Z pamiętnika. Władysław Stanisław Reymont
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Z pamiętnika - Władysław Stanisław Reymont страница 4
Ubrałam się zaraz w tę nową suknię, w której raz tylko byłam w teatrze; ogromnie mi w niej dobrze.
Taka byłam czerwona, że musiałam się dobrze przypudrować.
A tak mi serce biło, że to coś okropnego…
Przyszedł zaraz po dwunastej!
Jak tylko zadzwonił i Ma przez dziurkę od zatrzasku24 zobaczyła, że to on, zabrała Zdzisia i poszła do kuchni.
Zostaliśmy tylko ze Stokrotkami.
I zaraz zaczął mi winszować, a potem mówił tak gorąco… tak mnie po rękach całował… że strasznie się bałam, żeby kto nie wszedł, no i nawet jeszcze nie zdążył uklęknąć ani całować… a Ma już weszła… a potem Pa, a potem ciocia ze Zdzisiem.
Uciekłam i tak beczałam w swoim pokoju… że aż Ma przyszła po mnie.
I stało się.
Przy obiedzie piliśmy wino szampańskie, upiłam się trochę, a potem siedzieliśmy już sami w saloniku i… tak mnie cało… Dziwna, ale te dawniejsze to… nie były takie jakieś straszne.
Wieczorem były jego wszystkie trzy ciotki!
Stare, poważne, ale takie wielkie damy!… Tak mi się wciąż przyglądały, że ciągle byłam pąsowa, byłyby zostały na kolacji, ale Stokrotki pogryzły się z mopsem najstarszej ciotki, że ledwie ich pan Henryk rozdzielił.
Ja wiem, to Zdziś je poszczuł na siebie.
W tej chwili była służąca od ciotki Ani, tej z mopsem, pytać się, czy tutaj nie ma pana Henryka, bo nie był już u nich od wczoraj!…
Śmieszne te ciotki. I tak od zaręczyn codziennie przychodzi służąca od którejś z ciotek z narzekaniem, że nie był już cały dzień.
Mniejsza z tym.
Otóż, jak tylko wtedy ciotki wyszły, Pa zabrał pana Henryka do swojego gabinetu.
Strasznie byłam zmęczona i poszłam do swojego pokoju, położyłam się na otomance25, a przez drzwi wszystko było słychać, co Pa mówił, i – słyszałam.
Długo milczeli, musiała Rozalia przynosić im wino, bo słyszałam brzęk kieliszków. Już usypiałam, kiedy Pa chrząknął i powiada:
– Chciałem z panem pomówić szczerze o różnych różnościach.
Pan Henryk coś mówił, ale tak cicho, że nie słyszałam ani słowa.
– Bo, psiakość nóżki baranie, jak się jest młodym, to tam różne rzeczy świtają w głowie, różne mrzonki: swoboda… nędza… całość… jeszcze kieliszek, co? Wyborne, co? Mówię panu, nie ma, jak litewski.
Było się młodym i rozumie się młodość, ale jak się człowiek żeni, stwarza rodzinę, zostaje obywatelem, to uważa kochany pan, psiakość nóżki baranie, powinno być ze wszystkim basta, na czysto!
Skończy pan medycynę, weźmie się pan do praktyki, ożeni, a praca, dobrobyt, porządek, sumienność, oto są nasze ideały, co mówię, oto ideały wszystkich porządnych ludzi na świecie, i lojalność… tak, lojalność, psiakość nóżki baranie, głową muru nie przebijesz, a żyć się musi. Uważa kochany pan, a żyć się musi – jeszcze kieliszek, co? Uważa pan, zielony lak z siedemdziesiątego roku. Pyszności wino. Mam tu jeszcze niezły zapasik, to dam wam połowę na wasze gospodarstwo.
Pan Henryk dziękował, słyszałam nawet, jak się całowali.
Ja bardzo kocham Pa, ale nie lubię, jak mnie całuje, bo tak zawsze bucha od niego piwo.
– Więc chciałem ci tak, panie Henryku, po ojcowsku, szczerze powiedzieć. Pluń na mrzonki i głupstwa, zostaw to tym półgłówkom i oberwańcom. Rozsądek, kochany panie, rozsądek, to fundament społeczeństwa – na tym świat stoi! – i tego nam potrzeba jak najwięcej. Żona, dzieci, praktyka, to pole do pracy, szerokie pole do zacnej, poczciwej, obywatelskiej pracy, to ci mówię ja, Jan Gwalbert. Rozalia! przynieś nową butelkę… Więc jesteś na czysto? – zapytał.
– Ależ najzupełniej, daję panu słowo honoru.
Znowu się całowali.
A ja kiedyś tak się bałam o niego i nieraz taka byłam zła, że zajmuje się jakimiś głupstwami!
Rozalia przyniosła wino, a Pa zamknął drzwi na korytarz i cicho mówił:
– Jeszcze jedna butelka i jedno pytanie.
Nie dosłyszałam wszystkiego, a tylko to:
– …grzeszki, no, co to pan wie, a ja rozumiem…
Nie wiem, co odpowiedział pan Henryk, śmiali się tylko bardzo głośno.
– Bo jak mnie widzisz, ja, Jan Gwalbert, ja, mąż, ojciec i obywatel, mogę ci dopomóc, jeślibyś tego, psiakość nóżki baranie… potrzebował… Młode winko, panie kochany, musi wyszumieć… no, co?
Ale pan Henryk energicznie się czegoś wypierał.
A potem Pa mówił ciszej.
– Było się młodym i wcale niczego… uważasz, panie kochany… nie jedna, psiakość nóżki baranie, nie dwie… ho, ho, i ja byłem Farysem26, a jakże, a jakże, a szczególniej ostatnia, Frania! Bruneta, biust jak materace na sprężynach, wspaniała, frontowa dziewczyna… mówię ci, tak chudłem, że moja narzeczona bała się, czy suchot nie mam. Ha! ha! psiakość nóżki baranie, ale trzeba było się rozstać i powiedzieć, że się żenię. Uważa pan kochany, to rzuciła na mnie stołkiem, co? Smok, nie kobieta, widuję ją czasem na ulicy… ale…
Nie słyszałam już więcej, bo zaraz wyszli…
To dopiero ten Pa, nigdy bym nie przypuszczała… a wydaje się taki, że ja za niego robię meldunki…
Aha! teraz rozumiem dopiero, dlaczego Ma odprawiła Joasię, a Pa cały tydzień sypiał w swoim gabinecie.
Naprawdę, ale ci mężczyźni to coś okropnego.
Już ja pana Henryka będę dobrze pilnowała, mnie nie oszuka, oho!
Ma mnie woła.
15 marca
Ma i Pa się gniewają o podróż naszą do Włoch.
Trzy dni nic nie pisałam, bo w domu takie kwasy, nie mówią ze sobą i Rozalia ściele Pa w gabinecie.
Ale nam za to nikt nie przeszkadza; chociaż taka korzyść.
Dzisiaj przyniósł pan Henryk próbki na całe ubranie wiosenne.
Wybrałam mu sama, bo to, co miał na sobie, strasznie mi się nie podobało… Musiał się ostrzyc, teraz wygląda bardzo ładnie,
24
25
26