Król Maciuś na wyspie bezludnej. Janusz Korczak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Król Maciuś na wyspie bezludnej - Janusz Korczak страница 6

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Król Maciuś na wyspie bezludnej - Janusz Korczak

Скачать книгу

królewska mość raczy się pakować. Za godzinę wyrusza pociąg na wyspę bezludną. A oto papier z pieczęcią i podpisami królów.

      Maciuś wstaje z łóżka, zaczyna się ubierać.

      „Dziś w nocy ucieknę – myśli Maciuś, układając do kufra rzeczy. – Nie w ten sposób, to w inny.”

      Cała praca Maciusia się zmarnowała. Otwór w murze jest gotów, ale cóż z tego? Już Maciuś do ogrodu więcej nie pójdzie. Każdy inny byłby rozpaczał i stracił nadzieję. Tak, każdy inny, ale nie on. Maciuś czuł, że najważniejsze – postanowić, a reszta głupstwo. Maciuś uważał nawet, że dla ucieczki, która nastąpi w drodze, praca przy wyjmowaniu cegieł nie jest bez znaczenia. Nauczył się spokoju, rozwagi, ostrożności – nie wiedział dobrze, jak to się nazywa. Zdawało mu się, że najważniejsze, żeby w sobie, w głowie, w sercu, w duszy – było wszystko gotowe. A reszta – no, zobaczymy.

      Dlatego się Maciuś nie martwił.

      Pakowanie rzeczy nie trwało długo. Naczelnik więzienia był cały czas w pokoju, a kiedy samochód zajechał, prosił Maciusia o zaświadczenie, że się Maciuś na niego nie gniewa.

      – Waszej królewskiej mości nic nie szkodzi, a mnie się może przydać.

      – Dobrze.

      Przyniesiono kałamarz, pióro i papier.

      Zaświadczam – pisze Maciuś – że nie mam żalu do naczelnika więzienia, bo robił, co do niego należało. Kiedy przed wojną aresztowałem ministrów, pilnował ministrów, bo tak rozkazałem. Po wojnie pilnował więźnia numer dwieście jedenasty, bo taki był rozkaz królów zwycięzców. Stłukłem porcelanową wazę, a on się nie mścił. Życzę, aby nadal robił swoje; ja też zrobię swoje.

      Król Maciuś Pierwszy

      Jeszcze delegat podpisał w księdze więziennej pokwitowanie, że odebrał Maciusia. Siedli i pojechali.

      Maciuś ciekawie patrzy przez okno samochodu na swoją stolicę. Akurat skończyło się przedstawienie i ludzie wracali z teatru. Nikt nie wiedział, że w samochodzie jedzie Maciuś, bo ważnych więźniów zawsze wiozą w nocy i w tajemnicy. Z teatru szli wszyscy dorośli, ani jednego dziecka.

      „Dzieciaki zapędzili spać, a sami się bawią” – pomyślał Maciuś gniewnie.

      Obok siedzi delegat królów i drzemie.

      „Otworzę drzwiczki i wyskoczę”.

      Nie, na nic. Łatwiej byłoby ukryć się między dziećmi niż teraz, kiedy na ulicach są tylko dorośli; latarnie się palą, a na każdym rogu stoi milicjant9.

      I na dworcu kolei nic się zrobić nie dało. Delegat królów wziął Maciusia za rękę, prędko przeprowadził przez poczekalnię – i prosto do wagonu pierwszej klasy pociągu, który za pięć minut ma ruszyć za granicę. Kufer postawiono koło okna, na kufrze klatkę z kanarkiem.

      – No, będziemy spali.

      Czy on naprawdę taki śpioch, czy tylko udaje?

      Nie, pułkownik Dormesko10 nie udawał. Był to znany, sławny nawet, śpioch czwartej dywizji ciężkiej artylerii. Już jako uczeń drugiego oddziału11 szkoły powszechnej12 spał często na lekcjach. Ale że nie chrapał wcale, a spał cichutko, więc nie przeszkadzał i nauczycielka była z niego zadowolona. Dyktanda pisał dobrze, z czytania miał czwórkę z plusem, na arytmetyce spał. Żartowali z niego koledzy, ale Dormesko się nie obrażał. Lubili go bardzo wszyscy. Raz zasnął na lekcji religii, ale ksiądz się nie gniewał:

      – Kto śpi, ten nie grzeszy13.

      I Dormesko zadowolony był, że nie ma grzechów. I dobrze mu się wiodło.

      Raz zasnął na przyrodzie. Nauczyciel był bardzo surowy. Na lekcji musiało być cicho jak makiem zasiał. Nauczyciel wykłada – mówi – mówi, a jemu oczy się kleją.

      – Powtórz, Dormesko.

