Potop. Генрик Сенкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Potop - Генрик Сенкевич страница 69

Potop - Генрик Сенкевич

Скачать книгу

moją nędzę, bo już nie masz większego sieroty nade mnie. Dusza aż piszczy we mnie, żeby to mieć swoją niewiastę kochaną, a co na którą spojrzę, to już tam inny żołnierz kwaterą stoi. Gdzież ja się, nieszczęsny tułacz, podzieję?…”

      – A po wojnie co waćpan myślisz czynić? – spytała nagle panna Elżbieta Sielawska złożywszy buzię „w ciup” i wachlując się mocno.

      – Do zakonu pójść! – odparł opryskliwie mały rycerz.

      – A kto tam o zakonie przy uczcie wspomina? – zawołał wesoło Kmicic przechylając się przez Oleńkę. – Hej! to pan Wołodyjowski!

      – Waści to nie w głowie? A wierzę! – rzekł pan Michał.

      Wtem słodki głos Oleńki zabrzmiał mu w uszach:

      – Bo i waćpanu nie trzeba o tym myśleć. Bóg ci da żonę po sercu, kochaną i zacną, jako sam jesteś zacny.

      Poczciwy pan Michał zaraz rozczulił się:

      – Żeby mi kto na fletni grał, nie byłoby mi milej słuchać!

      Gwar coraz wzmagający się przy stole przerwał dalszą rozmowę, bo też już i do kielichów przyszło. Humory ożywiały się coraz bardziej. Pułkownicy dysputowali o przyszłej wojnie, marszcząc brwi i ciskając ogniste spojrzenia.

      Pan Zagłoba opowiadał na cały stół o oblężeniu Zbaraża, a słuchaczom aż krew biła na twarze, a w sercach rósł zapał i odwaga. Zdawać się mogło, że duch nieśmiertelnego „Jaremy” nadleciał do tej sali i tchnieniem bohaterskim napełnił dusze żołnierzy.

      – To był wódz! – rzekł znamienity pułkownik Mirski, który całą husarią radziwiłłowską dowodził.

      – Raz go tylko widziałem i w chwili śmierci będę jeszcze pamiętał.

      – Jowisz z piorunami w ręku! – zakrzyknął stary Stankiewicz. – Nie przyszłoby do tego, gdyby żył!…

      – Ba! przecie on za Romnami lasy rąbać kazał, by sobie gościniec do nieprzyjaciół otworzyć.

      – Jego to przyczyną stała się berestecka wiktoria.

      – I w najcięższej chwili Bóg go zabrał…

      – Bóg go zabrał – powtórzył podniesionym głosem pan Skrzetuski – ale testament po nim został dla przyszłych wodzów, dygnitarzy i całej Rzeczypospolitej: oto, żeby z żadnym nieprzyjacielem nie paktować, ale wszystkich bić!…

      – Nie paktować! Bić! – powtórzyło kilkanaście silnych głosów. – Bić, bić!

      W sali upał stał się wielki i burzył krew w wojownikach, więc poczęły padać spojrzenia jak błyskawice, a podgolone łby dymiły.

      – Nasz książę, nasz hetman będzie tego testamentu egzekutorem388! – rzekł Mirski.

      Wtem olbrzymi zegar, umieszczony w chórze sali, począł bić północ, a jednocześnie wstrząsły się mury, zadźwięczały żałośnie szyby i huk wystrzału wiwatowego rozległ się na dziedzińcu.

      Rozmowy umilkły, nastała cisza.

      Nagle u szczytu stołu poczęto wołać:

      – Ksiądz biskup Parczewski zemdlał! Wody!

      Uczyniło się zamieszanie. Niektórzy zerwali się z siedzeń, by się lepiej przyjrzeć, co zaszło. Biskup nie zemdlał, ale osłabł bardzo, aż marszałek podtrzymywał go na krześle za ramiona, podczas gdy pani wojewodzina wendeńska pryskała mu wodą na twarz.

      W tej chwili drugi wystrzał działowy wstrząsnął szybami, za nim trzeci, czwarty…

      – Vivat Rzeczpospolita! pereant hostes389 – zakrzyknął Zagłoba.

      Lecz dalsze wystrzały zgłuszyły jego mowę. Szlachta poczęła je liczyć:

      – Dziesięć, jedenaście, dwanaście…

      Szyby za każdym razem odpowiadały jękiem żałosnym. Płomienie świec chwiały się od wstrząśnień.

      – Trzynaście! czternaście!… Ksiądz biskup huku niezwyczajny. Popsuł przez swój strach zabawę, bo i książę się zatroskał. Patrzcie, mości panowie, jaki odęty siedzi… Piętnaście, szesnaście… Hej, walą jakby w bitwie! Dziewiętnaście, dwadzieścia!

      – Cicho tam! książę chce przemówić! – poczęto wołać naraz w różnych końcach stołu.

      – Książę chce przemówić!

      Uciszyło się zupełnie i wszystkich oczy zwróciły się na Radziwiłła, który stał, podobny do olbrzyma, z kielichem w ręku. Lecz cóż za widok uderzył oczy ucztujących!…

      Twarz księcia była w tej chwili po prostu straszna, bo nie blada, ale sina i wykrzywiona jak konwulsją uśmiechem, który książę usiłował na usta przywołać. Oddech jego, zwykle krótki, stał się jeszcze krótszy, szeroka pierś wzdymała się pod złotogłowiem, a oczy nakrył do połowy powiekami i zgroza jakaś była w tej potężnej twarzy, i lodowatość, jakie bywają w krzepnących rysach w chwili skonu.

      – Co jest księciu? Co tu się dzieje? – szeptano naokół niespokojnie.

      I złowrogie przeczucie ścisnęło wszystkie serca; trwożliwe oczekiwanie osiadło na obliczach.

      On tymczasem mówić począł krótkim, przerywanym przez astmę głosem:

      – Mości panowie!… Wielu spomiędzy was… zdziwi… albo zgoła przestraszy ten toast… ale… kto mi ufa i wierzy… kto prawdziwie chce dobra ojczyzny… kto wiernym mojego domu przyjacielem.... ten go wzniesie ochotnie… i powtórzy za mną:

      Vivat Carolus Gustavus rex 390… od dziś dnia łaskawie nam panujący!

      – Vivat! – powtórzyli dwaj posłowie Loewenhaupt i Shitte oraz kilkunastu oficerów cudzoziemskiego autoramentu.

      Lecz w sali zapanowało głuche milczenie. Pułkownicy i szlachta spoglądali na siebie przerażonym wzrokiem, jakby pytając się wzajem, czy książę zmysłów nie utracił. Kilka głosów ozwało się wreszcie w różnych miejscach stołu:

      – Czy my dobrze słyszym? Co to jest?

      Potem znów nastała cisza.

      Zgroza niewypowiedziana w połączeniu ze zdumieniem odbiła się na twarzach i oczy wszystkich znów zwróciły się na Radziwiłła, a on stał ciągle i oddychał głęboko, rzekłbyś: niezmierny jakiś ciężar zrzucił z piersi. Barwa wracała mu z wolna na twarz; następnie zwrócił się do pana Komorowskiego i rzekł:

      – Czas promulgować

Скачать книгу


<p>388</p>

egzekutor (z łac.) – wykonawca. [przypis redakcyjny]

<p>389</p>

pereant hostes (łac.) – niech zginą wrogowie. [przypis redakcyjny]

<p>390</p>

Vivat Carolus Gustavus rex (łac.) – niech żyje król Karol Gustaw. [przypis redakcyjny]