Ogniem i mieczem. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem - Генрик Сенкевич страница 12
– Bo to jest książka żołnierska, gdzie obok modlitw rozmaite instructiones militares338 są przyłączone, z których nauczysz się waść o wszystkich nacjach, która z nich zacniejsza, która podła; co do Wołochów zaś, to się pokazuje, iż tchórzliwe z nich pachołki, a przy tym zdrajcy wielcy.
– Że zdrajcy, to pewno, bo pokazuje się to i z przygód księcia Michała339. Co prawda, to i ja słyszałem, iż żołnierz to z przyrodzenia nieszczególny. Ma przecie książę jegomość chorągiew wołoską340 bardzo przednią, w której pan Bychowiec porucznikuje, ale stricte341 to w owej wołoskiej chorągwi nie wiem, czy i dwudziestu Wołochów się znajduje.
– Jak też waszmość myślisz, panie namiestniku, siła342 książę ma ludzi pod bronią?
– Będzie z ośm tysięcy nie licząc Kozaków, co po pałankach343 stoją. Ale powiadał mi Zaćwilichowski344, że teraz nowe zaciągi są czynione.
– To może Bóg da jakową wyprawę pod księciem panem?
– Tak mówią, że wielka wojna z Turczynem się gotuje i że sam król z całą potęgą Rzplitej345 ma ruszyć. Wiem też, że upominki Tatarom są wstrzymane, którzy przecie od strachu nie śmią zagonów ruszyć. O tym słyszałem i w Krymie346, gdzie bodaj dlatego przyjmowano mnie tak honeste347, bo jest wieść, że gdy król z hetmany348 pociągnie, książę ma na Krym uderzyć i całkiem Tatarów zetrzeć. Jakoż to jest pewna, że takowej imprezy innemu nie powierzą.
Pan Longinus podniósł do góry ręce i oczy.
– Dajże, Boże miłosierny, daj takową świętą wojnę na chwałę chrześcijaństwu i naszemu narodowi, a mnie grzesznemu pozwól w niej wota moje spełnić, abym in luctu349 mógł być pocieszony albo też śmierć chwalebną znaleźć!
– To waść ślub350 wedle wojny uczynił?
– Tak zacnemu kawalerowi wszystkie arkana duszy mojej otworzę, choć siła351 mówić, ale gdy waćpan ucha chętnego skłaniasz, przeto incipiam352: Wiesz waszmość, że herb mój zwie się Zerwikaptur, co z takowej przyczyny pochodzi, że gdy jeszcze pod Grunwaldem przodek mój Stowejko Podbipięta ujrzał trzech rycerzy w mniszych kapturach353 w szeregu jadących, zajechawszy ich, ściął wszystkich trzech od razu, o którym to sławnym czynie stare kroniki piszą z wielką dla przodka mego chwałą…
– Nie lżejszą miał on przodek od waści rękę, ale i słusznie Zerwikapturem go nazwali.
– Któremu też król herb nadał, a w nim trzy kozie głowy w srebrnym polu na pamiątkę owych rycerzy, gdyż takie same głowy były na ich tarczach wyobrażone. Ten herb wraz z tym tu oto mieczem przodek mój Stowejko Podbipięta przekazał potomkom swoim z zaleceniem, by starali się splendor rodu i miecza podtrzymać.
– Nie ma co mówić, z grzecznego rodu waszmość pochodzisz!
Tu pan Longinus zaczął wzdychać rzewnie, a gdy na koniec ulżyło mu trochę, tak mówił dalej:
– Będąc tedy z rodu ostatni, ślubowałem w Trokach354 Najświętszej Pannie żyć w czystości i nie prędzej stanąć na ślubnym kobiercu, póki za sławnym przykładem przodka mego Stowejki Podbipięty trzech głów tymże samym mieczem od jednego zamachu nie zetnę. O Boże miłosierny, widzisz, żem wszystko uczynił, co było w mocy mojej! Czystości dochowałem do dnia dzisiejszego, sercu czułemu milczeć kazałem, wojny szukałem i walczyłem, ale szczęścia nie miałem…
Porucznik uśmiechnął się pod wąsem.
– I nie ściąłeś waćpan trzech głów?
– Ot! nie zdarzyło się! Szczęścia nie ma! Po dwie na raz nieraz bywało, ale trzech nigdy. Nie udało się zajechać, a trudno prosić wrogów, by się ustawili równo do cięcia. Bóg jeden widzi moje smutki: siła w kościach jest, fortuna jest… ale adolescentia355 uchodzi, czterdziestu pięciu lat dobiegam, serce do afektów się wyrywa, ród ginie, a trzech głów jak nie ma, tak nie ma!… Taki i Zerwikaptur ze mnie. Pośmiewisko dla ludzi, jak słusznie mówi pan Zagłoba, co wszystko cierpliwie znoszę i Panu Jezusowi ofiaruję.
Litwin począł znowu tak wzdychać, że aż i jego inflancka356 kobyła, widać ze współczucia dla swego pana, jęła stękać i chrapać żałośnie.
– To tylko mogę waszmości powiedzieć – rzekł namiestnik – iż jeśli pod księciem Jeremim357 nie znajdziesz okazji, to chyba nigdy.
– Daj Boże! – odparł pan Longinus. – Dlatego i jadę prosić o łaskę księcia pana.
Dalszą rozmowę przerwał im nadzwyczajny łopot skrzydeł. Jako się rzekło, zimy tej ptactwo nie szło za morza, rzeki nie zamarzały, przeto szczególniej wodnego ptactwa wszędzie było pełno nad błotami. Właśnie w tej chwili porucznik z panem Longinem zbliżyli się do brzegu Kahamliku358, gdy nagle zaszumiało im nad głowami całe stado żurawi, które przeciągały tak nisko, że można by niemal kijem do nich dorzucić. Stado leciało z wrzaskiem okrutnym i zamiast zapaść w oczerety359, podniosło się niespodziewanie w górę.
– Mkną jakby gonione – rzekł pan Skrzetuski.
– A o! widzisz waść – rzekł pan Longinus ukazując na białego ptaka, który tnąc powietrze ukośnym lotem starał się podlecieć pod stado.
– Raróg360, raróg! przeszkadza im zapaść! – wołał namiestnik. – Poseł ma rarogi – musiał puścić.
W tej chwili pan Rozwan Ursu nadjechał pędem na czarnym anatolskim dzianecie, a za nim kilku karałaszów361 służbowych.
– Panie poruczniku, proszę na zabawę – rzekł.
– Czy to raróg waszej cześci362?
– Tak
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362