Emancypantki. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Emancypantki - Болеслав Прус страница 4
– Cóż to było w trzeciej klasie? – zapytała.
– Ach, proszę pani – nic. Profesor najzacniejszy człowiek, ale niesłusznie się obraził. Myślał, że Zdanowska śmieje się z niego, a tymczasem było tak, że Sztenglówna pokazała jej na dachu kominiarza, no i ta w śmiech… Proszę pani – mówiła błagającym głosem, jakby chodziło o ułaskawienie od ciężkich robót – niech się pani nie gniewa na Zdanowską. Ja już ułagodziłam pana profesora – ciągnęła figlarnym tonem – wzięłam go za rękę, spojrzałam mu pięknie w oczy i on już źle nie myśli o Zdanowskiej. A tymczasem ta biedaczka tak płacze, tak rozpacza, że nawet mnie jest jej żal…
– Nawet tobie?… – odparła przełożona. – Czy panna Howard jest na górze?
– Jest. Właśnie jest teraz u niej z wizytą Hela i pan Kazimierz i rozmawiają o bardzo mądrych rzeczach…
– Zapewne o samodzielności kobiet?
– Nie, ale o tym, że kobiety powinny na siebie pracować, że nie powinny zanadto rozczulać się i że powinny być we wszystkim takie jak mężczyźni: takie mądre, takie odważne… Ale zdaje mi się, że właśnie idzie tu panna Howard.
– Przyjdź do mnie, Madziu, po szóstej, dam ci robotę – rzekła, śmiejąc się pani Latter.
Panienka znikła we drzwiach prowadzących do poczekalni, a tymczasem środkowe drzwi otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich słuszna dama w czarnej sukni. Miała długą twarz jednostajnie różowej barwy, włosy płowe jak woda wiślana podczas przyboru i figurę o tyle gładką, o ile wyprostowaną. Z wysoka kiwnęła głową pani Latter i rzekła kontraltem:
– Pani chciała się ze mną widzieć?… – powiedziała to tonem, poza którym czuć było frazes:
„Kto chce widzieć się ze mną, mógłby przyjść do mnie”.
Pani Latter posadziła nauczycielkę na kanapie, sama usiadła na fotelu i ściskając pannę Howard za długie ręce rzekła serdecznym tonem:
– Chciałam z panią porozmawiać, panno Klaro. Przede wszystkim jednak proszę, ażeby pani nie posądzała mnie o zamiar obrażania jej…
– Nie przypuszczam, ażeby ktokolwiek miał prawo obrażać mnie – odpowiedziała panna Howard, cofając z rąk przełożonej swoje ręce, które w tej chwili okryły się chłodną wilgocią.
– Ja bardzo szanuję, panno Klaro, zdolności pani… – mówiła pani Latter, patrząc w blade oczy nauczycielki, na której czole ukazała się zmarszczka. – Podziwiam wiedzę pani, pracę, sumienność.
Różowe oblicze panny Howard zaczęło się chmurzyć.
– Szanuję charakter pani, wiem o ofiarach, jakie pani ponosi na cele ogólne…
Twarz panny Howard pochmurniała coraz bardziej.
– Z przyjemnością czytuję doskonałe artykuły pani…
W tej chwili na obliczu panny Klary błysnęło coś jak snop słonecznego światła, który rozdarł chmurę brzemienną piorunami.
– Nie na wszystko zgadzam się – ciągnęła pani Latter – ale dużo nad nimi myślę…
Fizjognomia panny Howard już wypogodziła się.
– Walka z przesądem jest trudna – odparła rozpromieniona nauczycielka – więc uważam za najwyższy triumf dla siebie, jeżeli czytelnicy choćby tylko zastanawiają się nad mymi artykułami.
– Zatem rozumiemy się, panno Klaro.
– Najzupełniej.
– A teraz pozwoli pani zrobić sobie jedną uwagę? – zapytała przełożona.
– Proszę…
– Otóż, panno Klaro, dla dobra tej sprawy, której poświęciła się pani, niech pani będzie ostrożniejsza w rozmowach z uczennicami, osobliwie mniej rozwiniętymi, i… z ich matkami…
– Sądzi pani, że zagraża mi jakie niebezpieczeństwo?… – zawołała panna Howard głębokim kontraltem. – Ja jestem zdecydowana na wszystko!…
– Na wszystko, rozumiem, ale chyba nie na to, ażeby przekręcano myśli pani. Przed chwilą była u mnie osoba, z którą pani na górze rozmawiała o samodzielności kobiet…
– Czy Korkowiczowa, ta piwowarka?… Gęś prowincjonalna!… – wtrąciła panna Howard tonem pogardy.
– Widzi pani, pani jest w tym położeniu, że może ją lekceważyć, ale ja muszę się z nią rachować!… I czy wie pani, jak ona skorzystała z rozmowy o samodzielności kobiet?… Oto żąda, aby jej córki uczyły się malować pastelami i grać na cytrze, a przede wszystkim, ażeby jak najprędzej wyszły za mąż.
Panna Howard rzuciła się na kanapie.
– Ja jej do tego nie namawiałam! – zawołała. – Wszakże w artykule o wychowaniu naszych kobiet wyraźnie protestuję przeciw zmuszaniu dziewcząt do fortepianu, rysunków, nawet do tańca, jeżeli nie mają talentu albo chęci. A w artykule o powołaniu kobiety napiętnowałam te lalki, które marzą o zrobieniu kariery przez zamążpójście… Wreszcie z tą panią nie rozmawiałam, jakimi powinny być kobiety, ale o tym, jak one wychowują się w Anglii. Tam kobieta kształci się jak mężczyzna: uczy się łaciny, gimnastyki, konnej jazdy… Tam kobieta sama chodzi po ulicy, odbywa podróże… Tam kobieta jest istotą wolną i czczoną.
– Czy pani zna Anglię? – nagle zapytała pani Latter.
– Wiele o niej czytałam.
– A ja tam byłam – przerwała pani Latter – i zapewniam panią, że wychowanie Angielek inaczej wygląda w naszej wyobraźni, a inaczej w rzeczywistości. Czy pani na przykład uwierzyłaby, że tam niekiedy panienki dostają rózgą?…
– Ale jeżdżą konno…
– Jeżdżą te, które mają konie albo na konie, tak jak i u nas.
– Więc dziewczęta można uczyć konnej jazdy i gimnastyki – rzekła stanowczo panna Howard.
– Można, ale na pensji nie można otwierać rajtszuli5.
– Ale można założyć salę gimnastyczną, można wykładać buchalterię, rzemiosła… – niecierpliwie odparła panna Howard.
– A jeżeli rodzice nie życzą sobie tego, tylko chcą, żeby panny uczyły się malarstwa albo tańczyły z chłopcami?
– Ciemnota rodziców nie może być programem wychowania ich dzieci. Od tego są zakłady naukowe, ażeby reformowały społeczeństwo.
– A jeżeli z powodu reformy ucierpiałyby dochody zakładów
5