Don Kichot z La Manchy. Мигель де Сервантес Сааведра

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Don Kichot z La Manchy - Мигель де Сервантес Сааведра страница 38

Don Kichot z La Manchy - Мигель де Сервантес Сааведра

Скачать книгу

biedak z niepokoju, bo czuł Toralvę tuż za sobą, która by go do wściekłości doprowadzić mogła płaczem i krzykiem swoim. Na koniec jednak, patrząc się na wszystkie strony, dostrzegł przecież rybaka, który miał małą łódkę, ale tak małą, że w niej tylko jednego człowieka i jedną kozę pomieścić było można. Pomimo to jednak, w pośpiechu zawarł z rybakiem umowę o przeprawienie siebie i swoich trzystu kóz. Rybak tedy przyprowadził statek i przewiózł jedną kozę, powrócił i przewiózł znów drugą, powrócił znów i przeprawił trzecią. Wreszcie, panie – mówił dalej Sancho – liczcie dobrze, bardzo proszę, ile rybak przeprawia kóz, gdyż ostrzegam was, że jeśli choćby o jedną tylko pomyłka zaszła, cała historia się kończy i diabeł wie tylko, gdzie jej wątku szukać by potrzeba. Otóż ponieważ przeciwny brzeg rzeki był bardzo śliski i pełen błota, każda przeprawa rybaka i kozy trwała dość długo, ale jednak, że szło jakoś tam powoli i rybak przewiózł znów jedną kozę i jeszcze jedną, a potem jeszcze jedną znów…

      – I czemuż nie powiesz od razu, że przeprawił je wszystkie – rzekł Don Kichot – a wodząc tak tam i sam po kolei każdą, nie skończysz i przez miesiąc pewnie.

      – A wiele już jest przeprawionych kóz w tej chwili? – zapytał Sancho.

      – A diabliż je wiedzą – odrzekł Don Kichot – czy myślisz, że ja rachowałem?

      – Otóż stało się, jak przewidziałem – rzekł Sancho – nie chciałeś pan liczyć, więc i moja powieść skończona, niepodobna przeskoczyć dalej.

      – Co, jak to? – zawoła Don Kichot – czy podobna, aby powieść zależała od dokładnego liczenia kóz przewiezionych tak dalece, iżby pominięcie jednej chociażby zatrzymało opowiadanie?

      – Tak jest, panie – odpowiedział Sancho – bo w tym samym czasie, gdy pytałem was, ile kóz zostało przeprawionych, i jak odpowiedzieliście mi na to, że nie wiecie ile, w tej samej chwili zapomniałem wszystko, co miałem jeszcze do opowiedzenia, a prawdziwie szkoda wielka! bo reszta była najciekawsza.

      – Takim sposobem więc – rzecze Don Kichot – historia już umarła?

      – Umarła, jak moja matka – odrzekł Sancho.

      – W samej rzeczy, przyjacielu Sancho – rzecze dalej nasz rycerz – to jakaś osobliwsza powieść i sposób opowiadania najdziwaczniejszy także. Ale i czegóż więcej mogłem spodziewać się od twego dowcipu84, bez wątpienia ten ustawiczny hałas pomieszał ci w głowie.

      – To być bardzo może – odrzekł Sancho – chociaż co do powieści, to jestem pewny, że ta zawsze się przerwie, gdy zabraknie liczby kóz.

      – Niech się tam przerywa i kończy, jak sobie chce – przerwał Don Kichot – zobaczymy raczej, czy Rosynant chce iść wreszcie.

      To mówiąc, uderzył w obydwa boki rumaka, lecz ten odpowiedział mu tylko jednym skokiem, tak dzielnie spętał go Sancho.

      Jednakże, bądź to skutkiem chłodnego nocy powietrza, bądź, że Sancho wieczerzając, zjadł coś rozwalniającego, bądź wreszcie skutkiem energicznego samejże natury działania, nasz giermek uczuł nagle, że nie utrzyma dłużej ciężaru, którego pozbyć się tylko własnym mógłby usiłowaniem; ale strach, powstrzymując go na miejscu, nie dozwolił mu oddalić się ani na krok jeden od swego rycerskiego pana. Jednakże trzeba było coś przedsięwziąć w tak pilnej potrzebie. Ostateczność była już blisko, pełen postanowienia przeto nasz giermek, chcąc pogodzić rzeczy ile możności zręcznie, wymknął prawą rękę spod siodła, którą trzymał dotąd, i z odwagą odpiął wszystkie guziki od spodni; tak uwolniony z krępującego jego naturalne kształy powicia, chcąc nade wszystko cichością pokryć swe czyny, zacisnął zęby i ramiona zwarłszy, zatrzymał w piersiach tchnienie; lecz niestety, acz słaby odgłos, odmienny atoli najzupełniej od słyszanego dotąd łoskotu, zdradził tajemnicę.

