Dream again. Mona Kasten
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dream again - Mona Kasten страница 17
– Na każdym kroku można raczej spotkać kogoś, kto liczy na to, że będzie gwiazdą.
– Zniszczyłaś taką piękną wizję.
– Nie chciałam, sorry. I rzeczywiście, na imprezach spotykasz różnych ludzi. Ale oczywiście wtedy brakuje ci odwagi, żeby się do nich odezwać, bo nie chcesz wyjść na idiotkę. Jeżeli już się na to zdobędziesz, bełkoczesz coś bez sensu i naprawdę wychodzisz na idiotkę.
Spojrzał na mnie z ukosa.
– Brzmi zbyt konkretnie, żeby chodziło o sytuację hipotetyczną.
Westchnęłam cicho. Przypomniała mi się pierwsza impreza, na którą zabrał mnie agent.
– Ktoś zaprosił mnie kiedyś na event w West Hollywood. Do jednego z tych osiedli, na które można wjechać tylko po kontroli przez strażnika. Na tamtej imprezie było mnóstwo ludzi, a wśród nich pewien aktor, którego już od dawna podziwiałam.
Scott wybałuszył na mnie oczy.
– No i?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie posiadałam się z radości, wymamrotałam coś pod nosem, a on był tak miły, że dosłownie rozpłynęłam się ze szczęścia.
Scott także miał taką minę, jakby miał się zaraz rozpłynąć.
– Nieco później słyszałam, jak rozmawiał o mnie ze znajomymi. Twierdził, że rzyga już tymi gwiazdeczkami, którym chodzi tylko o władzę i pieniądze. Ale że może weźmie mnie do domu, żeby się przekonać, jak daleko jestem gotowa się posunąć.
Z twarzy Scotta zniknął uśmiech.
– I to nie był jedyny raz, gdy spotkało mnie coś takiego.
Właściwie miałam za sobą sporo takich spotkań. Na samym początku po przyjeździe do Los Angeles wszyscy powtarzali mi w kółko, że networking jest co najmniej równie ważny, jak dobra rola. Usiłowałam słuchać tej rady, ale szybko przekonałam się, że większość ludzi zdecyduje się poświęcić ci chwilę swego bezcennego czasu tylko pod warunkiem, że oni także coś będą z tego mieli. Gdy zapadła decyzja o zakończeniu serialu Twisted Rose, właściwie nikt już nie chciał ze mną rozmawiać na tych imprezach.
– Bardzo mi przykro – stwierdził Scott. W tym samym momencie do sali weszła instruktorka. Zajęła miejsce przed nami, na różowej macie, położyła przed sobą dwie małe metalowe miseczki i rozejrzała się wkoło z szerokim uśmiechem.
– Nieważne – mruknęłam, choć wzbierał we mnie tępy ból. – Teraz jestem tutaj.
– No właśnie. I pierwsze, co robisz, to niszczysz moje fantazje o Hollywood. – Uśmiech w kącikach jego ust zdradzał, że to tylko żart.
– Bardzo mi przykro.
Instruktorka przywitała się z nami i poprosiła, żebyśmy wstali.
– Jakoś to przeżyję – mruknął Scott.
Wyprostowaliśmy się, gotowi na powitanie słońca. Skłoniliśmy się.
Widziałam, jak Scott odwraca się w moją stronę.
– Możesz naprawić swój błąd – zauważył.
– Niby jak?
– Przy najbliższej okazji opowiesz mi więcej.
Nie miałam specjalnie ochoty wracać do czasów w Los Angeles, ale z drugiej strony lepsze to niż rozważania o Blake’u i o tym, do jakiego stopnia mną gardzi.
– Jasna sprawa.
Powiedziałam to dziarsko, by poprawić sobie humor, ale nie najlepiej mi to wyszło. Starałam się wraz z innymi równomiernie oddychać. Wdech i wydech, i tak w kółko. Każdemu oddechowi towarzyszył kolejny ruch. Po pewnym czasie ociekałam potem i serce waliło mi jak szalone. Ze wszystkich sił koncentrowałam się na słowach instruktorki, która kazała nam się wyłączyć.
Na chwilę zamknęłam oczy. Oddychałam głęboko i równomiernie. Co z tego, że u mego boku ćwiczył miły chłopak, z którym fajnie mi się gadało? Co z tego, że oddychałam głęboko i rytmicznie? Co z tego, że dzięki jodze poczułam się lepiej fizycznie? Wszystko na nic. Wciąż byłam myślami w Los Angeles, gdzie ponosiłam klęskę za klęską. Wewnętrznie byłam równie rozbita, jak dzień w dzień od wielu miesięcy. I żadne ćwiczenie oddechowe nie mogło tego zmienić.
Stałam przed domem z torbą sportową przerzuconą przez ramię. Budynek wydawał mi się całkowicie obcy, czułam, że jestem tu intruzem. Śnieg przed drewnianą furtką był już tak ubity, że właściwie zmienił się w lód. Bardzo uważałam, żeby się nie poślizgnąć, kiedy otwierałam furtkę. Ostrożnie ruszyłam w kierunku werandy i skręciłam do drzwi prowadzących do pokoju gościnnego.
Po zajęciach jogi przez chwilę rozważałam nawet, czy nie wyprowadzić się do hotelu, jednak w mojej obecnej sytuacji finansowej nie wchodziło to w grę. Nie chciałam od razu wydać wszystkiego, co zarobiłam, sprzedając rzeczy na eBayu. Nieważne, jak bardzo nie podobało mi się, że jestem skazana na ten dom. Nie miałam wyboru. Musiałam tu zostać.
Z głębokim westchnieniem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdążyłam rzucić torbę na ziemię i zdjąć kozaki, gdy zobaczyłam Ezrę przy biurku. Przestraszyłam się.
– Przez ciebie mało nie dostałam zawału serca – przycisnęłam rękę do klatki piersiowej. – Od dawna tu siedzisz?
Nie odpowiedział, patrzył na mnie przenikliwie. Nie mogłam niczego wyczytać z jego wzroku, ale nie wydawał się szczególnie zadowolony.
– Powiesz mi wreszcie, co się właściwie stało, do cholery? – wypalił prosto z mostu.
Na moment znieruchomiałam. Potem rozpięłam kurtkę i zrzuciłam ją z ramion.
– Doszłam do wniosku, że życie aktorki nie jest dla mnie – odparłam. Słowa zabrzmiały sucho i mdło, a przecież chciałam, by były wiarygodne. Najwyraźniej grać umiałam tylko przed obiektywem kamery.
Ezra był tego samego zdania. Na jego czole pojawił się mars.
– Bzdura.
Zagryzłam dolną wargę, nie wiedząc, co powiedzieć.
– To prawda, co wcześniej mówił Blake? Straciłaś wszystkie oszczędności?
– A jak myślisz, dlaczego się tu przeprowadziłam? – warknęłam ostrzej, niż zamierzałam. Na samą myśl o Blake’u ogarniała mnie wściekłość. Nie mieściło mi się w głowie, jak mnie dzisiaj potraktował. Byłam na siebie zła, że nawet podczas zajęć jogi nie mogłam zapomnieć jego słów. Jakby wryły się w moją pamięć, w całe moje ciało.
Ezra