Miazga. Jerzy Andrzejewski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miazga - Jerzy Andrzejewski страница 29
Chyba jednak w tym momencie Owocki, korzystając ze swoich ojcowskich niejako uprawnień, jako starszy pan oraz dyrektor, obejmie Monikę i ojcowski pocałunek złoży na jej czole.
– Cudowna jesteś, Moniczko!
Monika nadąsana, jak mała dziewczynka:
– Czy ten pocałunek ma oznaczać przyznanie się do winy?
Otocki:
– Więcej, podziw i zachwyt.
I do Raszewskiego:
– Mogę was, towarzyszu Raszewski, zapewnić całym moim doświadczeniem teatralnym, że pani Monika Panek w roli jasnowłosej Lady Makbet będzie jedną z największych rewelacji artystycznych dwudziestopięciolecia.
Potem, gdy znów będą sami i jeden krok Raszewskiego do tyłu sprawi, że znajdą się oboje wewnątrz pokoju – Monika:
– Myśli pan, że on to serio powiedział?
Zamiast odpowiedzi Panna Młoda poczuje na szyi gorący oddech, a gdy spojrzy, na swego partnera – dostrzeże w jego pociemniałych oczach aż nadto dobrze znany poblask. Więc chyba się jednak zlęknie i szepnie:
– Uważaj, widać nas.
– Nie wymkniesz mi się – powie.
– Patrzą na nas.
– Nie wymkniesz mi się – powtórzy głosem nieco schrypniętym.
I nie jest wykluczone, że plecami do sali, zasłaniając w ten sposób Monikę, chwyci jej rękę i mocno w przegubie ściśnie.
Wówczas ona:
– Puść, będę miała siniak.
– Jutro o szóstej, tam, gdzie zawsze, tak?
– Nie wiem.
– Kłamiesz, dobrze wiesz, że przyjdziesz, bo też tego chcesz. Chcesz?
– Może.
– Nie może, na pewno. Tak?
Wiedząc, że to tak powie – zmusi się jednak, aby ten moment jeszcze odwlec, lecz to, czego będzie pragnąć, okaże się w niej silniejsze. I dopiero, gdy powie: tak – usłyszy je.
Wówczas Raszewski puści jej rękę i cokolwiek się cofnie.
– No, widzisz! Wiedziałem, że dojdziemy do porozumienia. Po co to wszystko zrobiłaś, idiotko!
Bardzo prawdopodobne, że odpowie słowami męża:
– Nie wiem.
Lecz w przeciwieństwie do niej samej z figuralnej sceny, on uzna tę wypowiedź za wysoce zadowalającą, przywoła bowiem przechodzącego kelnera i do gabinetu, który dawniej był sypialnią brata królewskiego, Księcia Prymasa, każe podać butelkę szampana.
Ponieważ dyrektor Otocki opuści wraz z Wanertem pokój ze schodkami w krzepiącym przeświadczeniu, że Raszewski, akceptując Monikę w roli dziewczęcej i jasnowłosej Lady Makbet, udziela tym samym swego placet również i sztuce, a przede wszystkim kontrowersyjnej osobowości Wanerta, a jemu samemu ze względów prestiżowych szczególnie będzie zależeć, aby sławny reżyser filmowy sprezentował35 swój debiut teatralny właśnie w Teatrze Stołecznym za jego dyrektury, nieobdarzanej, jak dotąd, w środowiskach artystycznych sympatią i poparciem – pochyli swoje ogromne ciało ku drobnemu Erykowi i kładąc ciężką dłoń na jego ramieniu, spyta konfidencjonalnie:
– Napijesz się?
Co zabrzmi, jakby chciał powiedzieć: musisz przyznać, że jestem porządny chłop.
– Chyba nie – odpowie najpewniej Wanert – mam dość.
Na to Otocki:
– To ja się napiję.
I pociągnie go ku najbliższemu bufetowi.
– Może jednak? Jedną whisky?
Jeśli Wanert dojrzy w tym momencie w głębi sali wysmukłą, wciąż jeszcze, mimo siwiejących włosów młodzieńczą sylwetkę Adama Nagórskiego, z pewnością przygryzie nerwowo dolną wargę, ponieważ widok pisarza odświeży w nim jeszcze niezasklepioną ranę: ostateczne przed paroma miesiącami odrzucenie scenariusza według ostatniej powieści Nagórskiego Ostatnia godzina – już od kilku lat marzył, aby ten film nakręcić i choć ów długi i wielopłaszczyznowy monolog umierającego Leonarda stawiał przed nim, jako reżyserem, trudności, przekraczające niemal wszystkie możliwości ekranizacyjne, wiedział, posiadał pewność, choć niepozbawioną dreszczy niepokoju, że nakręciłby film naprawdę wielki.
– No? – skusi jeszcze raz Otocki. – Może jednak?
Wanert przestanie na moment przygryzać wargę i odpowie:
– Niech będzie.
– No widzisz! – ucieszy się Otocki. – Z wodą?
– Wszystko jedno.
Potem Otocki:
– Zdrowie twego Makbeta, Eryk!
Wanert bez entuzjazmu podniesie szklankę, natomiast Otocki wypróżni zawartość swojej łapczywie, jakby to był orzeźwiający tonik.
– To prawda, że Raszewski zatrzymał twoich Zagubionych?
– Prawda.
– Rozmawiałeś z nim?
– Rozmawiałem.
– Kiedy?
– Dawno, jeszcze w październiku.
– No, moment nie był najlepszy. Czechosłowacja, Zjazd Partii…
– A znasz taki moment, który byłby dla nich dobry?
Otocki raczej uchylił się od odpowiedzi i aby zastąpić niewypowiedzianą kwestię pożyteczną treścią, zażąda od kelnera czuwającego przy bufecie jeszcze jednej whisky.
Szybko i sprawnie obsłużony, wróci do przerwanej rozmowy:
– I co ci powiedział?
– Mniej więcej to samo, co oni zwykle mówią, kiedy ma być na nie. Peryferyjne problemy, nietypowe, pesymizm, jednostronny, subiektywny obraz rzeczywistości, niedostrzeganie głównego nurtu historii, potem krótki wykład o podziale świata, o toczącej się walce i potrzebie zaangażowania po stronie postępu i wolności, no, co jeszcze? Przecież ty to dobrze znasz.
– Nie martw się, stary, Raszewski nie jest
35