Józki, Jaśki i Franki. Janusz Korczak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Józki, Jaśki i Franki - Janusz Korczak страница 8

Józki, Jaśki i Franki - Janusz Korczak

Скачать книгу

E przyszła obejrzeć, niby że chce u Wikci wynająć mieszkanie, to Wikcia poprosiła parę, żeby się razem bawiły. A jak wczoraj para zrobiła mieszkanie i Wikcia chciała się przyłączyć, to para powiedziała, żeby sobie poszła, że już nie ma miejsca.

      A rano, jak się myją, para nikomu nie chce dać mydła. A jeszcze dawniej para naplotkowała na Władka, że jest łobuz i że go wyrzucą ze szkoły. Wtedy Wikcia już nie mogła wytrzymać i powiedziała: „Ty kłamczuchu” i „Ty drapieżny kocie”. Bo para wcale nie zna Władka, bo zupełnie gdzie indziej mieszkają.

      Wikcia nie lubi się kłócić i nigdy nie mówi takich wyrazów, ale w największej tajemnicy powie, co na nią para powiedziała: powiedziała na nią „Smarkatka”, a potem „Smarkula”, a potem „Plotkara”.

      Wikcia już woli, żeby na nią mówili „Smarkatka”, bo to znaczy, że jest mała, a być małą nie wstyd, bo urośnie; „Plotkara” jest znacznie gorzej, bo znaczy, że plotki robi, a ona przecież mówi tylko w wielkiej tajemnicy. „Smarkula” znaczy zupełnie to samo co „Smarkatka”. To są bardzo brzydkie wyrazy – znaczą, że Wikcia nosa nie wyciera, i Wikcia aż się wstydzi, że musiała je powiedzieć, ale tylko w największej tajemnicy.

      Jak Wikci raz drzazga weszła w nogę, to jej się przykrzyło na kolonii i chciała pojechać do Warszawy, ale teraz, kiedy jest Felek, Wikcia cały rok mogłaby już tu siedzieć…

      Felek uważnie wysłuchał wszystkich tajemnic Wikci, trochę się uśmiechał, a kiedy zapytano, czy Wikcia jest mądra i czy ją lubi, odpowiedział, że bardzo mądra jeszcze nie jest, bo jak opowiada, to wszystko razem plącze, ale bardzo ją lubi, bo jest dobra, i zna ją, kiedy była jeszcze zupełnie malutka.

      Tymczasem Wikcia znalazła parę, a że parze było zimno, więc jej Wikcia dała ponosić swoją pelerynę – i przeprosiły się, i Wikcia prosiła, żeby wszystko aż do wyjazdu zachować w najgłębszej tajemnicy.

      Rozdział siódmy

      Sprawa o gniazdo, o żabę, o kąpiel. Daj nos, Dajnowski.

      Zgadnijcie, ile spraw rozpatrywał sąd kolonii Wilhelmówki w ciągu dwóch sezonów.

      Czterdzieści trzy sprawy.

      Okropnie dużo. Jeśli jednak zważyć, że dwoje dzieci, bawiąc się w pokoju, potrafi często w ciągu godziny pięć razy pokłócić się, poskarżyć mamie, znów pogodzić i znów pokłócić, to dla stu pięćdziesięciu chłopców na wsi w ciągu czterech tygodni i znów stu dwudziestu w ciągu następnych czterech – ta ilość spraw47 sądowych nie jest zbyt wielka.

      A wyroki?

      Najwyższa kara: dwadzieścia minut klęczenia – tylko dwóch chłopców dotknęła…

      Ileż to razy zdawało się, że chłopiec bardzo zawinił; a kiedy sąd wniknął we wszystkie szczegóły – wina stawała się mniejszą, małą, maleńką.

      P. starszy, S. i B.48 zniszczyli gniazdo ptasie. W gniazdku było pięć jajek.

      Zrabowane gniazdo oskarżeni sami rozebrali i obliczyli, że było w nim49: siedemdziesiąt trzy piórka, dwieście osiemdziesiąt słomek, dwieście czterdzieści sześć źdźbeł kory brzozowej, sto czterdzieści osiem włosów końskich. Ileż to pracy drobnej, słabej ptaszyny poszło na marne. A te jajeczka małe, toż to dzieci ptasząt. Dom zrujnowany, dzieci zabite!

