Józki, Jaśki i Franki. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Józki, Jaśki i Franki - Janusz Korczak страница 3
– Dzień dobry, chłopcy.
– Dzień dobry.
Otwierają oczy, podnoszą głowy – oto spali przykładnie, a pan ich obudził. Zupełnie jak w powiastce dla grzecznych dzieci. Ach, jaki ten pan głupi, że niczego się nie domyśla.
– A który to z was jest ministrem w niebieskiej koszuli?
Piorun z jasnego nieba! Pan udawał, że śpi, i wszystko słyszał. Co będzie teraz? Okropne, przerażające. Sam nawet minister poczty się stropił22.
Ale pan się śmieje. Wszystko słyszał i wcale się nie gniewa.
Pan chodzi po sali wesół, tryumfujący jak Napoleon po wygranej bitwie23: jednym udanym atakiem zdobył zaufanie dzieci, bez którego nie tylko książki o dzieciach napisać nie można, ale nie można ani ich kochać, ani wychowywać, ani dozorować nawet.
Ośmiu chłopców, którzy śpią przy oknach, będą dyżurnymi okien24: obowiązkiem ich okna rano otwierać. Ci, którzy najlepiej łóżka pościelą, będą dyżurnymi łóżek – po jednym na każdy z pięciu rzędów.
– No, wstawać i myć się porządnie, bo będę uszy oglądał.
Zygmunt Boćkiewicz przeciąga się leniwie, zapytuje sennym głosem:
– Czy ja mam także wstać? Bo ja bym jeszcze trochę pospał.
Zbiegło się pół sali, by obejrzeć chłopca, który by jeszcze trochę pospał – już wiedzą, jak się nazywa, już Boćkiem go przezwali, już Achcyk, przyszły woźny kolonijnego sądu, wyraża przypuszczenie:
– On bocian, to pewnie się żabów najadł i taki teraz ciężki.
A Łazarkiewicz poprawia poważnie:
– Nie mówi się: żabów, tylko: żab.
Kiedy pół sali skupiło się wokół Boćka, drugie pół sali słucha ciekawego opowiadania Olka Ligaszewskiego. Obok Olka śpi Wiktor. Budzi się w nocy Olek, a tu nie ma kołdry – i zląkł się: myślał zapewne, że kołdra wyfrunęła przez okno jak chustka do nosa z pociągu. Zaczyna budzić Wiktora; Wiktor patrzy, a jego kołdra leży po drugiej stronie łóżka. Kołdra spaść musiała, a on był zaspany, ściągnął kołdrę z Olka i sam się w nią owinął.
– A ja, proszę pana, spadłem w nocy z łóżka.
– A mnie, proszę pana, komar ugryzł.
– To musiał być wściekły komar, proszę pana, bo mu taki duży bąbel wyskoczył.
Biegną do umywalni, gdzie są dobre i złe krany, w złe krany dmuchają, żeby więcej wody leciało.
– A moje uszy czyste, proszę pana?
– A moje czyste? Eee, pan jemu długo uszy oglądał, a mnie tylko tak po łebku25.
– Och, jak mi mokro w uszach – wzdycha ktoś, otrząsając się srodze.
Teraz każdy staje po prawej stronie łóżka, dozorca rozdaje bieliznę, potem spodnie z szarego płótna, wreszcie szelki i bluzy.
– Oo, szelki z knota zrobione.
– Oo, jaka luźna dziurka.
– Proszę pana – mówi mały Kosieradzki ze łzami w oczach – ta bluza na mnie za skąpa.
Zaremba nie czekał na bluzę, bez bluzy i czapki poleciał na werandę. Sprowadzono zbiega, a pan taki czterowiersz ułożył:
Łobuz wielki
imć Zaremba:
Złapał szelki
i dał dęba
Wiersz spotkał się z uznaniem nie mniejszym niż chustki do nosa.
– O, chustki w tym roku ładniejsze, bo ze szlakiem.
– A moja bez szlaka26.
– Ale twoja większa.
– Chcesz, zamień się.
– A twój jaki szlak?
– Niebieski.
– Ja chcę czerwony.
– Idź, głupi: niebieski lepszy.
– A nie, bo czerwony.
– A najlepiej bez szlaka.
Trąbka wzywa na modlitwę poranną.
– Na werandę – brzmi komenda.
Dyżurny sali zamyka drzwi na klucz.
Rozdział trzeci
Nieudana próba. Pan zatrąbił, pan zatrąbił. Pamiętnik chłopca i podpis z zakrętasem.
Kiedy zaproponowano chłopcom pisanie pamiętników i zapowiedziano, że tym, którzy je pisać zechcą, wydane zostaną kajety – wielu znalazło się chętnych.
– Ja chcę pisać, proszę pana.
– I ja.
– I ja także.
Zaczynało wielu, nie wszyscy jednak umieli; a ci nawet, którzy umieli, pisali parę dni, potem im się nudziło – i przestawali.
Zanim kto kajet otrzyma, musi na kartce opowiedzieć na próbę, jak spędził dzień jeden.
Oto nieudana próba Antosia:
„Jak rano wstałem, pan zatrąbił i zmówiłem pacierz, potem pan zatrąbił i zjadłem śniadanie, potem pan zatrąbił i poszliśmy do kąpieli, potem pan zatrąbił i był obiad, i pan zatrąbił, i poszliśmy do lasu”.
– Idź, głupi – zgromił go kolega. – Pan ci nie da kajetu. Nic nie piszesz tylko: pan zatrąbił, pan zatrąbił.
– A jak mam pisać?
– Jak nie wiesz, to nie pisz, a na pośmiewisko się nie narażaj, widzisz.
Potem chłopcy najbardziej się wystrzegali, żeby w pamiętniku nie było za dużo: pan zatrąbił.
Wielu chłopców pisać zaczynało. Franek Przybylski, Chabelski Zygmunt, Karaśkiewicz, Fabisiak, Piechowicz, Gryczyński Czesio, Olek Suwiński – ale ten został burmistrzem, ów kapitanem okrętu, trzeci sędzią lub prezesem jednego z licznych towarzystw – i do końca dotrwali tylko: Troszkiewicz i Łęgowski.
Zamieszczę
22
23
24
25
26