Lalka, tom drugi. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka, tom drugi - Болеслав Прус страница 5

Жанр:
Серия:
Издательство:
Lalka, tom drugi - Болеслав  Прус

Скачать книгу

męski głos za drzwiami i znowu rozległy się dwa pocałunki, z pewnością w rękę.

      Spojrzałem na eks-obywatela. Podniósł oczy do sufitu, a ramiona prawie do wysokości uszu.

      – Frant20!… – szepnął wskazując na drzwi.

      – Znasz go pan?…

      – Bah!…

      – Więc – mówiła baronowa w drugim pokoju – niechże pan zaniesie do Św. Krzyża21 te dziewięć rubli na trzy wotywy22, na intencję, ażeby Bóg go upamiętał… Nie – dodała po chwili nieco zmienionym głosem. – Niech będzie jedna wotywa za niego, a dwie za duszę mojej nieszczęśliwej dzieweczki.

      Przerwało jej ciche szlochanie.

      – Niechże się pani uspokoi!… – łagodnie reflektował23 ją Maruszewicz.

      – Idź pan już, idź… – odparła.

      Nagle otworzyły się drzwi salonu i jak wryty stanął na progu Maruszewicz, za którym ujrzałem żółtawą twarz i zaczerwienione oczy pani baronowej. Rządca i ja podnieśliśmy się z krzeseł. Maruszewicz cofnął się w głąb drugiego pokoju i widocznie wyszedł innymi drzwiami, a pani baronowa zawołała gniewnie:

      – Marysia!… Marysia!…

      Wbiegła dziewczyna w białym, jak wyżej, czepeczku, w ciemnej sukni i białym fartuchu. W ubraniu tym wyglądałaby na dozorczynię chorych, gdyby jej oczy nie rzucały za wiele iskier.

      – Jak mogłaś wprowadzić tu tych panów? – zapytała ją baronowa.

      – Pani przecie kazała prosić…

      – Głupia… precz!… – syknęła baronowa. Następnie zwróciła się do nas:

      – Czego pan chce, panie Wirski?

      – Pan Rzecki jest plenipotentem właściciela domu – odparł rządca.

      – A, a!… To dobrze… – mówiła baronowa, powoli wchodząc do salonu i nie prosząc nas, żebyśmy usiedli. Rysopis tej damy: czarna suknia, żółtawa twarz, sinawe usta, zaczerwienione z płaczu oczy i włosy gładko uczesane. Skrzyżowała ręce na piersiach jak Napoleon I i patrząc na mnie rzekła:

      – A, a, a!… To pan jest plenipotentem, zdaje mi się, że pana Wokulskiego… Czy tak?… Niechże mu pan powie, że albo ja wyprowadzę się z tego mieszkania, za które płacę mu siedemset rubli bardzo regularnie, wszak prawda, panie Wirski?…

      Rządca ukłonił się.

      – Albo – ciągnęła baronowa – pan Wokulski usunie ze swego domu te brudy i niemoralność…

      – Niemoralność? – spytałem.

      – Tak, panie – potwierdziła baronowa kiwając głową. – Te praczki, które przez cały dzień śpiewają jakieś wstrętne piosenki na dole, a wieczorem śmieją się nad moją głową u tych… studentów… Ci zbrodniarze, którzy na mnie rzucają z góry papierosy albo leją wodę… Ta nareszcie pani Stawska, o której nie wiem, czym jest: wdową czy rozwódką, ani z czego się utrzymuje… Ta pani bałamuci mężów żonom cnotliwym, a tak strasznie nieszczęśliwym…

      Zaczęła mrugać oczyma i rozpłakała się.

      – Okropność!… – mówiła łkając. – Być przykutą do tak wstrętnego domu przez pamięć dla dziecka, której nic już nie wydrze z serca. Wszakże ona biegała po tych wszystkich pokojach… Ona bawiła się tam, od podwórza… I wyglądała oknem, przez które mnie, matce–sierocie, wyjrzeć dzisiaj nie wolno… Chcą mnie wypędzić stąd… wszyscy chcą mnie wypędzić… wszystkim zawadzam… A przecież ja stąd nie mogę wyprowadzić się, bo każda deska tej podłogi nosi ślady jej nóżek… w każdej ścianie uwiązł jej śmiech albo płacz…

      Upadła na kanapę i zaniosła się od łkania.

