiejś reakcji. Tylko co miałabym powiedzieć? Że nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to jednak może być Helena? Już tyle razy dałam się ponieść złudnej nadziei, nie chcę znowu przechodzić przez to samo. Coraz wyraźniej jednak widzę, że ta dziewczyna rzeczywiście wierzy, że jest moją córką.