Uczone białogłowy. Мольер (Жан-Батист Поклен)
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Uczone białogłowy - Мольер (Жан-Батист Поклен) страница 5
ARMANDA
Tryumfujesz, siostrzyczko; i trudno wyraźniej
Jawić, iż myślisz sobie, że ta rzecz mnie drażni.
HENRYKA
Ja, siostro? Ani trochę. Wiem, że twoje zmysły
Od rozumu potężnych praw jeno zawisły21
I że, szczytną mądrością zbrojne, twoje oko
Ponad słabostki ludzkie szybuje wysoko.
Nie tylko nie przypuszczam gniewu, ale wierzę,
Że wpływem swoim raczysz dopomóc mi szczerze,
Poprzeć prośby Klitandra i uzyskać tyle,
By przyspieszyć naszego związku szczęsną chwilę.
Proszę cię o to, siostro, chciej, w dobroci swojej…
ARMANDA
Twój dowcipek, jak widzę, drwinki sobie stroi;
Dumnaś bardzo, że serce z łaski ci rzucono!
HENRYKA
Chociaż rzucone, jednak nęci ciebie ono;
I gdybyś to, czym niby gardzisz tak namiętnie,
Mogła dziś zdobyć, trud ten podjęłabyś chętnie.
ARMANDA
W dalsze dyskursy z tobą wdawać się nie raczę:
Nie warte odpowiedzi te brednie prostacze.
HENRYKA
Pięknie to z twojej strony i trudno, w istocie,
Wyżej w umiarkowania posunąć się cnocie.
SCENA TRZECIA
Henryka, Klitander.
HENRYKA
Szczerość twa zaskoczyła ją ponoć niemało.
KLITANDER
Myślę, że dosyć słusznie jej się to dostało:
I że wszystkie wybryki jej pychy szalonej
Zasłużyły na taką odprawę z mej strony.
Lecz, skoro mi już wolno, pójdę, w drodze gładkiej,
Ojcu pani…
HENRYKA
Ważniejsze jest zacząć od matki.
Ojciec łatwo zazwyczaj na wszystko się zgadza,
Lecz cóż, gdy z zgodą w parze nie idzie tu władza;
Dobroć zbytnia, przez niebo w serce mu włożona,
Sprawia, że wszystkim w domu trzęsie jego żona.
Ona rządzi i ona tu stanowczym tonem
Oznajmia to, co święcie ma być wypełnioném.
Chciałabym, byś pan dla niej, a także dla ciotki,
Umiał się zrobić bardziej uprzejmy i słodki;
Byś, nawet ich fantazjom schlebiając w potrzebie,
Sympatię ich wzajemną pozyskał dla siebie.
KLITANDER
Tych dziwactw, w które matka pani dom ten stroi,
Nigdy nie mogłem uznać, nawet w siostrze twojej,
I doktorów w spódnicach mam w głębokim wstręcie.
Owszem; niech ma kobieta o wszystkim pojęcie:
Lecz drażni mnie uczoność owa, dziś u wielu
Spotykana, co jeno popis ma na celu;
I wolę, gdy kobieta wśród lada rozmowy
Wszystkiego, co wie, zaraz nie wytrząsa z głowy.
Niech swą naukę raczej wstydliwie osłania,
Niech ma wiedzę, lecz nie dla ludzkiego mniemania,
Nie cytuje autorów, zbyt górnie nie śpiewa
I dowcipem najmniejszych słówek nie nadziewa.
Matkę twą niewątpliwie ja wysoko cenię,
Lecz nie sposób mi włożyć się w jej urojenie
Ni dorzucić mój listek do zachwytów wieńca,
Którymi stroi głowę swego ulubieńca.
Jej cały pan Trysotyn nudzi mnie i złości;
Gniewa mnie kult składany temu jegomości;
Dziw mi, że matka stawiać chce w geniuszów rzędzie
Błazna, z którego ramot22 już śmieją się wszędzie,
Nudziarza, co, wciąż bazgrząc do dziesiątych potów,
Papierów stertą cały targ zarzucić gotów.
HENRYKA
Poezja czy rozmowa równie w nim jest nudną
I zgodzić się z twym zdaniem nie będzie mi trudno;
Ale, że on na matkę miewa wpływ niemały,
Musisz się dlań już zdobyć na słówko pochwały.
Kochanek dla swej lubej chętnie karku nagnie,
Wszystkich dla swoich uczuć zyskać wkoło pragnie
I, aby dobrą notę kupić sobie wszędy,
o pieska domowego nawet stoi względy.
KLITANDER
Masz słuszność; lecz cóż robić? To nie moja wina,
Żem nie jest zdolny strawić tego Trysotyna.
Nie potrafiłbym, mimo najszczerszej ochoty,
Spodlić się tak, by chwalić obmierzłe bazgroty;
Przez nie właśnie odsłonił mi się w świetle całem
I, nimem go na oczy ujrzał, już go znałem.
Odgadłem, przeglądając te ckliwe gawędy,
To, co ta kompatura23 wnosi z sobą wszędy:
To pojecie o sobie w swej pysze niezmienne,
Tę wiarę niewzruszoną w swe przymioty cenne,
Tę ufność, co się własnym sądem zadowala
I w własnym uwielbieniu gnuśnie się przewala;
Co sprawia, że w próżności swej wszystko ma za nic,
Że z wszystkiego, co spłodzi, sam rad jest bez granic
I nie chciałby pomieniać swej rzekomej chwały
Na wawrzyn bohatera, czynami wspaniały.
HENRYKA
By to widzieć, wzrok trzeba mieć nie lada jaki!
KLITANDER
Przejrzałem
21
22
23