Małe niedole pożycia małżeńskiego. Оноре де Бальзак
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Małe niedole pożycia małżeńskiego - Оноре де Бальзак страница 4
Ty, jako młody żonkoś, wpadasz w towarzystwo młodych mężatek, dziewczynek, panien na wydaniu i kawalerów, które zabawia się w sypialnym pokoju pani Deschars. Ludzie poważni, figury polityczne, kandydaci do wista20 i do herbaty znajdują się w dużym salonie.
Młodsze towarzystwo gra w zgadywanie słów o kilku znaczeniach podług21 odpowiedzi, jakie każdy musi dać na te zapytania:
– W jakiej postaci to lubisz?
– Gdzie się to mieści22?
– Do czego to służy?
Kolej zgadywania przychodzi na ciebie; idziesz do salonu, mieszasz się do jakiejś dyskusji i wracasz wywołany przez małą dziewczynkę, z trudem wstrzymującą się od śmiechu. Wyszukano dla ciebie wyraz, który może dostarczyć odpowiedzi jak najbardziej zagadkowych. Wiadomo, że jeżeli się chce wprowadzić w zakłopotanie sprytnego człowieka, najlepszym sposobem jest wybrać słowo jak najpospolitsze i przygotować zdania, które rzucają myśli salonowego Edypa o tysiąc mil jedna od drugiej.
Gra ta z trudnością wytrzymuje porównanie z grą w lancknechta23 lub kości, ma jednak tę zaletę, że jest bardzo niekosztowna.
Tym razem jako zagadka Sfinksa obrane zostało słowo mal. Każdy przygotował swoją odpowiedź, mającą cię zupełnie zbić z tropu. Słowo to, oprócz innych znaczeń, może mieć następujące: mal (zło), rzeczownik oznaczający przeciwieństwo dobra; mal (choroba, cierpienie), rzeczownik obejmujący tysiąc pojęć z zakresu patologii; następnie malle, dyliżans pocztowy i malle, waliza, mogąca mieć kształt tak różnorodny, pokryta skórą, posiadająca parę uszu i która porusza się szybko, ponieważ towarzyszy nam w podróży, jakby powiedział poeta ze szkoły Delille'a.
Dla ciebie, poprzedzonego opinią inteligentnego człowieka, Sfinks rozwija wszystkie sztuczki swej zalotności; roztacza swoje skrzydła, to znów je składa; wysuwa na przemian swoje łapy lwa, piersi kobiece, grzbiet konia, swoją myślącą głowę; potrząsa znów skrzydłami, unosi się i wzlata, kołuje i powraca, zamiata ziemię swym straszliwym ogonem, błyska groźnie pazurami, to znowu je chowa, uśmiecha się, nuci, to znów coś mamrocze, rzuca spojrzenia na przemian rozkosznego dzieciaka, to znów groźnej matrony, nade wszystko zaś jest drwiący i szyderczy.
– Lubię miłosne.
– Lubię chroniczne.
– Lubię obite skórą.
– Lubię z przegródkami.
– Lubię z dobrymi końmi.
– Lubię ukarane.
– Lubię jako zesłane przez Boga – odpowiada pani Deschars.
– A ty jakie lubisz? – pytasz z kolei swojej żony.
– Lubię ślubne.
Odpowiedź twojej żony jest niezrozumiała i zwraca cię w niezmierzone przestrzenie, w których myśl oślepiona mnogością zjawisk nie jest zdolna żadnego pochwycić.
Z kolei chodzi o pomieszczenie przedmiotu:
– W wozowni.
– Na strychu.
– W gazetach.
– W szpitalu.
– W więzieniu.
– W sklepie.
Żona twoja odpowiada na samym końcu: w moim łóżku.
Już byłeś na śladzie, ale ta odpowiedź zbija cię znowu z tropu, ponieważ nie przypuszczasz, aby pani Deschars pozwoliła na coś zbyt swobodnego.
– Do czego to służy?
– By życie w raj zamienić! – powiada twoja żona po szeregu innych odpowiedzi, które przeprowadziły cię przez cały świat lingwistycznych hipotez.
Ta odpowiedź zwróciła uwagę wszystkich, a w szczególności twoją; toteż wysilasz wszystkie władze umysłowe, aby odgadnąć jej znaczenie. Myślisz o butelce z gorącą wodą, którą żona twoja każe kłaść do łóżka w nogach w czasie wielkich mrozów, – o ogrzewaczce, przede wszystkim!… – o czepku, – o chustce do nosa, – o papierze do papilotów, – o haftach przy koszuli, – o poduszce, – o stoliczku nocnym, ale na próżno; – nie znajdujesz nic, co by zgadzało się z jej odpowiedziami.
Wreszcie, ponieważ najwyższą radością grających jest cieszyć się zmistyfikowaniem swego Edypa i każde jego słowo, nietrafnie odgadnięte, przyprawia towarzystwo o wybuchy szalonego śmiechu, szanujący się człowiek, nie mogąc odnaleźć właściwego wyrazu, woli się poddać, niż wymieniać na próżno kilkanaście rzeczowników. Według prawideł tej niewinnej gry skazany jesteś na powrót do salonu i zostawienie fantu; ale jesteś tak zaintrygowany odpowiedziami twojej żony, iż zapytujesz wreszcie o tajemnicze słowo.
– Mal! – wykrzykuje najmłodsza dziewczynka.
Pojmujesz teraz wszystko, z wyjątkiem odpowiedzi twojej żony: ona chyba zmyśliła jakiś inny wyraz. Ani pani Deschars, ani żadna z młodych kobiet nie rozumiała jej odpowiedzi. To czyste oszukaństwo. Zaczynasz się oburzać, wywołujesz poruszenie wśród dziewczątek, panien i młodych mężatek. Szukają, zastanawiają się. Żądasz wyjaśnienia i wszyscy dzielą twoją ciekawość.
– W jakim znaczeniu wzięłaś to słowo, moja droga? – pytasz twojej Karoliny.
– No, cóż? mâle24! – odpowiada.
Pani Deschars zaciska wargi i okazuje najwyższe niezadowolenie; młode kobiety rumienią się i spuszczają oczy, dziewczątka otwierają je szeroko, trącają się łokciami i nadstawiają uszu. Ty masz wrażenie, że nogi przyrosły ci do dywanu i czujesz w ustach smak tak słony, że mimo woli przypomina ci się Loth25 i jego szczęśliwe uwolnienie od towarzyszki życia.
Twoje życie natomiast przedstawia ci się jako prawdziwe piekło: świat stał się dla ciebie niemożliwy.
Przebywać obok tej tryumfalnej głupoty znaczy tyle, co być przykutym do galery26.
Pewnik
Cierpienia moralne przerastają cierpienia fizyczne o całą przepaść, jaka istnieje między duszą a ciałem.
Przestajesz
20
21
22
23
24
25
26