      Oskarżyciel żądał najsurowszej kary, ale głos zabrał obrońca:

      – Sędziowie, spójrzcie na oskarżonych. Jeden z nich płacze, jeden siedzi smutny, a jeśli trzeci się śmieje, to dlatego tylko, by ukryć swój smutek. Sędziowie, czy by oni popełnili czyn tak zły i niemądry, gdyby wiedzieli to, co teraz wiedzą?

      Długo mówił i tymi słowy zakończył obrońca:

      – Sędziowie, zapewniam was: że gdyby ten ptaszek był tu obecny, mógł do was przemówić, na pewno tak by powiedział: „Chłopcy wyrządzili mi wielką, wielką krzywdę, ale przebaczcie im, bo kara ani nam chatki naszej nie powróci50, ani nie wskrzesi nam dzieci. Poproście jednak, aby tego nigdy nie robili, bo i my mamy serca, które umieją kochać i przebaczać”. Sędziowie, nie bądźcie gorsi od małej ptaszyny.

      Wyrok w dosłownym brzmieniu głosi:

      „Dnia 3 lipca, w piątek, po podwieczorku, sąd kolonii złożony z sędziów: Tarkowskiego z grupy A, Holca z grupy B, Antczaka z grupy C, Faszczewskiego z grupy D i Spychalskiego z grupy E – rozpatrywał sprawę o zniszczenie gniazda ptasiego przez: P., S. i B. Wszyscy przyznali się dobrowolnie do winy.

      Sąd, biorąc pod uwagę, że:

      1. zniszczono gniazdko po raz pierwszy;

      2. zrobiono to nie w złej myśli, nie w celu skrzywdzenia bezbronnego i niewinnego ptaszka;

      3. winni nie wykręcali się, nie kłamali, a51 od razu i wyraźnie wszystko opowiedzieli…

      Sąd, biorąc to pod uwagę, postanowił:

      B. i P. starszy jeść będą dziś kolację osobno.

      Dalej sąd, uznając udział S. w zniszczeniu gniazda za niedowiedziony i widząc szczery żal jego, postanowił:

      S. przebaczyć…”

      Gorsza była następna sprawa, a jakkolwiek i tu obrońca próbował choć w części usprawiedliwić oskarżonych, wyrok wypadł po myśli prokuratora:

      „Tenże sąd na tymże posiedzeniu rozpatrywał sprawę o męczenie i zabicie żaby przez W. Sąd, biorąc pod uwagę, że:

      1. W. chciał zobaczyć serce żaby, o którym w szkole opowiadał i na obrazku pokazywał w Warszawie nauczyciel;

      2. W. jest pierwszy raz na kolonii i mógł nie wiedzieć, jak bardzo zabrania się tu męczenia zwierząt,

      postanowił łagodnie ukarać oskarżonego.

      Zważywszy jednak, ile bólu sprawił niewinnemu stworzeniu – wyznaczył karę: dziesięć minut klęczenia”.

      „Tenże sąd na tymże posiedzeniu rozpatrywał sprawę Z. oskarżonego o zabicie dwóch żab.

      Sąd, biorąc pod uwagę, że Z. uczynił to bez żadnego powodu, gdyż nie można uważać za dostateczny powód, że żaby przestraszyły go podczas zbierania poziomek, postanowił ukarać Z. przez klęczenie w ciągu dwudziestu minut.

      Tym, którym wyrok ten może się wydawać zbyt surowym, sąd przypomina, jak bardzo cierpiały dręczone żaby.

      Sąd przypomina z naciskiem, że nie wolno śmiać się z odbywających karę, a to pod grozą poniesienia kary podwójnej”.

      Druga surowa kara dwudziestominutowego klęczenia przypada w udziale Staśkowi, który stale się spóźniał, nigdy po trąbce nie przychodził z lasu i szukać go trzeba było zawsze.

*

      Jedna

Скачать книгу


<p>47</p>

ilość spraw – dziś popr.: liczba spraw. [przypis edytorski]

<p>48</p>

P. starszy, S. i B. – autor podaje nazwiska w skróceniu, nie chcąc robić chłopcom przykrości, gdyby opowiadanie wpadło im w ręce. [przypis autorski]

<p>49</p>

było w nim – dziś popr.: były w nim. [przypis edytorski]

<p>50</p>

nie powróci – dziś raczej: nie zwróci. [przypis edytorski]

<p>51</p>

nie kłamali, a – dziś popr.: nie kłamali, ale. [przypis edytorski]