Żmija. Juliusz Słowacki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Żmija - Juliusz Słowacki страница 4
Choć jej dusza zimnym głazem —
Na twarz różne barwy kładła.
Zawsze piękna – z polnych głogów
Róże, złote włosy wieńczą —
I kradzioną znad porogów,
Mgliste szaty złoci tęczą.
Gdzie zarastał gaj odludny,
Jednym słowem – jednym rankiem,
Wzniosła z wyspy zamek cudny,
I obwiodła złotym gankiem —
Z koralowej zamek cegły.
Wieża druga, trzecia, czwarta,
Na skinienie w niebo biegły:
Lud go nazwał zamkiem czarta15.
W zamku, jak kładzione kosą
Powiązała róż szkarłaty;
Brylantami jakby rosą,
Poiskrzyła jasne kwiaty.
Hetman patrzał na kobierce,
Okiem blask brylantów ścigał:
Ciągle patrzał – stygło serce;
Dla Rusałki już ostygał —
Ta choć zimna pod obłokiem,
Zimne serce wnet odgadła;
Szybko, szybko czarnym okiem,
Brylantowe blaski kradła.
Kwiaty brała do warkoczy.
Hetman spojrzał, wzrokiem tonął —
Nad brylanty skrzą jej oczy!
I znów kochał – i znów płonął. —
– „Luba! ty masz blask anioła —”
– „Więc mi nagródź, jeślim warta?
Daj sokoła – daj mi charta,
Zabij charta i sokoła”. —
– „Czarna duszo – precz ode mnie!
Sercem się z szatanem kłócę”. —
– „Znów zawołasz, lecz daremnie!
Przyjdziesz do mnie – ja nie wrócę —”
4
Odpłynęła – Hetman kroczy
Zamyślony po komnatach —
„Co! – nie wróci? – a jej oczy
Takie cudne, włosy w kwiatach —”
Myślał – Z oczu łzy ogromne,
Po niemęskiej płyną twarzy.
Rzekł do siebie: „Już nie wspomnę!” —
Nie wspomina, ale marzy —
„Nad zamglone chmur błękity,
Oto miesiąc już się płoni;
Już mój sokół, chart, zabity,
A jej nie ma? – Pójdę do niéj16 —”
Jakże miłe tchnienie wiosny!
I woń fali świeża, chłodna!
Nad porogiem czarne sosny
Szronem bieli mgła nadwodna.
Pod skałami ciągłe burze,
Łamią w falach blask księżyca;
Nad falami w mglistej chmurze,
W blasku srebrnych tęcz dziewica.
Przy jej stopach chart bladawy,
Niespokojny i ponury:
Na ramieniu sokół mgławy,
Nastrzępiony patrzy w chmury.
„Jakżeś piękna!” – hetman woła,
„Któż ci może ujść bezkarny?
Chodź tu, luba – spłosz sokoła,
Chart niech leci gonić sarny.
„Tu pod moich ust płomieniem,
Twe się blade mgły rozpłonią.
Jak tu miło pod sosn17 cieniem!”
Prosi – błaga – okiem, dłonią.
Lecz dłoń jego – ciężka wina!
Czy przypadkiem, czy po myśli,
Na krzyż srebrną mgłę rozcina.
Znak zbawienia święty kreśli:
Przed krzyżem się mgły rozpierzchły
Jak złamane wód błękity;
I Rusałki rysy zmierżchły,
Obraz zniknął w mgłach rozbity – —
5
Znikła – słychać tylko burze
W głębi Dniepru – i szum piasków;
Lecz mgła spływa – spływa w chmurze
Zabłąkanych kilka blasków
I rozbite mgły zwierciadła,
Wiatr przybliża, zmniejsza, zmniejsza —
Lśni Rusałka, lecz pobladła,
I pobladła – i smutniejsza —
Potem rzekła: „O mój miły,
Żegnam ciebie, ginę – ginę,
Jak mnie z wiatrem mgły rozbiły,
Tak w uściskach się rozpłynę.
„Prosisz, błagasz nadaremno,
Próżno czekasz na tej skale:
Lecz chodź ze mną! lecz chodź ze mną!
Droga do mnie przez te fale.
„Mgły tu zimne ale jasne;
Gdy i ciebie mgła okryje,
Patrz, mój luby – teraz gasnę,
W twych uściskach znów ożyję.
„Sokół żywy, chart twój żywy.
Z tobą razem jak z sokołem,
Pójdę błądzić nad te niwy,
Nad dymiących chat padołem:
„Pójdę z tobą – tak w mgłę ciemną
Osłoniona,
15
16
17