      – Cóż to usłyszałem? – zawołał nagle Don Kichot.

      – Nic nie wiem, panie – odrzekł rezolutnie Sancho – lecz zapewne będzie to jakiś nowy figiel szatański, boć takie straszne przygody nie kończą się na małym.

      Rycerz poprzestał na tym, a Sancho mógł nowe rozpocząć usiłowania, które tym razem przecie pomyślny uwieńczył skutek, pozbawiając biednego giermka bolesnego i niewygodnego ciężaru. Lecz Don Kichot miał nazbyt delikatne powonienie i Sancho mu był za bliskim sąsiadem, ażeby podnoszący się jakiś wyziew, nie ostrzegł go o grożącym niebezpieczeństwie. Zapobiegając przeto złemu jak najrychlej, ścisnął skwapliwie nos palcami i rzecze:

      – Sancho, zdaje mi się, że jesteś wielce przestraszony?

      – Prawda, panie, czuję wielką trwogę, ale dlaczego postrzegacie to teraz bardziej niż przedtem?

      – Bo przedtem nie czułem cię tak blisko siebie jak teraz, a wierz mi, przyjacielu Sancho, że nie bursztynem czuć ciebie85.

      – To być bardzo może – odrzekł Sancho – lecz czyliż w tym moja wina? dlaczego pan mnie trzyma w takim miejscu i o tej godzinie?

      – Oddal się, mój przyjacielu, choć o trzy lub cztery kroki ode mnie i koniecznie staraj się więcej baczyć nad sobą i pamiętać o stopniu, jaki nas przedziela. Widzę ze smutkiem, że zbyt wielka swoboda, jaką ci zostawiłem, pozwoliła ci zapomnieć, czym jesteśmy względem siebie.

      – Założę się – wyrzekł Sancho – że wasza wielmożność posądza mnie o popełnienie pewnego niegodziwego czynu?

      – Co bądź, to bądź – rzecze Don Kichot – oddal się, powtarzam raz jeszcze.

      – Mniejsza o to – odpowiedział Sancho – rozkaz wasz spełnię, ale to nie odmieni rzeczy.

      Rycerz nasz z giermkiem przepędzili noc na podobnych rozmowach i ten ostatni widząc, że już dnieć zaczyna, uporządkował swój ubiór i powolutku rozpętał golenie Rosynanta, który z rozkoszy stanął dwa lub trzy razy dęba, co wreszcie nie było mu zwyczajem; lecz biedny zwierz uczyniłby chętnie jeszcze inne skoki, gdyby je umiał, tak ucieszyła go przywrócona wolność. Rycerz, widząc rumaka już zdolnego do biegu, wziął stąd dobrą wróżbę, sądząc, że los tym znakiem zachęca go do śmiałego przeciw zadziwiającej przygodzie kroku. Powoli też i dzień rozwidnił przedmioty, i Don Kichot ujrzał wkoło siebie las kasztanów, lecz nie mógł pojąć, skąd pochodził nieustający łoskot. Postanowił przeto zbadać przyczynę dziwu, nie czekając dłużej; jakoż spiął ostrogami Rosynanta, chcąc go rozbudzić zupełnie, pożegnał powtórnie swego giermka, powtarzając mu rozkaz, iżby trzy dni oczekiwał na niego bez niespokojności; skoro by jednakże nie powrócił w tym czasie, wtedy niezawodnie utracił życie w straszliwej przygodzie. Ponowił mu zlecenie, jakie miał zanieść Dulcynei od niego, dodając, żeby nie troszczył się o nagrodę swych zasług, gdyż przed wyjazdem jeszcze z domu uczynił testament, który zabezpieczy przyszłość jego w stosunku położonych usług.

      – Lecz jeżeli podoba się niebu – mówił dalej – wyprowadzić mnie cało z tej straszliwej sprawy, jeżeli zwłaszcza czarnoksiężnicy nie będą mieszać się do walki, to wierz mi, moje dziecko, że najmniejszą nagrodą twej służby będzie wyspa owa, którą ci już przyrzekłem.

      Na tak czułe pożegnanie swego pana Sancho nie mógł powściągnąć

Скачать книгу


<p>84</p>

dowcip (daw.) – inteligencja, rozum, spryt. [przypis edytorski]

<p>85</p>

nie bursztynem czuć ciebie – sproszkowany bursztyn dodawany jest do kadzideł kościelnych. [przypis edytorski]