      – On śpi, proszę pana.

      Pchnął go łokciem sąsiad. Dormesko oczy przeciera – wstaje.

      – Co ci się śniło? – pyta się nauczyciel.

      – Śniło mi się takie duże, duże mrowisko.

      Klasa w śmiech, a nauczyciel mówi:

      – Całe szczęście, że ci się śniła przyroda, bo inaczej dostałbyś pałkę.

      Kiedy Dormesko miał lat szesnaście, w domu rodziców byli goście – i jeden stary kapitan powiedział:

      – Najważniejsze jest w życiu zamiłowanie. Lubisz malować, zostań malarzem. Lubisz śpiewać, zostań śpiewakiem. W służbie wojskowej najważniejsza jest karność, posłuszeństwo.

      – No tak – powiedział z żalem ojciec – ale co będzie z chłopca, który tylko spać lubi?

      – Wierzaj14 mi pan, jeżeli chłopiec naprawdę z zamiłowania, z całej duszy jest śpiochem, na pewno zrobi karierę. Grunt – to zamiłowanie.

      I Dormesko wstąpił do szkoły wojskowej. I jako młody oficer wzbudzał ogólny podziw swoją odwagą. Do ataku się nie nadawał, za to jedyny w obronie.

      – Stać – dają mu rozkaz. – Ani kroku naprzód, ani kroku w tył.

      Dormesko okopie się ze swym oddziałem i niech się tam wali i pali – nie ruszy się z miejsca – trwa.

      – Nie boisz się? – pytają się koledzy.

      – A czego? Każdy musi umrzeć. Żona po mnie płakać nie będzie.

      Dormesko był starym kawalerem i nie lubił dzieci.

      – Hałasują, krzyczą, tupią, wariactwa im się w głowach trzymają. Spać nie dają. Małe w nocy piszczą, starsze w dzień dokuczają.

      Chętnie odwiedzał kolegów oficerów, ale omijał starannie rodziny, gdzie były dzieci. Więc łatwo się domyślić, dlaczego właśnie jego wybrano, żeby odprowadził Maciusia. I któż był odpowiedniejszy? Wojskowy, pułkownik, w dodatku wróg dzieci: niech jedzie.

      Pułkownikiem został Dormesko za mężną obronę Czwartego Fortu Śmierci. Był to najważniejszy fort całej fortecy. Czterdzieści sześć ataków wytrzymał Dormesko, ale się nie poddał. Prochu dali mu dosyć, bo przewidywali, że nieprzyjaciel zechce zdobyć ten klucz fortecy. Dormesko wydał rozkaz: „Strzelać dzień i noc, bez wytchnienia” – i basta. Bo wiedzieć należy, że tylko wtedy hałas przeszkadza, kiedy jest nagły, wśród ciszy; a wcale nie przeszkadza, jeśli jest bodaj głośny, a ciągły, bez przerwy.

      Żołnierze strzelają, a Dormesko śpi. Aż przyszła odsiecz, a

Скачать книгу


<p>9</p>

milicjant – formacja, która pilnuje porządku w kraju Maciusia, nosi nazwę policji, ale jej funkcjonariuszy autor nazywa często milicjantami. Milicja i policja to wyrazy bliskoznaczne, oba oznaczają zorganizowaną grupę ludzi przygotowanych do walki, których obowiązkiem jest pilnować porządku i zapewniać spokój w społeczności, np. w mieście czy w państwie. Nazwa policja pochodzi od łac. politia i gr. politeia, a te słowa oznaczały pierwotnie sztukę zarządzania miastem, utrzymywania porządku w mieście, zaś milicja wywodzi się od łac. militia, co znaczyło: służba wojskowa. W Polsce przed II wojną światową używano obu tych słów, w latach 1944–1990 stróżów prawa nazywano oficjalnie Milicją Obywatelską, a potem przywrócono nazwę Policja. [przypis edytorski]

<p>10</p>

Dormesko – nazwisko znaczące, utworzone od czas. oznaczającego spanie w językach romańskich: fr. i hiszp. dormir, wł. dormire. [przypis edytorski]

<p>11</p>

oddział (tu daw.) – klasa. [przypis edytorski]

<p>12</p>

szkoła powszechna – dziś: szkoła podstawowa. [przypis edytorski]

<p>13</p>

Kto śpi, ten nie grzeszy (łac. Qui dormit, non peccat) – fragment żartobliwego powiedzenia popularnego w średniowieczu. [przypis edytorski]

<p>14</p>

wierzaj – dziś popr. forma 2 os. lp tr. rozkaz.: wierz. wierzaj mi pan – dziś popr. forma grzecznościowa: proszę mi wierzyć a. niech mi pan wierzy. [przypis edytorski]