Emancypantki. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Emancypantki - Болеслав Прус страница 3

Emancypantki - Болеслав  Прус

Скачать книгу

(dziesięć mil koleją, a potem trzy mile powozem), kiedy mój mąż chorował, wybaczy pani, na pęcherz. Znam go doskonale (każdy przyjazd kosztował nas sto dwadzieścia rubli! ), więc może by dla moich dzieci zrobił wyjątek?…

      – Bardzo wątpię – odpowiedziała pani Latter – ponieważ w roku zeszłym nie pozwolił zawiesić firanek nad łóżkiem siostrzenicy hrabiego Kisiela, z którą mieszkają córeczki pani…

      – Aa!… jeżeli tak!… – westchnęła dama ocierając twarz koronkową chusteczką.

      Nastała przerwa, w ciągu której zdawało się, że każda z pań chce coś powiedzieć i szuka właściwej formy. Dama w orzechowej sukni wpatrywała się w panią Latter, w miarę czego pani Latter usiłowała przybrać wyraz grzecznej obojętności. Ruchliwe oczy damy mówiły: „No, powiedz ty pierwej, to ja będę śmielsza”, zaś posągowa twarz pani Latter odpowiadała: „Nie, ty mnie zaatakuj, a wtedy ja cię zwyciężę”.

      W tej walce niecierpliwości z zimną krwią ustąpiła dama w jedwabiach.

      – Chciałam jeszcze prosić pani – zaczęła – ażeby moje dziewczynki więcej pracowały nad talentami…

      – Słucham panią.

      – Jedna na przykład mogłaby uczyć się grać na cytrze… Ten instrument bardzo lubi mój mąż; nawet ma cytrę, bo kiedy praktykował w Wiedniu, należał do klubu cytrzystów. Druga mogłaby uczyć się malować, choćby pastelami… To tak ładnie widzieć panienki malujące pastelami!… Kiedym była w zeszłym roku w Karlsbadzie – wszystkie młode Angielki, ile razy nie miały partii do krokieta, rozkładały albumy i malowały. To bardzo uwydatnia wdzięki młodej osoby…

      – Któraż z nich chce malować?

      – Która? Żadna nie chce – odpowiedziała z westchnieniem dama. – Ale ja myślę, że powinna by uczyć się starsza, bo przecie pierwej musi wyjść za mąż.

      – Proszę pani, na co im te talenta?… – zapytała pani Latter miękkim głosem. – One, biedaczki, już i tak więcej niż inne pracują nad lekcjami…

      – A… nie spodziewałam się od pani takiego zdania! – odparła dama, poprawiając się na kanapie. – Jak to, więc talenta nie są potrzebne panience w naszych czasach, kiedy wszyscy mówią, że kobieta powinna być samodzielna, powinna kształcić się we wszystkich kierunkach?…

      – Ależ one czasu nie mają…

      – Czasu?… – powtórzyła dama z subtelną ironią. – Jeżeli mają czas na szycie bielizny dla podrzutków w ochronach…

      – Tym sposobem uczą się szyć.

      – Moje córki, dzięki Bogu, nie będą potrzebowały szyć – odparła dama z godnością. – Ale mniejsza. Jeżeli pani nie życzy sobie tego, muszą zaczekać.

      Pani Latter zimno się zrobiło przy ostatnich słowach. Więc znowu mają ubyć jej dwie pensjonarki płacące dziewięćset rubli!

      – W takim razie – ciągnęła dama wysilając się na lodowatą słodycz – może pani zrobi przynajmniej tę łaskę, ażeby panienki tańczyły…

      – One uczą się tańczyć u pierwszorzędnego artysty baletu.

