Dwa bieguny. Eliza Orzeszkowa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa страница 8
Du-u-u, du-u-u,
Kozioł brodaty,
Du-u-u, du-u-u,
Sprzedał drzwi chaty,
Du-u-u, du-u-u…
Dalej słów nie pamiętał. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
– Nieoceniona! – zrywając się od fortepianu, zawołał Staś – jak ona ukłoniła się przed Bronkiem, jak na niego patrzyła… ona, na honor, wyobraża sobie, że to arcykapłan!
– Nas wszystkich potrochu za pomazańców wzięła! Kulą w płot… – zaśmiał się Józio.
– A toaleta? a?
– A depozyt?…
– I zadanie życia…
– Otóż to, gdzie gnieżdżą się krocie!
– I wdzięki!
– Z wdzięków nie żartuj. Wcale nieszpetna. Jaka ona była milutka, kiedy odśpiewawszy swoje du-du, dławiąc się od śmiechu, robiła nam ten dyg taki niziutki…
– Było to zupełnie tak, jak gdyby powiedziała: jesteście kpy i bywajcie zdrowi!
– Voilà une baba, comme il n'y a pas d'autre!
– Jak to jednak majątek czyni zuchwałymi nawet – dzikich!
– Warto byłoby zająć się jej ucywilizowaniem…
– Choćby dla heritażu…
– Nie; dla pięknych oczu i zgrabnej figurki.
– Żeby się to przyzwoicie ubrało, mogłoby być wcale czemś!
– Wiecie co, spróbujmy wielkiego dzieła wzbogacenia cywilizacji o jedną więcej jednostkę…
– Weźmy to sobie za zadanie życia…
– Bez którego nikt wogóle szczęśliwym być nie może…
– Ale jakiemi sposobami?
Zaczęli wymyślać sposoby, któremiby mogli ucywilizować córę puszczy, jak stale pannę Zdrojowską nazywał Staś. Proponowano obwiezienie jej po miejscowych magazynach mód, zaprowadzenie na kilka bibek, wprowadzenie do kilku salonów, zachęcenie do czytania książek pewnego rzędu, nakoniec, zawrócenie jej głowy – miłością, naturalnie, jak tylko być może najwięcej idyliczną i prababkową…
Z początku trochę się mieszałem do rozmowy, potem umilkłem i zacząłem uczuwać złość na tych chłopców, którzy wyśmiewali moją krewnę. Mnie samemu wydawała się ona bardzo śmieszną, źle wychowaną, wcale nie wychowaną, dziką; ale była moją krewną i nie powinienem był pozwalać na to, aby w moich oczach obchodzono się z nią w ten sposób. Złość mię brała coraz większa; wściekle kręciłem w palcach gałki z okruch chleba na stole rozrzuconych, aż nakoniec wyprostowałem się i bardzo zimno, zupełnie na sposób angielski rzekłem:
– Muszę oznajmić wam, moi drodzy, że panna Zdrojowska jest moją krewną, że dotknęły ją nieszczęścia rodzinne, które budzą całe moje współczucie, że… enfin… pour cent raisons et autres zabraniam wam wszelkich z niej żartów i wogóle wszystkiego, coby jej na jakikolwiek sposób ubliżać mogło, a ktokolwiek z was, pomimo tego ostrzeżenia, na coś podobnego sobie pozwoli, będzie miał ze mną do czynienia. Ainsi soit-il. Dobranoc.
To rzekłszy i tak obowiązku familijnego dopełniwszy, wziąłem klak i gabinet restauracyjny opuściłem.
II
Nazajutrz, przez dzień cały, życie wydawało mi się ciężkim krzyżem i z kolei łachmanem, wszelkiej wartości pozbawionym. Zdarzało mi się to nieraz już i przedtem… Powiadasz, kochany synowcze, że zdarza się i tobie… Zdarza się nam wszystkim, których świat, powierzchownie sądzący, za szczęśliwych poczytuje. Bo widzisz, wesołość i przyjemne przepędzanie czasu, to rzecz jedna, a szczęście zupełnie druga. Ja i towarzysze moi byliśmy weseli i nierzadko przepędzaliśmy czas bardzo przyjemnie, ale gdyby ktokolwiek powiedział nam, że jesteśmy szczęśliwi, zaprzeczylibyśmy temu najszczerzej i najenergiczniej, poczem długo i głęboko rozmyślalibyśmy, lub rozprawiali o zagadnieniu: czem jest szczęście? Szukalibyśmy jego określeń w książkach poetów i filozofów, aż ostatecznie przyszlibyśmy do przekonania, że albo szczęścia nie ma wcale na świecie, albo jest ono bańką mydlaną, która przez parę sekund udaje tęczę. Tak dalece nie mieliśmy w sobie uczucia szczęścia. Wyrażam się w liczbie mnogiej, ponieważ było to cechą niejako gatunkową, właściwą nam wszystkim w mierze większej, albo mniejszej, z racją określoną mniej, albo więcej, często wcale nieokreśloną. Wprawdzie niektórzy z pomiędzy nas doświadczali pozytywnych nieprzyjemności z powodu stosunków rodzinnych, albo długów,