Don Kichot z La Manchy. Мигель де Сервантес Сааведра

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Don Kichot z La Manchy - Мигель де Сервантес Сааведра страница 12

Don Kichot z La Manchy - Мигель де Сервантес Сааведра

Скачать книгу

surowym sądzie, jaki ksiądz z cyrulikiem na bibliotekę zacnego szlachcica Don Kichota złożyli.

      Bohater nasz spoczywał głębokim snem zdjęty, kiedy ksiądz i cyrulik weszli do niego i zażądali od młodej siostrzenicy, żeby im dała klucz od pokoju, gdzie się znajdowały przeklęte książki. Z całego serca im go dała. Weszli tam wszyscy, nawet i gospodyni, i znaleźli ze sto z górą ogromnych foliantów40 i mnóstwo mniejszych tomów, a wszystkie ślicznie oprawne i doskonale zachowane. Gospodyni, jak tylko je ujrzała, wypadła natychmiast gwałtownie z izby i powróciła zaraz z miską wody święconej w ręku.

      – Macie, dobrodzieju, macie – bełkotała zdyszana – pokropcie całą izbę tą wodą, żeby który z tych czartowskich czarnoksiężników, co tam siedzą zaklęci w tych książkach, nie oczarował nas za to, że ich ze świata zgładzić chcemy.

      Proboszcz się rozśmiał z tej prostoduszności i kazał cyrulikowi podawać sobie książki jedną po drugiej, żeby się przekonać, o czym każda traktuje i czy nie znajdzie się takich, co nie zasługują na srogą karę kacerską41.

      – Nie, nie – zawołała siostrzenica – ani jednej nie darować, wszystkie spalić, bo one wszystkie zgubiły mi wuja. Wziąć po prostu i od razu wszystkie oknem wyrzucić na kupę i podpalić, albo też wynieść je na tylne podwórko i tam je zagładzić, żeby dymu w domu nie narobić.

      Służąca była zupełnie tego samego zdania, a obydwie zażarcie nastawały na bezmiłosierną zagładę tych biednych niewiniątek; ale proboszcz nie odstąpił od swojego, że musi przynajmniej z tytułów je poznać.

      Najpierwsza, co mu podał cyrulik, miała tytuł: Amadis z Galilei.

      – O, to dopiero coś dziwnego – rzekł proboszcz – słyszałem przecież, że to jest pierwsze dzieło rycerskie, które w Hiszpanii drukowano i że ono służyło za wzór wszystkim innym. Zdaniem przeto moim, książka ta najpierw skazana być winna na spalenie, jako pierwszy herszt tak zgubnej sekty.

      – A ja upraszam o łaskę dla niej – odezwał się cyrulik – bo słyszałem nieraz od mądrych ludzi, że to jest najpiękniejsze w tym rodzaju dzieło, jakie posiadamy, a jako najdoskonalsze i jedyne w sztuce swojej zasługuje na przebaczenie.

      – Prawdę mówisz – odrzekł proboszcz – przebacza się jej więc tymczasowo. Pokaż, co tam masz dalej.

      – Dziwne przygody Esplaudiana – odpowiedział majster Mikołaj – to rodzoniuteńkie dziecko Amadisa z Galii.

      – Co wolno ojcu, to zasie dziecku – na to proboszcz – gosposiu, otwórz okno i smyrgnij no ją tam na podwórze; będzie na fundament do stosu.

      Gospodyni ledwo ze skóry nie wyskoczyła z radości, spełniając to polecenie; i poczciwy Esplaudian poleciał na podwórze czekać cierpliwie srogiego losu, jaki go miał spotkać.

      – Idźmy dalej – odezwał się proboszcz.

      – To, to jest Amadis z Grecji – rzekł cyrulik – a mnie się zdaje, że te wszystkie Amadisy to z jednego pułku.

      – Marsz z nimi wszystkimi na podwórze – zaintonował proboszcz – palić wszystko, palić – a tę królową Pintiquieniestrę i pasterza Danirela z jego czułościami i sprośną gadaniną, to bym nawet z rodzonym ojcem razem spalił, gdyby mi się zjawił pod postacią błędnego rycerza.

      – O! i ja także – zawtórował cyrulik.

      – O! i ja z całej duszy – odezwała się siostrzenica.

      – Palić, palić, wszystko na kupę – mruczała gosposia.

      I jednym zamachem wyrzuciła przez okno cały stos książek przed nią leżący.

      – A co to tam za ogromne foliancisko? – zapytał ksiądz.

      – To Don Olivantes de Laura – odpowiedział majster Mikołaj.