      – Tak, pani, ale tańczą tylko z sobą i nie spotykają młodzieży. Tymczasem dziś – mówiła dama z westchnieniem – kiedy świat żąda od kobiety, ażeby była samodzielną, kiedy młode Angielki ślizgają się i jeżdżą konno razem z chłopcami, nasze biedaczki są tak nieśmiałe w towarzystwie panów, że… ani be, ani me… Mój mąż jest zrozpaczony i mówi, że do reszty zgłupiały…

      – Pani, ja nie mogę zapraszać chłopców na lekcje tańca – odpowiedziała pani Latter.

      – Ha, w takim razie – rzekła zniżając głos dama – nie zdziwi się pani, jeżeli od wakacyj…

      – Niczemu się nie dziwię – odparła pani Latter, której gniew uderzył do głowy. – Co się zaś tyczy rachunku…

      Dama złożyła pulchne rączki i rzekła tonem słodkim:

      – Właśnie chciałam uiścić resztę za pierwsze półrocze… Więc jestem pani winna?

      – Dwieście pięćdziesiąt rubli.

      Głos damy stał się jeszcze słodszym, kiedy mówiła wydobywając z kieszeni portmonetkę.

      – Czy nie można by okrągło… dwieście?… Przecież niektóre panienki płacą u pani po czterysta rubli rocznie, a na innych pensjach… Szczerze powiem, że ani myślałabym odbierać dzieci z takiej wzorowej pensji, gdzie jest prawdziwie macierzyński dozór, porządek, piękne maniery, gdyby pani zgodziła się na osiemset rubli rocznie… Bo nie uwierzy pani, co to za straszne czasy dla nas… Jęczmień zdrożał o połowę, a chmiel… pani! Niech pani teraz doda, że mamy trzy mile najgorszej drogi do kolei, że mój biedny mąż ciągle choruje na pęcherz, a ja na przyszły rok znowu muszę jechać do Karlsbadu… Przysięgam pani, że nie ma dziś nieszczęśliwszych ludzi jak fabrykanci; a wszystkim się zdaje, że nam brak tylko ptasiego mleka… – zakończyła dama ocierając, tym razem webową chustką, łzy płynące z oczu. Przeznaczenie koronkowej chustki było inne.

      – Niechże będzie dwieście rubli na ten raz – odpowiedziała z wolna pani Latter.

      – Droga, kochana pani! – zawołała dama, jakby chcąc rzucić się jej na szyję.

      Pani Latter skłoniła się uprzejmie, wzięła dwie sturublówki i wyciąwszy kwit z księgi podała go okrągłej damie, na której twarzy radość i tkliwość goniły się jak dwa obłoki na wypogadzającym się niebie.

      Wyprowadziwszy szeleszczącą i połyskującą damę do poczekalni i zatrzymawszy się, aż wyjdzie, pani Latter rzekła do służącego:

      – Poproś pannę Howard.

      Wróciła do swego gabinetu i zaczęła chodzić rozdrażniona. Widziała przed sobą szklane oczy profesora, który trzymał wielki palec lewej ręki za klapą surduta i bez protestu zgodził się na zmniejszenie mu dochodów o dwadzieścia cztery ruble miesięcznie, a obok – orzechową suknię i lśniące klejnoty damy, która jej urwała pięćdziesiąt rubli na półroczu.

      „Ach, trudno!… – rzekła do siebie. – Kto potrzebuje, ten musi ustępować. Tak było, jest i będzie…”.

      Zapukano do drzwi.

      – Proszę wejść.

      Drzwi uchyliły się i nie weszła, ale wpadła osiemnastoletnia panienka, a potem nagle zatrzymała się wobec przełożonej. Była to osóbka średniego wzrostu, brunetka o rysach okrągłych. Na niewysokim czole czarne loczki włosów rozrzuciły się jej, jak gdyby szybko biegła pod wiatr, szare oczy, śniada twarz i rozchylone karminowe usta tryskały zdrowiem, energią i wesołością, którą tylko obecność pani Latter hamowała od szalonego wybuchu.

      – A, Madzia… Jak

Скачать книгу