Faraon. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 4
O sto kroków za nimi szły dwa małe oddziałki piechoty: jeden uzbrojony we włócznie, drugi w topory. Ci i tamci nieśli w rękach prostokątne tarcze, na piersiach mieli grube kaftany, niby pancerze, a na głowie czepki z chusteczkami zasłaniającymi kark od upału. Czepki i kaftany były w pasy: niebieskie z białym lub żółte z czarnym, co robiło żołnierzy podobnymi do wielkich szerszeni.
Za przednią strażą, otoczona oddziałem toporników, posuwała się lektyka ministra, a za nią, w miedzianych hełmach i pancerzach, greckie roty, których miarowy krok przypominał uderzenia ciężkich młotów. W tyle było słychać skrzypienie wozów, ryk bydła i krzyki woźniców, a z boku szosy przemykał się brodaty handlarz fenicki w lektyce zawieszonej między dwoma osłami. Nad tym wszystkim unosił się tuman złotego pyłu i gorąco.
Nagle od straży przedniej przycwałował konny żołnierz i zawiadomił ministra, że zbliża się następca tronu. Jego dostojność wysiadł z lektyki, a w tejże chwili na szosie ukazała się garstka jeźdźców, którzy zeskoczyli z koni. Po czym jeden z jeźdźców i minister zaczęli iść ku sobie, co kilka kroków zatrzymując się i kłaniając.
– Bądź pozdrowiony, synu faraona, który oby żył wiecznie – odezwał się minister.
– Bądź pozdrowiony i żyj długo, ojcze święty – odparł następca. A potem dodał:
– Ciągniecie tak wolno, jakby wam nogi upiłowano, a Nitager najpóźniej za dwie godziny stanie przed naszym korpusem.
– Powiedziałeś prawdę. Twój sztab maszeruje bardzo powoli.
– Mówi mi też Eunana – tu Ramzes wskazał na stojącego za sobą oficera obwieszonego amuletami – że nie wysyłaliście patroli do wąwozów. A przecież na wypadek rzeczywistej wojny nieprzyjaciel z tej strony mógł was napaść.
– Nie jestem dowódcą, tylko sędzią – spokojnie odpowiedział minister.
– A cóż robił Patrokles?
– Patrokles z greckim pułkiem eskortuje machiny wojenne.
– A mój krewny i adiutant, Tutmozis39?
– Podobno jeszcze śpi.
Ramzes niecierpliwie uderzył nogą w ziemię i umilkł. Był to piękny młodzieniec, z twarzą prawie kobiecą, której gniew i opalenizna dodawały wdzięku. Miał na sobie obcisły kaftan w pasy niebieskie i białe, tegoż koloru chustkę pod hełmem, złoty łańcuch na szyi i kosztowny miecz pod lewym ramieniem.
– Widzę – odezwał się książę – że tylko ty jeden, Eunano, dbasz o moją cześć.
Obwieszony amuletami oficer schylił się do ziemi.
– Tutmozis jest to próżniak – mówił następca. – Wracaj, Eunano, na swoje stanowisko. Niech przynajmniej przednia straż ma dowódcę.
Potem spojrzawszy na świtę, która już go otoczyła, jakby wyrosła spod ziemi, dodał:
– Niech mi przyniosą lektykę. Jestem zmęczony jak kamieniarz.
– Czyliż40 bogowie mogą męczyć się!… – szepnął jeszcze stojący za nim Eunana.
– Idź na swoje miejsce – rzekł Ramzes.
– A może rozkażesz mi, wizerunku księżyca, teraz zbadać wąwozy? – cicho spytał oficer. – Proszę cię, rozkazuj mi, bo gdziekolwiek jestem, serce moje goni za tobą, aby odgadnąć twoją wolę i spełnić ją.
– Wiem, że jesteś czujny – odparł Ramzes. – Już idź i uważaj na wszystko.
– Ojcze święty – zwrócił się Eunana do ministra – polecam waszej dostojności moje najpokorniejsze służby.
Ledwie Eunana odjechał, gdy na końcu maszerującej kolumny zrobił się jeszcze większy tumult. Szukano lektyki następcy tronu, ale – nie było jej. Natomiast ukazał się, rozbijając greckich żołnierzy, młody człowiek dziwnej powierzchowności. Miał na sobie muślinową koszulkę, bogato haftowany fartuszek i złotą szarfę przez ramię. Nade wszystko jednak odznaczała się jego ogromna peruka, składająca się z mnóstwa warkoczyków, i sztuczna bródka, podobna do kociego ogona.
Był to Tutmozis, pierwszy elegant w Memfis, który nawet podczas marszu stroił się i oblewał perfumami.
– Witaj, Ramzesie! – wołał elegant, gwałtownie rozpychając oficerów. – Wyobraź sobie, że gdzieś podziała się twoja lektyka; musisz więc usiąść do mojej, która wprawdzie nie jest godną ciebie, ale nie najgorszą.
– Rozgniewałeś mnie – odparł książę. – Śpisz zamiast pilnować wojska.
Zdumiony elegant zatrzymał się.
– Ja śpię?… – zawołał. – Bodaj język usechł temu, kto mówi podobne kłamstwa. Ja, wiedząc, że przyjedziesz, od godziny ubieram się, przygotowuję ci kąpiel i perfumy…
– A tymczasem oddział posuwa się bez komendy.
– Więc ja mam być komendantem oddziału, w którym znajduje się jego dostojność minister wojny i taki wódz jak Patrokles?
Następca tronu umilkł, a tymczasem Tutmozis zbliżywszy się do niego szeptał:
– Jak ty wyglądasz, synu faraona?… Nie masz peruki, włosy i odzienie pełne kurzu, skóra czarna i popękana jak ziemia w lecie?… Najczcigodniejsza królowa-matka wygnałaby mnie ze dworu zobaczywszy twoją nędzę…
– Jestem tylko zmęczony.
– Więc siadaj do lektyki. Są tam świeże wieńce róż, pieczone ptaszki i dzban wina z Cypru. Ukryłem też – dodał jeszcze ciszej – Senurę w obozie…
– Jest?… – spytał książę. Błyszczące przed chwilą oczy zamgliły mu się.
– Niech wojsko idzie naprzód – mówił Tutmozis – a my tu zaczekajmy na nią…
Ramzes jakby ocknął się.
– Dajże mi spokój, pokuso!… Przecież za dwie godziny bitwa…
– Co to za bitwa!…
– A przynajmniej
37
38
39
40