Słowa cienkie i grube. Tadeusz Boy-Żeleński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Słowa cienkie i grube - Tadeusz Boy-Żeleński страница 4

Жанр:
Серия:
Издательство:
Słowa cienkie i grube - Tadeusz Boy-Żeleński

Скачать книгу

w Polsce takiej roli, jaka by mu w najściślej zaprzyjaźnionym kraju przypadała. Trzeba nam konsulów w dwudziestu miastach, a mamy ich w pięciu”, pisze p. Barot.

      Francja, mówi dalej, nie umiała wyzyskać entuzjazmu, z jakim Polska garnęła się do poznania języka francuskiego, literatury francuskiej; nie ma dość kursów, nauczyciele są bardzo nierównej wartości. Znajomość Francji, pozostawiona spekulacji, jest bardzo jednostronna, literatura ukazuje raczej swoje wątpliwe strony. Nie dość dba się o odczyty, przyjeżdżają albo zatabaczeni profesorowie, albo zbyt modni literaci, którzy plotą androny, zostawiając rozczarowanie u publiczności; albo wreszcie ludzie zupełnie nieznający Polski i strzelający bąki. „Cała nasza propaganda dopiero oczekuje, aby ją stworzyć”, pisze autor.

      Do tego jeszcze delikatna kwestia emigracji polskiej we Francji!

      Wobec tych doniosłych zagadnień, pisze dr Barot, przy każdym wielkim dzienniku francuskim powinien by być referent, który, znając Polskę, mógłby pisać o niej ze znajomością rzeczy, który byłby zdolny w chaosie telegramów odróżnić prawdę od fałszu, i przedstawiać we właściwym świetle sprawy polskie, tak ważne dla Francji. „Przez ignorancję – mówi ten Francuz – zaniedbujemy nasze stosunki z jedynym narodem w świecie, który nas naprawdę kocha”.

      Te sympatie polskie nie są zresztą wymierzone przeciw Niemcom; w konkluzji autor pisze:

      Związek gospodarczy, wiążący ściśle trzy wielkie potęgi przemysłowe kontynentalnej Europy – Polskę, Francję, Niemcy – byłby najpewniejszą ochroną przeciw straszliwej pladze przyszłych wojen.

      A w końcu, aby uwydatnić znaczenie kwestii polskiej dla Francji, p. Barot przypomina słowa genialnego skarbnika Colberta, ministra Ludwika XIV:

      Wielki Colbert mawiał do króla, swego pana: „Wścieka mnie tysiąc funtów wydanych na ucztę, ale kiedy chodzi o miliony złota dla Polski, zastawiłbym w potrzebie mienie mojej żony i dzieci, chodziłbym całe życie piechotą, aby na to znaleźć”.

      Prosimy bardzo!

      Rozważania świąteczne

      Prosił mnie redaktor, aby poruszyć coś, co by mogło czytelników zająć przez święta. Jestem w kłopocie; żyję tak na uboczu, tak z dala od świata, że dalibóg nie wiem, co kogo dziś interesuje. Ale jest jedno zagadnienie, które oblega mnie od wielu lat: mianowicie, czemu ludzie, kiedy się całują, muszą prztyknąć ustami. Niech kto spróbuje: samo przyłożenie ust i trzymanie tak, choćby najdłuższe, nie daje moralnego zadowolenia; pozostawia uczucie czegoś niepełnego, niedoskonałego. Koniecznie musi nastąpić choćby lekki ruch warg, wydający owo charakterystyczne cmoknięcie. Pytanie to nie jest tak błahe, jakby się mogło zdawać; w najdrobniejszej rzeczy odbija się tajemnica wszechświata. To daje miarę, jak gęstym otoczeni jesteśmy mrokiem, jeżeli mechanizm rzeczy tak pospolitej – aby nie rzec codziennej – jest nam zupełnie niezrozumiały. Jeżeli coś wydaje się nam proste, to jedynie dlatego, że wskutek nawyku przestaliśmy się nad tym zastanawiać, ale w gruncie wszystko jest równie cudowne, wszystko równie tajemnicze.

      Co znaczy zatem owo prztyknięcie, zamykające w sobie misterium pocałunku? Czy ono jest czysto konwencjonalne, obyczajowe, tak jak trącenie się kieliszkiem przy piciu wódki? Ale czy w takim razie mogłoby ono powodować tak potężny nieraz wstrząs, tak bezwzględny afirmatyw rozkoszy? Czy wargi opatrzone są swoistym aparatem miłosnym? Ależ są na świecie ludy, które znają miłość a nie znają pocałunku. Czy to jest błyskawicznie wywiązująca się reakcja chemiczna, przy której ten mechaniczny wstrząs odgrywa rolę niby potrząśnięcia epruwetki13 przy doświadczeniu chemicznym? Czy to jest krótkie spięcie elektrycznego prądu, połączone czasem ze spaleniem stopki? Przeciw temu przemawiałaby znów okoliczność, że pocałunek nie jest wszak wyłącznie przewodem miłości. Dlaczego to prztyknięcie tak samo odbywa się przy zwykłym pocałunku przyjaźni między mężczyznami? Czemu nawet pielgrzym, oglądający po latach ziemię rodzinną, przypadłszy do niej twarzą, nie poprzestaje na przyłożeniu do niej ust, ale musi prztyknąć? Ten ostatni przykład przemawiałby przeciw teorii elektrochemicznej. I znów pogrążeni jesteśmy w ciemnościach.