      – Ach! – płakała – ludzie są okrutniejsi od zwierząt… Chcą mnie wygnać stąd, gdzie moja dziecina wydała ostatnie tchnienie… Jej łóżeczko i wszystkie zabawki leżą na swoich miejscach… Sama ścieram kurze w jej pokoju, ażeby nie poruszyć najmniejszego sprzętu… Każdy cal24 podłogi wydeptałam kolanami, wycałowałam ślady mojej dzieciny, a oni mnie chcą wygnać!… Wygnajcież stąd pierwej mój ból, moją tęskonotę, moją rozpacz…

      Zasłoniła twarz i szlochała rozdzierającym głosem. Spostrzegłem, że rządcy nos czerwienieje, a i ja sam uczułem łzy pod powiekami.

      Rozpacz baronowej po zmarłym dziecku tak mnie rozbroiła, że nie miałem odwagi mówić z nią o podwyższeniu komornego. Płacz zaś jej tak znowu denerwował, że gdyby nie wzgląd na drugie piętro, wyskoczyłbym chyba oknem.

      W rezultacie chcąc za jakąkolwiek cenę utulić szlochającą kobietę, odezwałem się z całą łagodnością:

      – Proszę pani, niech się pani uspokoi… Czego pani żąda od nas?… Czym możemy służyć?…

      W głosie moim było tyle współczucia, że rządcy nos jeszcze bardziej poczerwieniał. Pani baronowej zaś obeschło jedno oko, lecz jeszcze płakała drugim, na znak, że nie uważa swojej akcji za skończoną, a mnie za pobitego.

      – Żądam… żądam – mówiła wśród westchnień – żądam, aby mnie nie wypędzano z miejsca, gdzie umarło moje dziecko… i gdzie wszystko mi je przypomina. Nie mogę, no… nie mogę oderwać się od jej pokoju… nie mogę ruszyć jej sprzętów i zabawek… Podłością jest w taki sposób wyzyskiwać niedolę.

      – Któż ją wyzyskuje? – spytałem.

      – Wszyscy, począwszy od gospodarza, który każe mi płacić siedemset rubli…

      – A, wybacz pani baronowa! – zawołał rządca. – Siedem pysznych pokoi, dwie kuchnie jak salony, dwa schowki… Niech pani komu odstąpi ze trzy pokoje: przecież są dwa frontowe wejścia.

      – Nic nikomu nie odstąpię – odparła stanowczo – gdyż jestem pewna, że mój zbłąkany mąż lada dzień opamięta się i powróci…

      – W takim razie trzeba płacić siedemset rubli…

      – Jeżeli nie więcej… – szepnąłem.

      Pani baronowa spojrzała tak, jakby chciała mnie spalić wzrokiem i utopić we łzach. Oj! co to za setna kobietka… Aż mi zimno, kiedy o niej pomyślę.

      – Mniejsza o komorne – rzekła.

      – Bardzo rozsądnie! – pochwalił ją Wirski kłaniając się.

      – Mniejsza o pretensje gospodarza… Ale przecież nie mogę płacić siedmiuset rubli za lokal w podobnym domu…

      – Czego pani baronowa

Скачать книгу


<p>20</p>

frant – (daw.) człowiek miły, zabawny, ale do tego cechujący sie przebiegłością. [przypis edytorski]

<p>21</p>

Św. Krzyż – kościół Św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu z końca XVII w. (zniszczony w czasie powstania, obecnie odbudowany). [przypis redakcyjny]

<p>22</p>

wotywa – msza śpiewana, odprawiana specjalnie na czyjąś intencję. [przypis redakcyjny]

<p>23</p>

reflektować – tu: uspokajać, hamować. [przypis redakcyjny]

<p>24</p>

cal – dawna miara długości: 2,4 cm. [przypis redakcyjny]