Potop. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Potop - Генрик Сенкевич страница 72
– Hańbą! – poszepnęło sumienie.
– Litwą! – odpowiedziała z drugiej strony pycha.
W komnacie pociemniało, bo na knotach świec osiadły grzyby, jeno przez okna wpływało srebrne światło księżyca. Radziwiłł wpatrzył się w te blaski i zamyślił się głęboko.
Z wolna poczęło się coś mącić w tych blaskach, wstawały jakieś postacie i coraz ich było więcej, aż w końcu ujrzał książę jakoby wojska idące ku sobie z górnych szlaków szeroką księżycową drogą. Idą pułki pancerne, husarskie i lekkie petyhorskie, las chorągwi płynie nad nimi, a na czele jedzie jakiś człowiek bez hełmu na głowie, widocznie triumfator wracający po wojnie zwycięskiej. Cisza naokoło, a książę słyszy wyraźnie głos wojska i ludu: „Vivat defensor patriae! vivat defensor patriae397!” Wojska zbliżają się coraz więcej; już twarz wodza można rozpoznać. Buławę trzyma w ręku; z liczby buńczuków można poznać, że to hetman wielki.
– W imię Ojca i Syna! – woła książę – to Sapieha, to wojewoda witebski! A gdzie ja jestem? – i co mnie przeznaczono?
– Hańbę! – szepce sumienie.
– Litwę! – odpowiada pycha.
Książę zaklasnął w dłonie; czuwający w przyległej komnacie Harasimowicz ukazał się natychmiast we drzwiach i zgiął się we dwoje.
– Światła! – rzekł książę.
Harasimowicz poobjaśniał knoty od świec, po czym wyszedł i po chwili wrócił ze świecznikiem w ręku.
– Wasza książęca mość! – rzekł – czas na spoczynek, już drugie kury piały!
– Nie chcę! – rzekł książę. – Zdrzemnąłem się i zmora mnie dusiła. Co tam nowego?
– Jakiś szlachcic przywiózł list z Nieświeża od księcia krajczego, ale nie śmiałem wchodzić nie przyzwany.
– Dawaj co prędzej list!
Harasimowicz podał zapieczętowane pismo, książę otworzył i począł czytać, co następuje:
„Niech Waszą Książęcą Mość Bóg broni i powstrzyma od takowych zamysłów, które wieczną hańbę i zniszczenie domowi naszemu przynieść mogą. Za sam takowy zamiar nie o panowaniu, ale o włosiennicy398 myśleć. Mnie też wielkość naszego domu na sercu leży, a najlepszy dowód w staraniach, jakie w Wiedniu czyniłem, abyśmy suffragia399 w sejmach Rzeszy mieć mogli. Ale ojczyzny ani pana swojego za żadne nagrody i potęgę ziemską nie zdradzę, abym zaś po takiej siejbie żniwa hańby za życia i potępienia po śmierci nie zebrał. Wejrzyj Wasza Ks. Mość na zasługi przodków i na sławę niepokalaną i opamiętaj się, na miłosierdzie boskie, póki czas po temu służy. Nieprzyjaciel oblega mnie w Nieświeżu i nie wiem, zali to pismo dojdzie rąk Waszej Ks. Mości; ale chociaż każda chwila zgubą mi grozi, nie o ocalenie Boga proszę, jeno aby Waszą Ks. Mość od tych zamysłów powstrzymał i na drogę cnoty naprowadził. Choćby się już co złego uczyniło, jeszcze recedere400 wolno i prędką poprawą zgładzić grzechy potrzeba. A ode mnie nie spodziewajcie się pomocy, bo to z góry oświadczam, że bez względu na związek krwi ja siły swoje z panem podskarbim i z wojewodą witebskim połączę i oręż mój sto razy prędzej przeciw Waszej Ks. Mości zwrócę, zanimbym do tej haniebnej zdrady miał dobrowolnie przyłożyć ręki. Bogu Waszą Książęcą Mość polecam.
Michał Kazimierz Radziwiłł 401 , Książę na Nieświeżu i Ołyce, Krajczy W. Ks. Litewskiego.”
Hetman skończywszy list opuścił go na kolana i począł kiwać głową z bolesnym na twarzy uśmiechem.
– I ten mnie opuszcza, własna krew mnie się wypiera za to, żem chciał dom nasz nie znanym dotąd blaskiem przyozdobić!… Ha! trudno! Pozostaje Bogusław, i ten mnie nie opuści… Z nami elektor i Carolus Gustavus, a kto nie chce siać, ten i zbierać nie będzie…
– Hańby! – szepnęło sumienie.
– Wasza książęca mość raczy dać odpowiedź? – pytał Harasimowicz.
– Nie będzie odpowiedzi.
– Mogęż odejść i pokojowych przysłać?
– Czekaj… Czy warty pilno rozstawione?
– Tak jest.
– Ordynanse402 do chorągwi rozesłane?
– Tak jest.
– Co robi Kmicic?
– Łbem o ścianę bił i krzyczał o potępieniu. Wił się jak piskorz. Chciał uciekać za Billewiczami, warty go nie puściły. Porwał się do szabli, musiano go związać. Teraz leży spokojnie.
– Miecznik rosieński wyjechał?
– Nie było rozkazu, żeby go wstrzymać.
– Zapomniałem! – rzekł książę. – Otwórz okna, bo duszno i astma mnie dusi. Charłampowi powiedz, żeby do Upity403 po chorągiew ruszał i zaraz ją tu sprowadził. Pieniędzy mu dać, niech pierwszą ćwierć ludziom zapłaci i podochocić im pozwoli… Powiedz mu, że Dydkiemie w dożywocie po Wołodyjowskim weźmie. Astma mnie dusi… Czekaj!
– Wedle rozkazu waszej książęcej mości.
– Co robi Kmicic?
– Jako rzekłem waszej książęcej mości, leży spokojnie.
– Prawda! mówiłeś… Każ go tu przysłać. Potrzebuję z nim mówić. Więzy każ mu zdjąć.
– Wasza książęca mość, to człowiek szalony…
– Nie bój się, ruszaj!
Harasimowicz wyszedł; książę zaś wyjął z weneckiego biurka pudełko z pistoletami, otworzył je i położył sobie pod ręką, na stole, przy którym usiadł.
Po kwadransie czasu wszedł Kmicic wprowadzony przez czterech trabantów404 szkockich. Książę kazał odejść żołnierzom. Zostali sam na sam.
Zdawało się, że nie ma ani jednej kropli krwi w twarzy junaka, tak była blada; oczy tylko świeciły mu gorączkowo, ale zresztą był spokojny, zrezygnowany, lubo zdawał się być pogrążony w bezgranicznej rozpaczy.
Przez
397
398
399
400
401
402
403
404