      Zasięgam zdania mędrców: patrzę do małego Larousse'a14. Definicja: Poser les lèvres – przyłożyć usta… Oczywisty fałsz: przyłożenie ust nie jest pocałunkiem, tak jak położenie rąk na klawiszach nie jest graniem na fortepianie.

      Biorę polski słownik Arcta15:

      Pocałować: dotknąć kogoś ustami na znak szacunku, miłości, przyjaźni…

      Zatem ten sam błąd; dotknąć, tylko dotknąć. Ale jest tu coś więcej, coś bardzo ważnego: pocałunek jest dla Arcta tylko znakiem, znakiem miłości; coś tak jak posłanie kwiatów kobiecie w dniu oddania się, obowiązujące w czasach, które tak dobrze opisuje Alfred Konar16. Zanotujmy zatem: dla Arcta (biedny człowiek!) pocałunek jest tylko symbolem. Znam innych księgarzy, dla których pocałunek jest bezpośrednim wrażeniem, wartym, aby dla niego zaniedbać czasem księgarnię.

      Ale coś mnie tknęło: zajrzałem jeszcze do tegoż samego Arcta pod wyraz „całować”. Chcecie przykładu jak lekkomyślnie traktuje się tę kwestię? Pocałować, całować, to wszak jedno i to samo; i oto czytajcie:

      Całować (kogo, co, lub w co), cmoknąć, dotykając ustami ściśniętymi ciała lub przedmiotu, jako znak pieszczoty, czci, uszanowania…

      Zatem pocałować było tylko dotknąć; natomiast całować jest cmoknąć ściśniętymi ustami; w jednym podręczniku dwie zupełnie różne definicje tej samej rzeczy. („Cmoknąć” Arcta pokrywałoby się mniej więcej z moim „prztyknąć”). W jednym tylko jest Arct konsekwentny: wciąż pocałunek jest dla niego jedynie znakiem.

      Nie poprzestałem na tym; biorę jeszcze innego Arcta: Słownik frazeologiczny. Czy uwierzylibyście? – mamy trzecią definicję!

      Całować, synon. cmokać, przycisnąć usta do czegoś.

      Utrzymało się zatem cmokać, ale poprzednie dotykać zmieniło się na przyciskać. Nieścisłość czy ewolucja? Trzeba by wiedzieć, kiedy Arct zaczął cmokać, kiedy zaczął przyciskać, zamiast dotykać? Dałoby się to może ustalić przez porównanie dat wydania słowników. Słownik języka polskiego wyszedł w r. 1916; ba, ale Słownik frazeologiczny ma trzy daty: pierwsze wydanie w r. 1898, ostatnie w r. 1928… Trzeba by mieć wszystkie trzy wydania i stwierdzić, w którym roku na przestrzeni 30 lat – Arct zaczął przyciskać, jeżeli mamy przyjąć ewolucję, a nie prostą nieścisłość.

      Zanim przejdę do innych autorów, zaglądam po drodze do Słownika etymologicznego Brücknera17: nie jest do pogardzenia, co ten wytrawny pisarz powie o pocałunku. I w istocie, znajduję tam wywód niezmiernie ciekawy: pocałunek, całować, wywodzi Brückner od słowa cały, całość. Zważcie: ten jurny starzec nie waha się wyznać, że czuje się jedynie niekompletną cząstką w chwilach gdy nie całuje. Całować jest, wedle Brücknera,

Скачать книгу


<p>13</p>

epruwetka (daw., z fr.) – probówka. [przypis edytorski]

<p>14</p>

Larousse – wydawnictwo encyklopedyczne założone przez francuskiego pisarza, leksykografa Pierre'a Larousse; mały Larousse to podręczny słownik języka francuskiego. [przypis edytorski]

<p>15</p>

Arct, Michał (1840–1916) – wydawca i współautor Słownika ilustrowanego języka polskiego oraz Słownika wyrazów obcych. [przypis edytorski]

<p>16</p>

Konar, Aleksander Alfred a. Konar, Alfred Aleksander (1862–1941) – pisarz, autor m.in. powieści Ojcowie i my, W pogoni za szczęściem. Powieść z czasów przedwojennych, Siostry Malinowskie itp. Odznaczony Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury za wybitną twórczość literacką w 1935 r. Zginął w getcie warszawskim. [przypis edytorski]

<p>17</p>

Brückner, Aleksander (1856–1939) – filolog, historyk kultury i literatury polskiej, członek Akademii Umiejętności. [przypis edytorski]