Tylko matka. Elisabeth Carpenter

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tylko matka - Elisabeth Carpenter страница 5

Tylko matka - Elisabeth Carpenter

Скачать книгу

dwa telefony, ale i tak obiecuję je kupić.

      – Kocham cię, synku – mówię na pożegnanie.

      – I wzajemnie, mamo.

      Wstaję. Wychodzę z tego więzienia po raz ostatni. W tych ścianach mój syn jest bezpieczny, dostaje jedzenie, ma ciepło. Ale nie wie, co go czeka po powrocie do domu. Wszyscy uważają, że jest winny; prawdopodobnie myślą, że ma tupet, wracając tam, gdzie to się wydarzyło. Będą rozzłoszczeni. Na pewno.

      A ja nie mogę zrobić nic, żeby ustrzec go przed ich gniewem.

      2

      Luke

      Luke Simmons siada na swoim krześle tak ciężko, że odjeżdża od biurka. Stażysta, który siedzi obok, zaciska wargi, prawdopodobnie powstrzymując się od śmiechu. To się rzadko zdarza tym milenialsom, myśli Luke, zwykle chcą się, kurczę, dzielić wszystkim, bez żadnych zahamowań. Niedługo zaczną porównywać swoje kupy na Snapchacie, tylko czekać.

      Boże. Kiedy to dorobił się takiego brzucha, że nawet siadając na krześle, sprawia wrażenie, jakby miał zadyszkę? A przecież w innych miejscach nie odłożyło mu się tyle tłuszczu. To wina jego żony. Od jakiegoś czasu Helen jest na diecie punktowej. Może zjeść tylko pięć punktów dziennie czy coś tam. Na samą myśl o jakiejś gównianej zeropunktowej zupie Luke tęskni za frytkami, które smażyła mu mama, gdy był chłopcem.

      Wciąga nosem powietrze. Kupiony w Greggs pasztecik serowo-cebulowy, który tkwi w kieszeni marynarki i ogrzewa mu lewy sutek, wydaje podobną do potu woń. Wspaniale. Nie dość, że ma nadwagę, to jeszcze wszyscy w promieniu kilku metrów uznają, że się nie myje.

      Chrzanić to. Sięga do kieszeni i wyjmuje pasztecik z papierowej torebki. Rozkoszuje się smakiem każdej cudownej kalorii i robi mu się błogo na duszy. Tego mi brakowało, stwierdza w myślach. To był długi tydzień – na szczęście jutro piątek.

      Przełyka ostatni kęs i już wie, że nie należało jeść pasztecika. Czuje, jak cholesterol osiada mu na ściankach tętnic, a na brzuchu odkłada się kolejna warstwa tłuszczu. „Robimy to dla naszych dzieci – powiedziała Helen którejś niedzieli, krojąc seler i marchewkę w słupki. – Jesteśmy późnymi rodzicami, mamy pod czterdziestkę. To o nich musimy myśleć”. No właśnie. O nich powinien myśleć. Dość się naczytał tego redakcyjnego badziewia, by wiedzieć, że jedzenie pasztecików nie zapewnia wiecznej młodości.

      Ale tak trudno się im oprzeć. Wiadomo, że dzisiejsze życie jest do dupy. Jego rodzice należeli do pokolenia wyżu demograficznego i nawiedzonych hipisów. A my co mamy? Brexit i Donalda Trumpa. No i w dodatku leje za oknem. Luke podparł brodę ręką.

      – Luke!

      To głos Sarah, redaktorki wiadomości, zarazem kierowniczki jego zespołu, szefowej PR i czegoś tam jeszcze. Kiedy zrobiła się z tego korporacja? Dawniej liczył się dobry temat. Wtedy jednak redakcja miała więcej pokoi, pracowało tu więcej ludzi i większy był nakład wydania papierowego. Luke prostuje plecy i chwyta za pióro.

      – O, Sarah! Światło mojego życia zawodowego.

      Sarah marszczy brwi.

      – Żarty sobie stroisz? – Pochyla się w jego stronę. – Znaj granice.

      – Ja… Skądże. Próbowałem tylko rozluźnić atmosferę.

      – Jaką atmosferę?

      – Przepraszam, Sarah. Sam nie wiem.

