Tylko matka. Elisabeth Carpenter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tylko matka - Elisabeth Carpenter страница 4
Przed laty, gdy zaczęłam tu przychodzić, burczały coś pod nosem, mówiły o mnie „nadęta baba”, ale to się skończyło. Szybko zdały sobie sprawę, że niczym się od nich nie różnię. Niektóre nawet przyprowadzały dzieci, co łatwo zrozumieć: trzeba utrzymywać kontakt, choćby podczas takich krótkich widzeń. Lecz więzienie to nie miejsce dla dzieci. Na świecie jest tyle zła, że nie muszą stykać się z nim w jego najgorszych przejawach. No, prawie najgorszych.
Strażnik otwiera bramę z wybiciem czternastej, nigdy wcześniej ani później. Pewnie dlatego, że więzienie należy do królowej. Czytałam gdzieś, że na dworze surowo przestrzega się punktualności. Wręczam strażnikowi przepustkę i wpuszczają mnie do środka. Oddaję torebkę, która trafia do schowka. Rozkładam ręce na boki i zostaję przeszukana od stóp do głów. Choć znam strażników, a oni widzieli mnie tyle razy i wiedzą, kim jestem, muszę okazać paszport. To idiotyczne, że w ogóle go posiadam, skoro nie mam szansy wyjechać z kraju. Jest tyle miejsc, które chciałabym zwiedzić, tyle rzeczy, które chciałabym zrobić: na przykład zobaczyć zorzę polarną albo przejechać kabrioletem Route 66, drogę nazywaną matką wszystkich dróg. Siedząc w poczekalni u lekarza, znalazłam kiedyś w „Daily Telegraph” długą listę miejsc, które ludzie chcieliby odwiedzić, ale nie wymieniono tam Krainy Jezior, co – jak stwierdziłam – świadczyło o ich braku wyobraźni.
Zwykle przynoszę Craigowi książkę. Kupuję je na przykościelnym kiermaszu w pobliskim miasteczku. Od miesięcy zapełniam książkami domową biblioteczkę, która stoi na piętrze, na podeście schodów. Mam nadzieję, że po powrocie do domu Craig zajmie się czytaniem i nie przyjdzie mu do głowy zadawać się z nieodpowiednimi ludźmi. Za kratkami na pewno nie zawarł miłych znajomości.
Nie powiem mu, że jadąc tu, widziałam Gillian Sharpe. Kiedy odwiedziłam go pierwszy raz, objął się rękami za głowę i wybuchnął płaczem.
„Jestem niewinny, mamo – powiedział. – Wierzysz mi, prawda?”
„Tak, synku – zapewniłam go. – Oczywiście, że ci wierzę”.
Teraz rzadko to mówi. Jest dotknięty, gdy o tym wspominam. Od tamtej pory znaleźliśmy inne tematy do rozmowy.
Wzywa mnie strażnik. Prowadzi do rozmównicy, gdzie Craig już siedzi przy stole. Gdy mnie widzi, podnosi się z krzesła – na jego twarzy za każdym razem widzę ulgę. Jakbym mogła nie przyjść.
Obejmujemy się przez chwilę. Chętnie przytulałabym go jeszcze dłużej, ale to niedozwolone. Craig odsuwa się i wita mnie swoim zwykłym „Cześć, mamo”. Jego akcent, charakterystyczny dla północy kraju, słychać wyraźniej niż wtedy, gdy mieszkaliśmy razem.
– Cześć, synku.
Siadam na plastikowym krześle. Dzieli nas stół, więc przysuwam się do blatu. Craig był dawniej takim chudziną – nawet jako nastolatek. Po kilku latach odsiadki zaczął trenować podnoszenie ciężarów; powiedział, że już nie będzie ofiarą. Gdy teraz go widzę, mam wrażenie, że jest dwa razy większy. W tej szarej bluzie kiedyś by się utopił.
– W zeszły piątek leciał w telewizji film dokumentalny o pingwinach z Falklandów. Widziałaś? – pyta. – Pomyślałem wtedy o tobie. Przeszło mi przez myśl: „O, mama też ogląda. Ona to lubi…”.
– Niestety, nie widziałam.
– Ale pokazywali wcześnie. O siódmej.
– Nie siedzę cały dzień przed telewizorem – fukam.
Pewnie się zdrzemnęłam. Marnie sypiam nocami. Jeżeli nie muszę zrobić zakupów, śpię w ciągu dnia, a nocą mogę wyjść do ogródka za domem i odetchnąć świeżym powietrzem.
Kiedy teraz patrzę przez okno po prawej stronie, widzę akurat tyle nieba i drzew, by przypomnieć sobie, że otacza mnie świat.
– Co się stało?
– Nic. – Spoglądam na niego, a on spuszcza wzrok na swoje ręce. Ma mocno obgryzione paznokcie, a czubki palców są gładkie i błyszczące. Zerkam na jego twarz: jakie śliczne, długie rzęsy. – Przepraszam za ten ton.
– Wszyscy już wiedzą? – pyta. – Znowu masz przykrości?
Zabrzmiało to tak, jakbym usłyszała od kogoś złe słowo albo pokłóciła się o miejsce parkingowe.
– Nie. Ale martwię się o ciebie… co będzie za dwa tygodnie… Moglibyśmy się przeprowadzić, zacząć od nowa. Zawsze lubiłam Krainę Jezior.
– Skąd, u licha, weźmiemy na to pieniądze? Bujasz w obłokach, mamo.
Nic innego mi nie pozostało, mam ochotę odpowiedzieć.
– Wiem, że pytam cię o to przy każdym widzeniu – mówi Craig. – Dziś też to zrobię. Tak jakby starym zwyczajem. Po raz ostatni. Odszukałaś go?
– Nie. Nie udało mi się.
Opuszcza ramiona i pochyla głowę.
Chodzi mu o Pete’a Lawtona. Od początku twierdził, że Pete był z nim tamtego wieczoru, gdy zamordowano Lucy. Tyle że zniknął bez śladu, a ja nie mogę znaleźć nikogo, kto by zaręczył, że ten człowiek pracował w warsztacie, gdy Craig odbywał tam praktykę.
– Za to w twojej sypialni… – próbuję zmienić temat. – Chyba nie masz nic przeciwko temu, że spakowałam trochę twoich starych rzeczy… tylko te z młodych lat… Pomyślałam, że nie będziesz chciał ich widzieć. Niczego nie wyrzuciłam… Zaniosłam pudła na poddasze.
Lekko się uśmiecha.
– Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu. Będzie jak dawniej, mamo.
Zabawne. Wolę mu nie przypominać, że „dawniej” właściwie nie było go w domu, ledwie mnie dostrzegał.
– Byli już u ciebie z biura kuratora? – pyta Craig.
– Tak. Jutro mają przyjść jeszcze raz.
– Powiedziałem im, że chcę być trenerem personalnym fitnessu.
– Aha. I jak zareagowali?
Przechyla na bok głowę i wzrusza ramionami.
– Stwierdzili, że to mało realne… konieczny będzie wgląd w moją kartotekę. Ale co oni tam wiedzą…
– Możliwe. Ale jeżeli tak sobie postanowisz, wszystko ci się uda.
Moje słowa krążą w powietrzu jak ćma nad płomieniem.
– Chcę ułożyć sobie życie. – Kolana podrygują mu pod stołem. – Jeżeli nic z tego nie wyjdzie, obiecuję, że się przeprowadzimy. Co ty na to?
Sięgam palcami jak najdalej w jego stronę, a on w moją.