Niespokojni. Leo Lipski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niespokojni - Leo Lipski страница 4
Czy mogę z J. zrobić wszystko, co zechcę? Przed rokiem mógłbym. Ale teraz, kto wie? Przed rokiem, tu, na wakacjach, kiedy był przylepiony do mnie (po appendicicie17). Mieszkaliśmy w chłopskiej chałupie, był jeszcze taki słaby, że trudno mu było samemu chodzić. Gdy oczekiwałem go na stacji, gdy mnie zobaczył, trzeba było widzieć jego oczy. Szkoda”.
Wrzucił kartkę do tekturowej teczki (takie notatki uważał też za rodzaj przyszłego „materiału”), wyjął dużo innych podobnych kartek; to była nowela, którą kończył.
Był mały pięcioletni Jano i jego świat magii. Ręce za szybą i grysik, którym go karmiła służąca Marysia. Poza tym jest Anna, matka. Zbliża się do szafy, gdzie wiszą suknie i płaszcz.
– Mamo, czy odchodzisz?
– Nie. (On wie, że ona kłamie).
W pokoju obok leży ojciec, umierający na raka. Jego oczy wpadają powoli do wnętrza czaszki. Anna odchodzi do Emila, który ma osiemnaście lat. Anna ma dwadzieścia cztery. Jano zostaje sam. Ojciec jęczy. Jano wchodzi do kuchni. Marysia chrapie i dyszy przez sen. Na wpół obłąkany ze strachu Jano budzi Marysię.
„Jej nogi były czerwone aż do kolan, wyżej białe. Jej duże piersi podnosiły się i opadały, podnosiły się i opadały. Jano krzyknął:
– Marysiu!
Otwarła oczy, zanurzone w śnie. Uderzył ją w ramię. Wyciągał ją z ciężkiego snu jak z bagna.
– Marysiu!
Sen spełzał powoli z jej oczu.
– Czego chcesz?
– Idź po mamę!
Była ogromna, biała, ciepło buchało od niej.
– Co?
– Idź, przyprowadź mamę.
– Śpij, smarkaczu!
Zobaczył, że zasypia. Wziął nóż kuchenny i podszedł do niej.
– Marysiu!”
I tak dalej.
Ona w końcu wstaje, bierze go na ręce, on czepia się rękami klamek i wrzeszczy.
Emil płynie powoli po własnych zdaniach. Co ma powiedzieć Jano w ostatecznym, błagalnym i rozpaczliwym momencie? Wraca znów z prądem słów, natrafia na ten sam zakręt. Powoli przerzuca swoją przeszłość, swoje rozmowy z dziećmi. Jest przez chwilę naciągnięty jak struna, nim się ją puści, nim wyda dźwięk.
Mały chłopiec prosi go w parku:
– Daj mi zegarek, zobaczysz, ja ci dam też, daj mi…
– Co mi dasz?
Tamten odpowiada na serio i poważnie.
Emil pisze:
„Jano krzyczy: – Proszę cię, proszę cię! Czekaj, dam ci dom i złoto!”
To była mała błyskawica, mały strach, na krótką część sekundy zatrzymane uderzenie serca. Reszta jest prawie napisana. Ludwik (ojciec Jana) staje przed murem, przed śmiercią. Jano jest zamknięty w pokoju ojca. Rozmowa Jana z ojcem, rozmowa pięcioletniego chłopca z trzydziestoletnim ojcem o śmierci.
„Ojciec:
– Dlaczego ty myślisz, że ja już nie jestem człowiek? Musisz mi pomóc, synku, musisz. Będę się opierał o ciebie i o ścianę i podejdę do okna. Potem ty wyjdziesz…”
Jano pomaga. Czuje, że ręka ojca jest bardzo ciężka. Ludwik staje przy oknie: na dole Anna i Emil trzymają się za ręce i ona uśmiecha się. Jano jest mały, a okno jest wysoko. Ale czuje wielkie napięcie między górą i dołem. Ludwik myśli o Annie i o śmierci. To jest to samo, to już wkrótce będzie to samo. Więc przestaje się wahać i nie rzuca się z okna.
Gdy matka wraca, Jano mówi tylko:
„– Mamo, tak bardzo czekałem na ciebie.
I o tej nocy nie powiedział nic więcej”.
Nareszcie. Jest zadowolony z rozmowy ojca z synem, gdy śmierć odkrywa swoją twarz. Cieszy się z męczącego crescenda18, które załamuje się wtedy, gdy Ludwik staje przy oknie, które kończy się szczytem, pianissimo19:
– Mamo, tak bardzo czekałem na ciebie.
Była godzina czwarta po obiedzie. Emil wiedział, że Krystyna schodzi teraz z leżaka i pójdzie do pokoju, że jej narzeczony załatwia coś w mieście. Dlatego poszedł do pokoju numer piętnaście.
Leżała na łóżku w białych, krótkich spodenkach i białym golfie. Na podkurczonym kolanie trzymała książkę. Ponad kostką, na nodze, miała cienki złoty łańcuszek. Była lekko opalona.
Nie poruszając głową, powiedziała: – Siadaj, mały – wskazując na łóżko.
Mały usiadł.
– Zły jestem.
– Zły jesteś? Przecież masz ładne włosy, zwłaszcza gdy je rozrzuca wiatr. Traktuję cię jak dziewczynkę, bo nią trochę jesteś. No… zresztą nie będę prawiła komplementów, bo jesteś dostatecznie zarozumiały. Gdzie są moje roentgeny? Chyba nie chcesz, abym musiała się zgrywać na panią Chauchat20?
– Przyniosłem je.
– Dobrze. Teraz powiedz, dlaczego jesteś zły?
– Bo on cię…
– …ma – dokończyła ona i zaczęła się śmiać. – Kto mię ma? Kto mię w ogóle może mieć?
Chwilę kiwała nogą, tą ze złotym łańcuszkiem.
– Z konwencjonalno-fizjologicznego punktu widzenia to on mię miał pewną ilość razy. Powiedz lepiej…
Emil tego już nie słyszał. Krew zaczęła mu napływać do głowy, podobnie jak pewnego razu w szkole, przed wielu laty, podczas historii z zadaniem o albatrosach.
Wtem otworzyły się drzwi. W drzwiach stała Ela. Krystyna powiedziała:
– Wejdź.
Ale ona nie weszła. Miała szeroko otwarte oczy.
15
16
17
18
19
20