      Luke opuszcza lekko głowę. Przestał orientować się w sytuacji. Kiedyś ludzie sobie żartowali. Teraz słyszy się: HR, PR, ASAP, EOD – sama korpomowa.

      – Za niecały tydzień Craig Wright wychodzi na wolność – mówi Sarah.

      – Wiem… Piszę tekst. Skontaktuję się z jego matką, może znowu zgodzi się porozmawiać… dowiem się, czy po tylu latach wciąż wierzy w jego niewinność.

      – Dobry pomysł. Poza tym on zamierza wrócić na stare śmieci. Wydaje mi się, że powinniśmy przestrzec mieszkańców, w miarę oględnie.

      Luke zerka na szefową. Ile ona może mieć lat? Dwadzieścia dziewięć? Trzydzieści? Nie pochodzi stąd – nie może pamiętać, co tu się wtedy działo. Był rok 2000, początek nowego tysiąclecia, który przynosił coś świeżego, ale również ostrzeżenie, że jeśli zawiodą komputery, to będą spadać samoloty. Craig Wright był „normalnym” chłopcem, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Nikomu nie wyjawił, co go skłoniło do zbrodni. Bez względu na to, jaki miał motyw, Luke nie wierzy, by spędzenie siedemnastu lat w więzieniu zmieniło człowieka na lepsze. Znowu popełni przestępstwo, bez dwóch zdań.

      – Myślałem, żeby porozmawiać ze świadkami. A nuż coś sobie przypomnieli… Pogrzebać trochę głębiej w jego dzieciństwie i zobaczyć, czy w przeszłości nie kryje się odpowiedź na pytanie, dlaczego to zrobił. Zamierzam się zająć również tą drugą ofiarą, dotrzeć do nowych szczegółów. Ale z matką Craiga… może nie być łatwo. Dużo przeszła.

      – To nie nasza wina, że postanowiła tu zostać. Gdyby na mojej ulicy mieszkał morderca, chciałabym o tym wiedzieć. Ty nie?

      – Jasne, jasne.

      Przez te lata Luke często myślał o Erice. Jest rówieśnikiem jej syna, a tak różnie potoczyło się życie każdego z nich. Czy Erica zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać życie Craiga? Po ogłoszeniu wyroku Luke przeprowadził z nią krótki wywiad. Wówczas nie czuł się z tym dobrze. Dopiero rozpoczął pracę w „Chronicle” i najpoważniejszym przestępstwem, o jakim napisał, było zatrudnianie nielegalnych imigrantów w barze z daniami na wynos przy głównej ulicy miasta.

      Rozmawiając z nim, Erica nie wiedziała, że Luke pracuje w redakcji gazety – prawdopodobnie wzięła go za przejętego gapia. Luke zdawał sobie sprawę, że nie będzie mógł wykorzystać jej wypowiedzi, ale gdyby w tej historii pojawiło się coś nowego, może byłoby to przełomowe dla jego kariery i zainteresowałaby się nim prasa ogólnokrajowa.

      Natknął się na nią w bocznej uliczce, jak zaciągała się papierosem. Pamięta, że była w czerni i cała się trzęsła. Miał ochotę ją przytulić, tak jak przytuliłby na pogrzebie swoją matkę. Nie umiał powiedzieć, czy Erica ubrała się na czarno z myślą o synu, czy o zamordowanej dziewczynie.

      Luke nie musi sięgać do tego artykułu, by dokładnie przytoczyć jej słowa – w końcu nie było ich tak wiele. „Sądzi pani, że on to zrobił?”, zapytał wtedy, udając, że nie wie, kim ona jest.

      „Oczywiście, że nie”, odparła, spuszczając wzrok, a potem spoglądając na gromadę gapiów nieopodal.

      Mówiła prawie szeptem, skulona, jakby chciała zniknąć, wtopić się w beton.

      Detektyw, który prowadził śledztwo, przeczytał oświadczenie, stwierdzając, że sprawiedliwość została wymierzona i że niebezpieczny młody człowiek, wyrachowany manipulant, został zgodnie z prawem skazany na więzienie. Za jego plecami stali krewni ofiary, tuląc i podtrzymując się

Скачать книгу