Spinka. Katarzyna Kacprzak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Spinka - Katarzyna Kacprzak страница 2
– A czy zauważyłyście nazwisko kierownika ośrodka na stronie internetowej? – siedzący w rzędzie przed koleżankami Stefan odwrócił się do nich i szeptem wtrącił się do rozmowy. – Nic nie zwróciło waszej uwagi?
– Stefan, proszę cię, kto sprawdza takie rzeczy?
– Ja sprawdzam – pochwalił się. Zawsze był skrupulatny i drobiazgowy. – I właśnie zauważyłem, że kierownik nazywa się Dusoge. Mówi wam coś to nazwisko?
– Nie – odparły jednym chórem koleżanki.
– Przecież to nazwisko rodowe matki naszego prezesa – Stefan jeszcze bardziej ściszył głos.
– Żartujesz? – oburzyła się Ania.
„Tadam!” – rozległ się ze sceny dżingiel, zagłuszając rozmowę, którą można było podjąć dopiero po chwili. Najwyraźniej akustycy poprawili nagłośnienie. Na scenę wszedł prezes Top Finance i zaczął przedstawiać podsumowanie nowych produktów wprowadzonych na rynek kapitałowy w minionym roku. Potem trzeba było jeszcze przeczekać oklaski, które nie wiadomo po co rozbrzmiewały po każdej informacji o kolejnym nowym produkcie w ofercie firmy. Wreszcie można było wrócić do przerwanej rozmowy.
– Skąd wiesz? – ze zdziwieniem zapytała Magda.
– Matka Wiktora używa dwuczłonowego nazwiska. Widziałem na jego zaproszeniu ślubnym. Wiecie, zapraszają zawsze rodzice i narzeczeni.
– To Wiktor się żeni? – Ania otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– Ups! – Stefan teatralnym gestem zamknął sobie usta. – Myślałem, że to nie był sekret. Niestety nic więcej o tej sprawie nie mogę powiedzieć.
Stefan odwrócił się z powrotem w kierunku sceny, na której prezentowane były właśnie wyniki sprzedaży za drugi kwartał ubiegłego roku. Mężczyzna ugryzł się w język, niestety za późno. Może nie powinien tyle mówić. Wydawało mu się jednak, że sprawa niedoszłego ślubu Wiktora Kamiennego, prezesa Top Finance, jest już powszechnie znana. Choć faktem jest, że o prywatnych sprawach prezesa mało kto w firmie wiedział. Sam Stefan dowiedział się o planowanym ślubie przypadkowo, kiedy szukał jakiegoś ważnego dokumentu na biurku nieobecnej sekretarki prezesa. Może to i dobrze, że o planowanym mariażu nikt nie wiedział, bo koniec końców do ślubu nie doszło. Podobno narzeczona w ostatniej chwili się rozmyśliła. Nikt nie wiedział, dlaczego.
Stefan w zamyśleniu podświadomie zaczął rozglądać się po sali, w której odbywał się kongres. Faktycznie ośrodek nie prezentował się najlepiej, ale właśnie z tego powodu nie był drogi. Pewnie dlatego firma Top Finance zdecydowała się zorganizować kosztowną imprezę właśnie tutaj. Stefan był z natury osobą skrupulatną i gdy tylko jakaś wątpliwość zagościła w jego głowie, musiał ją wyjaśnić. Tak było i tym razem. Oglądając stronę internetową ośrodka po ogłoszeniu miejsca organizacji imprezy firmowej, trafił na nazwisko Dusoge. Od razu przypomniał sobie, że matka szefa nazywa się Dusoge-Kamienna. Przypadek? Niezbyt dociekliwy przegląd internetowego wydania biuletynu serockiego dostarczył potrzebnych informacji. Dawny ośrodek FWP został zlicytowany i przejęty przez lokalnego przedsiębiorcę, Mariana Dusoge. Niestety nowy właściciel, będący jednocześnie kierownikiem ośrodka, nie potrafił dźwignąć placówki z długów, nie miał także wystarczających funduszy na modernizację. Ośrodek ledwo zipiał, zmniejszając liczbę personelu do minimum. Jednak dzięki organizacji imprez firmowych, głównie dla warszawskich korporacji, jakoś wiązał koniec z końcem. Wiele wskazywało na to, że prezes Kamienny postanowił wspomóc rodzinę, organizując tegoroczny kongres właśnie w tym miejscu. A może to tylko domysły? Może to czysty zbieg okoliczności?
Rozmyślania Stefana przerwało otwarcie się drzwi na korytarz. W pomieszczeniu były zasłonięte okna. Do sali, wraz z jaskrawym światłem dochodzącym z hallu, zajrzało kilka osób.
– Witamy! – grzmiał ze sceny Kryspin Babisz, pochylając się dyskretnie w stronę prezesa, który stał z boku sceny, oparty nonszalancko o ścianę. Wiktor Kamienny nie lubił robić tego, co wszyscy, zawsze musiał się wyróżniać. Dlatego zamiast siedzieć na widowni, stał z boku i obserwował swoich pracowników. Po chwili konferansjer dodał:
– Witamy kolegów z Krakowa!
Onieśmieleni i lekko zdezorientowani „koledzy z Krakowa” pomachali niezgrabnie zebranym, szybko zajmując najbliższe wolne miejsca.
Większość pracowników przyjechała na szkolenie prywatnymi samochodami, często kierowca zabierał po kilka osób. Tylko nieliczni byli szczęśliwymi posiadaczami aut służbowych (i służbowej karty na paliwo). Ci oczywiście przybyli sami. Część pracowników niższego szczebla przyjechała na miejsce „wesołym autobusem”, który firma wczesnym rankiem wspaniałomyślnie podstawiła pod gmach biurowca, w którym mieściła się jej siedziba. W autobusie „integracja” rozpoczęła się już bladym świtem.
– Cóż, czekamy jeszcze na delegację z Wrocławia. A nie, przepraszam, Wrocław już dojechał. Czekamy na kolegów ze Szczecina. Brawa dla nieobecnych ze Szczecina, niech wasze brawa dodadzą im sił, żeby szybciej do nas dotarli! – grzmiał prezenter telewizyjny, nadal tryskając entuzjazmem.
– O matko, czy my tu musimy siedzieć cały dzień? – Magda ziewnęła, przeciągając się bynajmniej mało dyskretnie.
– Ostatecznie możemy się urwać po przerwie i pójść na spacer. Ładna pogoda – podsunęła szybko Ania.
– Koniecznie, dłużej nie dam rady słuchać tego pajaca – powiedziała Magda, wyciągając z torebki iPada. Już po chwili surfowała w Internecie, studiując najnowsze plotki na Pudelku. Stefan uważnie przyjrzał się uczestnikom spotkania. Okazało się, że wielu z nich, zamiast słuchać wystąpień na scenie, bawiło się swoimi smart-zabawkami, sprawdzając najnowsze informacje w sieci, grając w gry czy przeglądając pocztę elektroniczną.
Mężczyzna rozmarzył się. Pogoda faktycznie była piękna. W powietrzu czuć było wiosnę. Kiedy niecałą godzinę wcześniej wchodził do ośrodka, zauważył, że ptaki śpiewały coraz głośniej. Słońce mocno świeciło, a drzewa zaczynały się zielenić. Niestety – zamkniętym w ciemnej i dusznej sali konferencyjnej pracownikom Top Finance nie było dane podziwiać wiosennej aury.
Z zamyślenia wyrwał Stefana stek wyzwisk rzucanych tuż za jego plecami pod adresem jednego z dyrektorów.
– A to kutas! – zaklęła pod nosem Magda.
– Kto?