Totentanz. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Totentanz - Mieczysław Gorzka страница 21
– Próbowałem.
– Ale jesteś rozmowny.
– Przez dwa tygodnie nikt nawet do mnie nie zadzwonił. Wiesz coś o tym?
Znowu umoczyła wargi w szklance z zimną wodą. Po jej twarzy przemknął uśmiech.
– Był oficjalny zakaz.
Milczał, czekając na ciąg dalszy. Chyba ją to wkurzyło.
– Nie oskarżaj wszystkich wokoło. Szef podjął decyzję o wyrzuceniu cię na urlop dla twojego zdrowia psychicznego. Ty nie potrafisz wyjść z pracy, zatrzasnąć za sobą drzwi i zrobić miejsca dla życia prywatnego. Prowadzisz śledztwo dwadzieścia cztery godziny na dobę, zarywasz noce, chodzisz jak zombie i stajesz się upierdliwy. Nikt nie jest w stanie dłużej z tobą współpracować. Urlop to terapia szokowa.
– J-jasne. Podejrzewałem coś takiego. – Pokiwał głową.
– Musimy pogadać – odezwała się trochę innym tonem. – Mam dwie sprawy: służbową i prywatną.
Usiadł na krześle i zrobił zachęcający gest ręką.
– Słyszałeś o strzelaninie w klubie Tester na Więziennej dziesięć dni temu?
– Przeczytałem tylko nagłówki w serwisach internetowych – odpowiedział. – Wtedy jeszcze myślałem, że na urlopie będę odpoczywał, a nie się męczył. Jakaś nowa wojna narkotykowa?
Dopiła wodę do końca i odstawiła energicznie szklankę. Zabrzęczały nieroztopione kostki lodu.
– Sytuacja wygląda tak: po dwudziestej drugiej na zapleczu klubu jeden z właścicieli spotyka się z kurierami z Ukrainy, negocjują cenę. Na stole leży kilka paczek białego proszku, są warte kilkaset tysięcy złotych. Niespodziewanie ktoś wyciąga broń. Ginie dwóch Ukraińców, właściciel klubu i ochroniarz, który stał na czatach. Ktoś zgarnia torbę z narkotykami i prawdopodobnie całą kasę. Chłopcy z narkotyków są przekonani, że zaczyna się nowa wojna w mieście. Po tym zdarzeniu wszyscy dilerzy gdzieś się ulotnili, na rynku nie ma towaru, bossowie się przyczaili i czekają na rozwój wypadków. Jeden z informatorów doniósł, że wszyscy są w szoku. Podziemie narkotykowe nie ma pojęcia, co się stało i kto za tym stoi.
– Ktoś na gościnnych występach?
– Możliwe. Ale nie z tym problemem do ciebie przychodzę.
Paulina spojrzała na niego z powagą. Znał ten wyraz jej oczu, żarty się skończyły.
– O strzelaninie zawiadomił policję twój nowy partner, aspirant Szawczak. Akurat tak się złożyło, że był w tym klubie. Trochę dziwne, nie?
– Do czego zmierzasz?
– Według mnie to, co mówi Parol, trochę się nie trzyma kupy. Podobno zobaczył, jak ten zabity ochroniarz wyciągnął pistolet i wbiegł na zaplecze. To skłoniło Szawczaka do tego, aby pójść za nim. Tam znalazł już tylko zwłoki ochroniarza pod drzwiami pokoju, w którym dobijano targu. Drzwi były zamknięte, zajrzał do środka i znalazł trzy ciała. Wezwał policję, nikogo więcej nie widział.
Marcin milczał.
– Nasi od narkotyków łyknęli tę historię, ale mnie się ona nie podoba. Za dużo zbiegów okoliczności. Parol nie potrafił sensownie wytłumaczyć, co robił w tym klubie. Nie miał przy sobie broni. Jeśli widział, jak ochroniarz wyciąga gnata i znika w drzwiach, nie powinien tam wchodzić nieuzbrojony i bez wsparcia. To było szaleństwo. Marcin, za długo jestem w zawodzie, żeby wierzyć w bajki. Poza tym raport z balistyki był bardzo interesujący. Zabójca używał pistoletu Smith & Wesson kaliber dziewięć milimetrów, z tłumikiem. Oddał osiem strzałów. Siedem kul utkwiło w ciałach ofiar, a jedna w futrynie drzwi na zaplecze. Kilka centymetrów w bok i mogła wlecieć na salę, gdzie bawiły się setki osób. Ten chybiony strzał nie daje mi, cholera, spokoju.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Zanim komukolwiek powiem o swoich wątpliwościach, chciałam porozmawiać z tobą. Co wiesz o Szawczaku? Może być umoczony?
– Dobrze, że przyszłaś najpierw do mnie. – Marcin westchnął. – Parol jest czysty.
Uśmiechnęła się ironicznie jednym z tych złośliwych uśmiechów, które tak lubił.
– Jesteś pewien? – zapytała. – Zadałam sobie trochę trudu i dotarłam do policyjnego informatora kręcącego się po klubie Tester. Pokazałam mu zdjęcie Szawczaka. Jest pewien, że widział, jak Szawczak kupuje narkotyki.
– Matka Parola jest zaawansowaną narkomanką – wyjaśnił Marcin. – Mieszkają razem. Jak pojechaliśmy do Łeby, przy whisky o wszystkim mi opowiedział. Odwyk mógłby ją zabić, więc sam kupuje jej narkotyki.
Paulina pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Cholera, nie wiedziałam. Skąd ma kasę na narkotyki? Chyba nie z policyjnej pensji?
– Jest graczem komputerowym – mruknął Marcin. – W sieci ludzie grają nie tylko dla przyjemności. Istnieje spory rynek, na którym gra się o duże pieniądze. Szawczak podobno jest dobry. Ma stałych klientów, którzy wynajmują go na sieciowe turnieje. Sami nie grają, bo są za słabi, ale chcą wygrać. Za każdą wygraną płacą procent od wygranej w twardej walucie. Poza tym sprzedaje gotowe postacie do gier.
– To jest legalne? – zapytała.
– Pewnie mógłby się nim zainteresować urząd skarbowy. – Marcin wzruszył ramionami.
– Nie wiedziałam, że jego matka jest narkomanką.
– Ja też dowiedziałem się niedawno. Dopiero jak się porządnie zalał, opowiedział mi o swoim dzieciństwie. Facet nie miał lekko. Kiedyś może ci powiem.
Marcin nachylił się w jej kierunku.
– Paulina, Parol to uczciwy facet i dobry gliniarz. Pogadam z nim, ale wydaje mi się, że naprawdę znalazł się w złym czasie i miejscu. Nie ciągnij tego.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Okej. Postaram się, żeby nikt nie drążył tego tematu. Ale muszę wiedzieć, co tam się stało naprawdę. Nie mamy nawet pojęcia, czy strzelał ktoś z zewnątrz, czy może jeden z uczestników transakcji.
– Dzisiaj do niego zadzwonię. A drugi temat?
– Jaki temat? – zdziwiła się.
– Powiedziałaś, że masz do mnie dwie sprawy: służbową i prywatną.
Milczała. Kiedy mu się przyglądała, jej oczy nagle zabłysły. Jak zwykle była szczera i bezpośrednia.
– Chciałabym pójść z tobą do łóżka – rzuciła szybko.
– Ale… – zaczął.
– Zamknij się, dobrze? – przerwała stanowczo.
Patrząc