Ostrożnie z ogniem. Józef Ignacy Kraszewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostrożnie z ogniem - Józef Ignacy Kraszewski страница 8

Ostrożnie z ogniem - Józef Ignacy Kraszewski

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Natychmiast posłano do podkomorzynej i poczęli robić przygotowania do balu —

      Za trzy dni następował dzień ten uroczysty w powiatowem miasteczku, dzień o którym mówiono od miesiąca, do którego przysposabiano się z myślą zaćmienia balu, któren na podobny przedmiot przed ośmią tygodniami dany był w drugiem mieście powiatowem. Chodziło tu o honor powiatu, nieszczędzono więc niczego, aby daleko za sobą zostawić wspomnienia balu, którym chlubili się sąsiedzi.

      Nietylko najbliżsi obywatele, ale wszyscy urzędnicy niezmiernie wzięli do serca pokazać się, wystąpić. Największa sala ratuszowa, od tygodnia bieliła się, myła, woskowała, porządkowała i opatrywała w meble napożyczane z sąsiedztwa i z miasteczka. Sam jw. marszałek i jw. marszałkowa obrani byli gospodarzami balu, a że trafiło się raz dla interesów heroldyjnych być jw. marszałkowi w stolicy, obiecywał więc wszystko urządzić po petersbursku: tak mówił.

      Swiece wszystkie co do jednej były stearynowe, bo w balu o którego przyćmienie chodziło, połowa ich okazała się łojową. Podłogę wywoskowano jak szkło, zamiast Żydów sprowadzono dwunastu Czechów, a bufet podjął się zaopatrzyć Pirati cukiernik, o którego wielkiej umiejętności w swej sztuce nikt niewątpił. Wszyscy wiedzieli, że był Szwajcar i umiał nawet likworowe robić cukierki. —

      Ile gratów i rupieci nazwożono do ratusza w ostatnim bal poprzedzającym tygodniu policzyć się nie da. Sama pani sprawnikowa urządziła pokój spoczynku dla tanecznic, sam sędzia zrobił rewizję bufetu, i wykosztował wszystkiego co podawanem być miało; podsędek zaś dobierał wina, i gdy w sąsiedniem miasteczku wypito tylko szesnaście butelek szampańskiego wina, tu przygotowanych było trzydzieści i to daleko przedniejszego. – Wszystkie zresztą butelki były z karteczkami drukowanemi, co im niezmiernie dodawało smaku. —

      Po pomarańcze posłano sztafetę do guberskiego miasta, a marszałek w pole hiszpańskiego płaszcza przyniósł sam cztery nadgniłe ananasy do ustrojenia stołu. – Ot tak! rzekł, niech znają naszych! Tylko mi ananasy po wieczerzy oddacie.

      W okolicy z powodu strojów, na które się wysadzano, ruch był niesłychany. Posłańcy latali do miasteczka po kilka razy na dzień, Żydzi uwijali się biedami i oklep, a pani marszałkowej sążnisty kozak zbił się tak w ostatnich trzech dniach, że się położyć musiał. – Listy zapraszające rozesłane zostały z usilną proźbą na wszystkie strony, chodziło bardzo o liczbę osób, choćby ich niebyło gdzie pomieścić.

      Marszałek powtarzał ciągle: Będzie po petersbursku – grandioso moci panie, grandioso, co się nazywa! —

      Loterja też obiecywała nagrodzić, co honor nakazywał uszczerbić z dochodów biletowych na kościół przeznaczonych. Większa część losów była sprzedana, inne po pierwszej lub drugiej kolei kielichów rozdać spodziewano się. Najpiękniejsze damy, a w ich liczbie marszałkowa mimo czerwonego nosa, prawem urzędu umieszczona, roznosić miała bilety. —

      Dzień wielki i pamiętny, zbliżał się – na ostatnich godzin kilka okazało się tak wiele jeszcze do zrobienia, gdyż wszyscy do ostatka coś odłożyli, że w miasteczku gwar i ruch był jak w czasie pożaru. Tego już opisywać nawet niepodobna. – Wszyscy byli jednem zajęci – balem; w obliczu jego równały się klasy towarzystwa, i sekretarz sądu powiatowego zarówno z kancelistą strapczego roznosili ważniejsze rozkazy dopełniające przygotowań stanowczych. Marszałek kłócił się osobiście z Żydami. Sędzia własną ręką przesuwał krzesła i kanapy.

      We wszystkich domach przez oświecone okna widać było ubierające się damy, które w pośpiechu i niecierpliwości okiennic nawet pozamykać zapomniały. W ratuszu pozapalane lampy ustawione w dwa rzędy, tłum ludu zbierający się u drzwi i hałas niepospolity, któren na próźno starali się uśmierzyć ubrani paradnie budnicy, zwiastował zbliżającą się uroczystość. Do domów zajezdnych wjeżdżały coraz nowe kocze, karety, koczyki i bryczki.

