Niespokojni. Leo Lipski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niespokojni - Leo Lipski страница 5
– Chcę cię dzisiaj widzieć.
– Wiesz, że to niemożliwe.
– Bardzo chcę.
– Nie bądź śmieszny. Jest mi przykro, gdy się wygłupiasz.
– Chcę.
– Możesz chcieć.
Wstał i wyszedł z pokoju, omijając Elę szerokim łukiem.
Na czterech fortepianach, w czterech krańcach pensjonatu, ćwiczyli uczniowie Finsena. Książę gruziński o ukośnych oczach grał początek Wallensteinowskiej21 na przyjemnym Bechsteinie22, wśród dymu papierosów; był giętki, wysoki, trzydziestoletni. Z wściekłością wypracowywał i wyrzeźbiał precyzyjnie trzynaście pierwszych taktów, dokładność akcentów, tętniący, ukryty, zduszony rytm.
Emil stał za dużą palmą i oglądał księcia. Wczoraj siedzieli do późna w nocy i rozmawiali o muzyce, o pianistach, o Paryżu. Książę przeszedł nagle z niemieckiego na francuski, otoczył się dymem papierosa jak niebieską zasłoną, zaczął opowiadać o Niżyńskim, Diagilewie i Lifarze23; potem przeszedł szybko z „vous” na „tu”24.
– Est-que tu l'as vu, petit?25
– Oui, je l'ai vu une fois… ici-même, dans les montagnes.26
– Il est beau, n'est-ce pas?27
– Il est très beau.28
– Il n'aime pas les femmes. Le sais-tu?29
– Je le sais: il est rare que des célèbres danseurs aiment les femmes. D'ailleurs, la danse elle-même contient quelque chose de feminin. Il m'est difficile de l'expliquer en français. Rangopal aussi est homosexuel. J'ai lu ses lettres d'amour, des lettres très naīves et très belles, adressées à mon… à un de mes amis.30
– Ah!
Książę strzepnął popiół z papierosa. Jego jasnoniebieskie, koloru lodu, skośne i gruzińskie oczy, wysunęły się z mgły.
– Je veux que tu sois a moi. Tu as le visage d'un faune juvenile, tes mouvements sont doux, ta peau est dorée par le soleil…31
Emil uśmiechnął się i powiedział:
– Non.32
Oczy księcia zgasły i zaszły gęstym dymem.
– Est-ce que c'est la dame qui s'appelle Christine qui t'a perverti de cette façon?33
– Pourquoi employez-vous ce terme de „pervertir”?34
– Quelle pitié… Tu me sembles avoir beaucoup lu, et malgré cela tu ne connais pas les choses qui sont en toi, tu ne sais pas ce que tu pourrais ressentir. A ce moment-même tu passes a cote d'un monde immense que tu ignores complétement, tu passes comme un cheval à qui on a bandé les yeux.35
Przez chwilę było cicho w pokoju i pasma papierosowej mgły wyginały się wolno nad czarnym fortepianem. Książę wstał, powiedział: – Bonne nuit36 – i wyszedł.
Emil stał za palmą i oglądał księcia. Potem ubrał się i wyszedł.
Mała, teatralna trochę dolina, wyrzeźbiona przez strumień w wapieniu. Nad wodą bełkocącą stała drewniana kawiarenka, w której jadał truskawki ze śmietaną. Na zboczach rosły niebieskawe jodły. Przy stoliku w kącie siedział siwowłosy profesor logistyki, zagięty jak pytajnik, z młodą dziewczyną. Obok inne dziewczęta śmiały się głośno, trzymały się za ręce, zerkały na wszystkie strony, śmiały się znów, i ich śmiech opadał jak mały wodospad. Głupie smarkate.
Wrócił do pensjonatu, który nazywał się „Złocień”. Jeszcze było przed kolacją i nudził się, i przykrzyło mu się. Zatelefonował do Alinki, ale nie było jej w domu. Poszedł do łazienki i mył się zbyt długo. Napisał list do Janka, w którym donosił mu, że zamierza pozostać tu jeszcze około dwóch tygodni, i nie wysłał go. Potem chodził po willi, próbował wszystkich czterech fortepianów, szukał Eli, która wyszła do miasteczka. W końcu spotkał pewnego dancing-bubka i dowiedział się od niego, że Krystyna idzie po kolacji do kawiarni.
Podczas kolacji, w sali jadalnej, było cicho, bo jedzono kurczęta; to wymagało skupienia. Krystyna siedziała tyłem do Emila, ubrana w suknię w kwiaty, przez którą przeświecały ramiączka biustonosza.
Siedział przy stoliku ze starszą panią i młodym małżeństwem i mówił wielką ilość głupstw, większą niż zwykle. Pewna liczba mieszkańców pensjonatu uważała go za idiotę – sprawiało mu to przyjemność, gdyż był megalomanem.
Nie czekając na deser, zszedł wolno ze schodów. Ciepły wiatr gwizdał między jodłami, które chwiały się i trzeszczały w ciemności. Stanął pod drzewem, przed oczami miał oświetlony prostokąt: brama. Brunatny księżyc pełzał po zboczu. Cień przeciął oświetlony prostokąt. Krystyna. Podszedł do niej. Zapytała:
– Idziesz też do miasta?
– Czekam na ciebie.
– Na mnie? No, to odprowadź mnie.
Wziął ją pod rękę. Po chwili mruknął wyraźnie, z uporem, jak dziecko:
– Ja chcę…
– Czego chcesz?
– Ciebie chcę.
Zaśmiała się, szli na przełaj przez las, który huczał.
– …dlatego, że on przyjechał – zawołała przez wiatr.
– Prawdopodobnie.
– Mój mały, wiesz chyba, że jesteś…
– Posłuchaj. Książę też mówi do mnie „mój mały” i ma na mnie ochotę. Ja na ciebie, może ty na księcia?
– Może?
Zbliżali się do miasteczka.
– Jeśli chcesz, poczekaj na mnie w ogrodzie. Wrócę kolo dwunastej. Porozmawiamy. Dobrze?
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36