Granatowy 44. Grzegorz Kalinowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Granatowy 44 - Grzegorz Kalinowski страница
Spis treści
15. Kedywiak, gestapowcy i krowy
20. Czekają na nas ważni ludzie
Redakcja
Beata Słama
Korekta
Bożena Sigismund
Projekt graficzny okładki
Mariusz Banachowicz
Zdjęcie wykorzystane na okładce
© Everett Collection/Shutterstock
Skład i łamanie
Agnieszka Kielak
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2020
© Copyright by Grzegorz Kalinowski, Warszawa 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-66195-95-0
Wydawca
Agencja Wydawniczo-Reklamowa
Skarpa Warszawska Sp. z o.o.
ul. Borowskiego 2 lok. 24
tel. 22 416 15 81
03-475 Warszawa
[email protected] www.skarpawarszawska.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Pamięci moich najbliższych,
Taty, Zbigniewa Kalinowskiego vel Kalisz, i Wujka Mietka,
Mieczysława Kalinowskiego vel Kalisz „Nowaka”.
Nadajemy komunikat z Warszawy.
Nadzwyczajny komunikat z Warszawy.
Stacja Armii Krajowej melduje:
Bój skończony i… nic, oprócz Sławy…
Mieczysław Ubysz „Wilk”, Ostatni komunikat
Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem witanym z odrazą
Józef Szczepański „Ziutek”, Czerwona zaraza
KIEDYŚ
Wicek patrzył w dół, oddychał głęboko i miarowo. Jego klatka piersiowa napinała się jak u gladiatora albo zapaśnika, który ma wyjść na arenę i stoczyć walkę. Może zostać po niej bóstwem i gwiazdą lub skończyć z rozbitą czaszką czy złamanym karkiem. W dole widział wodę połyskującą w świetle księżyca i w blasku ognia. Wisłą płynęły wianki ze świeczkami, a na nabrzeżu, chyba spod knajpy Pod Retmanem, ktoś wystrzelił fajerwerki.
Jeszcze raz nabrał powietrza, jakby chciał złapać właściwy rytm, stać się perfekcyjnym mechanizmem, który obierze właściwą parabolę lotu. Bo to miał być lot, a nie zwykły skok. Nie o wysokość tu chodziło, choć z pewnością na widzach robiła wrażenie. Ważniejsze było, by skoczyć tak, żeby minąć rufę barki, o nic nie zaczepić i wejść do wody.
Poczuł dreszcz emocji, a może nawet krępującego strachu. Stopy na metalowym kątowniku ścierpły, chciał zmienić ich pozycję, dać im odpocząć, bo nie był jeszcze gotowy, bo musiał odwlec to, co nieuchronne. Wcześniej zaledwie chciał, a teraz musiał, choć w ogóle nie miał ochoty skakać. Gdyby jednak nie skoczył, zostałby wyszydzony, stałby się pośmiewiskiem i frajerem początku lata, a może