      Całe miasteczko było w gorączce, a chore panie i panowie, zmuszeni pozostać w domu, klęli słabość i doktorów. Marszałek, który najdokładniejszą miał wiadomość o przybywających i przybyłych przez nadwornego swojego faktora, nie bez pewnej dumy postrzegł, że obywatele sąsiedniego powiatu w znacznej liczbie zwabieni jego balem przybywali. – Pociągnął mocno kołnierzyka do góry i uśmiechając się rzekł, zażywając tabaki od sprawnika: – Niech się przekonają! grandioso będzie – grandioso

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEASABIAAD/2wBDAAMCAgMCAgMDAwMEAwMEBQgFBQQEBQoHBwYIDAoMDAsKCwsNDhIQDQ4RDgsLEBYQERMUFRUVDA8XGBYUGBIUFRT/2wBDAQMEBAUEBQkFBQkUDQsNFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBQUFBT/wgARCAeoBXgDAREAAhEBAxEB/8QAHAAAAwEAAwEBAAAAAAAAAAAAAAECAwYHCAUE/8QAGgEBAQADAQEAAAAAAAAAAAAAAAECBAUDBv/aAAwDAQACEAMQAAAB/Px/l5GSoNGSrEWgQoUiVAMaStJKggAYi0uM7RBWgMzXRAAKEIRRCtEqKQEogUIlWCJWgqKSVpIViAAGWjIGIYwM10QGIYCEUQACWkCVaBQiVaCopEJaSVaQtkgMQzRESMAGBmtoxgAhDAQlEBgSrApESrQVFIhLSSrJGIBiKNEgStGSUIlQaSuiMQiVtAQlaXJlcqSjNWkLQiiKIZSJdZJqVRoiJVpK0jIVpYEgJRBUWjAkCoKkRQzJdECFpM7ahDJAoaC6sc1Ql0SRK0hbQJWkoQCJVoKJYAQrShCEWIzXRAlWmdtQgFRFDQNUyZIZaSIZC6JILSVEUxErSStJQhkLSOJoEapmsLoiEokLQEgMaMZoZCWkokBK0QlpAQDGAiV0QM1tJVoxkEraMxt0koRRAK0ZIzK3aQAkoQxjki1kgMohQpGIQjQRmtpKtKESJaRmNuklCKIAYASqNEBAMRQFSZ2slWgUZq0oBkDLJJVolaUIkS2iM7bi0kZIwADNbSgJKEBQipItZC0gMhaRgBK0jESMQyyBKJRKwWlAIS0iEMyt1kAJXRJLEQJUMZSMRC0iGIsuTO1wqBCWkBDAZIErvMYtQhGiCoZADAC0S5gslAlFxNZraQtpJojiLaJAkYwEBUFZrSBrJFqJVpcTTARJZJQwjO1CKKRGkk25raQtojRBYKSVCVaMBCNZJtyW0uAmghbS5ItokCF1SRgMyVDA0RFEkLaStIjQSSrARK0gIZK6pBILtMYtyWa1kYhgIRRKoaMCVBFIwAQAAxgMRCopKGZLaBpJnbYFSK2DNUaoAAyRFEK0oQEq0lbQAQAMlaQKARmrGlAZroiNJM7bkLbkioXNWaIDEAgGZraMQEqyS0YEjEMlaRjJGZrQJQGa6IFyRbUgtpFsGVuklklCAQDM1tABCUAtEMQgAFpAogDNbQLJJWRlIlRogSojERbUIQxlIyShErJoiAoRRICEuqQACAscTQSqARaSrSxCAAM7bkhWMaWSAAZrRSIYxFEgJQtEIAEWVEUhLNOApIW0oQgARK0RThjS4mgAM7bkYlaMQxCURgACKJW0qSLUIhaAaSuiMRJQiVAJKEWlEgJRIt0kQLSIYCJULRAAlCS0ZK0iJUEMC0QihAISo0SSiQAYCWkhaQGMQCAlbRAAAStoAAiVaStCNEkRcTQBKhaIZIKJRILSQtIwGIBAJWiKJKJEtohiGQrSVpAoQjSM6YELQ0BkgolEgMQxgMCRkgrSVtJKJBdJM6skZCgikYyRlyRayVktEUIBAWQogrRFiGSBC2lGatGMDNdUglaSzNQC0hWUiJVkmqIhUWgSoWgXE1BcRSWS0sQELojMV0RDGZLsmYltGZqDLSBjJBUNLJEQuiBKhaMqRLnbpJnUqGiAxElgZLogAGa7JmJbQJJW0BDKM1pIW0okRC6IlQ0sYQqkuMrUBogMkC5IthdEYhCW0zUNERJK6JIwKMl0TK3WRkKCKSVYJZRmAxGFy3mMrJRSMBFCEIYxDAQhLSSrRK0SopEoUjAC5BWmdsqJQwGZmVy3mMrJaBQCGIQDAAAQyFaJWiVolRaSrGjGItCV2ZrC0jGA4xtDRIUKQKAQxCEWIBiJKJVDBJVgItIWikBiLEOSLYWkYxFH57dJGSoUjGAAIQixAMRC0gSrBJWhAUkLSUISiCgFJC0lEiGStpChaIQySykzUUIGUaMUqKiaytcUgrRkjKIAFpEAhlmS6IEjEJaSQWkQxCLKTJkILAy00ki1gSQoUgMYhjIUBKEAlpKM1tAkYhDEJbRFEiNBpkoqEBolyZ20IhUBSAwAoRKopGIBLSMgsQhiEMQLSIqJpGkFZiVABshJnboIyUGMCQGUkqjVJKP0Y4/myyY0hZVpKsAKShAStJJlctJGjGIYhgUIgFzrWSiBkqFoiVZoiik2k/PcmFQIZKg0YxiGSAz89y2mKWkYhiGBUKoJULSiQJUNEklaShxoiItAIECoBlIDEMkAMrdZJW0BAMRQ4mpItqLQEIShokkrSBpJtJhclVyRbIgBQRaMIKQhCWauAaMQihAZW6SUICFQxgBaIlaSVpARQFGYFFGS0gIZcTSACwiaQhlAAjK3WQACFAGgolkiVoihAUBUmVyaVDsyZUgAyiRABcgTahFDACCV1SRiIWkStAZRIhiKJKGIuTG5UlQ7M2QUklgSAii0SyIlbShAZqGiSMlZKRKxoDEIYDJLABma0lEiEtIihCAQy

Скачать книгу