      – A to tego samego autora, co Ogród Flory – mówił proboszcz – oba lepsi, dalej z nią za okno, to same kłamstwa i wariacje.

      – A to tu, to Florismart z Hiszpanii – odzywa się znów cyrulik.

      – Aha! i mospan Florismart jest tu? – na to ksiądz – i jego zaraz mi z drugimi za okno, choć takiego rodu i takie dziwne miał przygody w życiu; biedota i ordynarność stylu nie zasługują na lepszy los.

      – Tu idzie kawaler Platir – znów cyrulik.

      – To stare szpargalisko – ksiądz wyrokuje – nic a nic w sobie dobrego nie ma, żeby mu darować; za okno z nim, gosposiu, zaraz mi za okno, a nie zapomnij także i o Kawalerze Krzyża, święte to nazwanie powinno by mu zapewnić ocalenie, ale to takie brzydactwo, takie bezeceństwo, że nie można mu tego darować.

      Cyrulik wziął znów inną książkę i oznajmił: to jest Zwierciadło rycerstwa.

      – Mam honor znać je – odparł proboszcz. – Znajdziemy tam wielmożnego Rinalda de Montalban z dwunastu przyjaciółmi, a wszyscy gorsi rozbójnicy od Katrusa i dwunastu parów Francji i wiernego ich historyka arcybiskupa Turpina. Jak mi się zdaje, to dosyć tych panów będzie skazać na wieczne wygnanie, bo historia ich zaczerpnięta z pomysłu Boyardego, od którego i piękny Argost wziął myśl także. Ale i Ariost42, jak go złapię, że innym gada językiem, jak przystoi, to i jemu się dostanie, chociaż go szanuję kiedy pięknie pisze i zawsze respekt mam dla niego wysoki.

      – A ja go mam po włosku – na to cyrulik – ale nie rozumiem po włosku.

      – To i lepiej ci z tym, niewiele na tym stracisz, i pan tłumacz byłby dobrze zrobił, żeby sobie był dał pokój z przyswajaniem go nam, bo to jeszcze i stracił wiele zalet w tym przenicowaniu; wierszem pisanej książki nigdy nikt nie przetłumaczy, jak należy, to tam trudno, żeby mu łeb pękł, to zawsze charakteru głównego i najpierwszych piękności nie potrafi zachować. Jemu i tym wszystkim, co mówią o francuskich sprawach, myślę, że można darować i wsadzić je tylko w miejsce pewne, a później, jak będziemy mieli trochę więcej wolnego czasu, to zobaczymy, co z nimi zrobić. Ale wyjmuję od tej łaski niejakiego Bernarda de Carpio, co się tu po kraju włóczy, i drugiego nazwiskiem Roucesvalles, O! ci, jak mi tylko w rękę wpadną, zaraz je oddaję w moc siły zbrojnej gospochy.

      Cyrulik zgadzał się na wszystko, ślepą wiarą spuszczając się na plebana, którego uważał za człowieka nader mądrego i prawdę tak miłującego, iż za żadne skarby świata w niczym by od niej nie odstąpił. Otworzywszy znów dwie książki, znalazł w nich: Palmeoina z Oliwy, a w drugiej Palmeoina z Anglii.

      – Pierwszego – rzecze ksiądz – spalić z kretesem, a popiół na cztery wiatry obrócić, ale Palmeoina z Anglii zachowajmy, bo to dzieło bardzo znamienite, trzeba kazać na nie zrobić pudełko bogate, jak Aleksander Wielki kazał zrobić na dzieła Homera. Z dwóch względów, mój braciszku, ważna to niezmiernie książka: raz, że jest sama z siebie wyborna, a po wtóre, że, jak powiadają, napisać ją miał pewien król portugalski. Wszystkie przygody w zamku Beauregard wydarzone ślicznie opisuje, a jaka tam sztuka w stylu, w czystości mowy, jaka prostota, przyzwoitość i prawda wszędzie.

Скачать книгу


<p>40</p>

foliant – a. foliał wielka, najczęściej stara księga, wielkości połowy arkusza (wg dziś stosowanych norm jest to format A1, a więc arkusz o rozmiarach 594 na 841 mm). [przypis edytorski]

<p>41</p>

kacerski – heretycki; kara kacerska tj. kara przeznaczona dla heretyków, tu: spalenie na stosie. [przypis edytorski]

<p>42</p>

Ariost – właśc. Ludovico Giovanni Ariosto (1474–1533) poeta, satyryk i komediopisarz wł., autor eposu rycerskiego Orland szalony, dzieła, które przez wieleset lat wywierało szeroki wpływ na literaturę europejską. [przypis edytorski]