Miłość w Prowansji. Melanie Milburne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość w Prowansji - Melanie Milburne страница 5

Miłość w Prowansji - Melanie Milburne Światowe życie

Скачать книгу

Bez elektryczności?

      No tak, kompletnie zapomniała o tej drobnej niedogodności…

      – Poradzę sobie – oświadczyła. – Rozpalę ogień w kominku, to mi wystarczy. Ostatecznie to tylko jedna noc.

      Nadal obserwował ją z wyraźnym zainteresowaniem.

      – A co z tym twoim lękiem przed pająkami?

      Jakże by inaczej, musiał jej przypomnieć o tej krępującej fobii z okresu dzieciństwa. To było w jego stylu, jak najbardziej. Ale przecież nie miała się czego wstydzić, wręcz odwrotnie, powinna być dumna, że udało jej się zapanować nad tym lękiem. Sporo to kosztowało, rzecz jasna – dwadzieścia osiem sesji z terapeutą, za które zapłaciła więcej niż za samochód. Cały pakiet obejmował trzydzieści spotkań, ale na ostatnie dwa zabrakło jej pieniędzy, najzwyczajniej w świecie. Dochody zatrudnionej w bibliotece archiwistki nie były astronomiczne.

      – Przeszłam terapię i pająki nie robią teraz na mnie najmniejszego wrażenia.

      – Naprawdę?

      – Tak, naprawdę. Pozbyłam się lęku pod wpływem hipnozy. Mogę mówić o pająkach, patrzeć na ich zdjęcia, nawet je rysować.

      – Więc gdybyś się nagle odwróciła i zobaczyła wielkiego pająka wiszącego na nitce za twoimi plecami, nie zaczęłabyś krzyczeć na całe gardło i nie rzuciłabyś się w moje ramiona?

      Powiedziała sobie, że nie odwróci się, choćby nie wiadomo co. Znała odpowiednie techniki i nie wzdragała się z obrzydzeniem na widok pajęczyn, skądże, potrafiła nawet dostrzec ich dziwną urodę. Przypominały koronki, czy coś takiego…

      Nie zamierzała ulec absolutnie żenującemu atakowi paniki, o nie. Przeszła terapię, prawda? I powinna po prostu uśmiechnąć się na widok pająka, bo tak się zachowują rozsądni ludzie, czyż nie?

      Serce biło jej coraz szybciej i szybciej. Oddychaj, oddychaj, powtarzała sobie. Nie panikuj, w żadnym razie.

      A jeżeli pająk naprawdę tam jest, gdzieś nad nią, i zaraz wyląduje na jej głowie? Pobiegnie w dół po jej plecach? Audrey zadrżała i postąpiła krok w stronę Luciena.

      – Żartujesz, tak? – wykrztusiła.

      – Odwróć się i sprawdź.

      Nie chciała się odwracać, nie chciała zobaczyć tego pająka, wystarczało jej, że patrzy na Luciena, najzupełniej. Był tak blisko, że wyraźnie czuła zapach jego wody po goleniu, jakiś cytrusowo-drzewny aromat, bardzo pociągający. Widziała czarne kropki zarostu na skórze wokół jego ust…

      Wzięła głęboki oddech, odwróciła się powoli i ujrzała pająka kołyszącego się na nitce parę centymetrów od jej twarzy, dosłownie.

      Był duży.

      Ogromny.

      Chyba genetycznie modyfikowany, jak jakieś echo z epoki dinozaurów.

      Wydała przenikliwy okrzyk i gwałtownie odwróciła się do Luciena, obejmując go w pasie i wtulając twarz w jego kaszmirowy sweter.

      – Wyrzuć go stąd!

      Dłonie Luciena spoczęły na jej ramionach.

      – Nic ci nie zrobi – powiedział. – Pewnie bardziej boi się ciebie niż ty jego.

      Przywarła do niego mocniej, zaciskając powieki. Drżała na całym ciele.

      – Niech się boi – wymamrotała. – Poradź mu, żeby zafundował sobie terapię.

      Poczuła wibracje jego śmiechu pod policzkiem i pośpiesznie uniosła głowę.

      – O, mój Boże… – wyszeptała z takim nabożeństwem, jakby nieoczekiwanie stała się świadkiem wiekopomnego wydarzenia. – Uśmiechasz się… Naprawdę się uśmiechasz…

      Jego oczy zabłysły i zatrzymały się na jej wargach, jakby przyciągała je tam siła, nad którą nie miał kontroli. Przez głowę Audrey przemknęła myśl, że nigdy nie była tak blisko mężczyzny. Czuła delikatną presję jego palców na swoich ramionach, ciepły, zmysłowy dotyk.

      Minęła długa chwila, zanim oderwał wzrok od jej twarzy i uwolnił się z jej ramion.

      – Zajmę się tym pająkiem – rzekł. – Zaczekaj w kuchni.

      Audrey przygryzła dolną wargę.

      – Nie chcesz go chyba zabić?

      – Taki był plan. Masz jakąś inną propozycję? Powinienem zabrać go ze sobą do domu i karmić go muchami podawanymi na otwartej dłoni?

      Zerknęła na pająka i zadrżała.

      – Może ma dzieci? Nie powinniśmy być tak okrutni…

      Lucien potrząsnął głową z takim wyrazem twarzy, jakby próbował się ocknąć ze złego snu.

      – W porządku, w takim razie usunę go w sposób jak najbardziej humanitarny.

      Wziął leżącą na półce starą kartkę z urodzinowymi życzeniami, szklankę z kredensu i spojrzał na Audrey spod uniesionych brwi.

      – Na pewno chcesz na to patrzeć?

      Audrey roztarła pokryte gęsią skórką ramiona.

      – Dobrze mi zrobi taka dodatkowa forma terapii.

      – Może i tak. – Lucien wzruszył ramionami i zbliżył się do pająka ze szklanką i kartką.

      Audrey zasłoniła twarz dłońmi, obserwując sytuację spomiędzy palców. Lucien wsunął kartonik pod pająka i przykrył go szklanką.

      – Proszę bardzo, jeden schwytany pająk, żywy.

      Podszedł do drzwi, otworzył je i pobiegł w kierunku ogrodowej szopy. Uwolnił pająka w suchym, osłoniętym dachem miejscu i wrócił, ociekając wodą. Audrey podała mu ręcznik, który zabrała z łazienki na parterze.

      Energicznie wytarł mokre włosy i odgarnął je do tyłu.

      – Nic nie wskazuje na to, by ta burza miała szybko minąć – zauważył.

      Podobnie jak burza, która szaleje we mnie, pomyślała.

      Co takiego miał w sobie Lucien? Żaden inny mężczyzna nie budził w niej tak nieopanowanych emocji. Nie snuła fantazji na temat innych mężczyzn, nie wpatrywała się w nich jak zahipnotyzowana i nie zastanawiała się, jak smakowałyby ich pocałunki. Nie umierała z pragnienia, by poczuć ich dłonie na swoim ciele.

      A jednak Lucien zawsze wywoływał w niej takie reakcje… Był jedynym facetem, który ją pociągał. Nie była w stanie przejść obok niego, nie czując płomiennego pragnienia, by go dotknąć.

Скачать книгу